Konflikt zbrojny na Ukrainie stał się dla prezydenta Białorusi jednocześnie manną z nieba i przekleństwem. Tłumaczymy, dlaczego.
14 stycznia Alaksandr Łukaszenka niespodziewanie spotkał się z ukraińskim politykiem Wiktorem Medwedczukiem, przedstawicielem Ukrainy w mińskiej trójstronnej grupie kontaktowej, która zajmuje się uregulowaniem konfliktu z prorosyjskimi separatystami w Donbasie.
Nr 1
– To nieporozumienie [wojnę na wschodzie Ukrainy] trzeba zakończyć. Bratnie republiki, narody… Własnymi rękami robimy naszym w wrogom i rywalom prezent – powiedział prezydent Białorusi podczas rozmowy z Medwedczukiem.
Na pierwszy rzut oka, białoruski przywódca użył starych haseł o braciach i wrogach, którzy uczynią wszystko, by ich skłócić. Ale nie można wykluczyć, że Łukaszenka skrytykował w ten sposób donbaski projekt Władimira Putina, który nazwał “nieporozumieniem”. Na tle białorusko-rosyjskiego sporu o manewr podatkowy i ceny ropu, taki sens tego zdania jest prawdopodobny.
Tylko czy narody Ukrainy i Rosji mogą być “braterskie”, skoro konflikt pomiędzy nimi zwiększył liczbę nagrobków na cmentarzach o 10 000 sztuk? Alaksandr Łukaszenka nie może nie znać odpowiedzi na to pytanie.
Nie może też nie wiedzieć, że tkwi w pozie niestosownej dla przywódcy państwa. Bo dyga przed Rosją, która z jednej strony daje Białorusi wsparcie finansowe, a z drugiej – nieźle gra rolę światowego bandyty, napadając na Gruzję oraz ukraińskie Krym i Donbas. I najwyraźniej, pozycja ta Łukaszence pasuje.
Na tle Putina, który grozi Białorusi głęboką integracją (czyt. wchłonięciem), tak zwany “ostatni dyktator Europy” wygląda na drobnego szkodnika. A dla Zachodu Łukaszenka to obiektywnie mniejsze zło od rosyjskiego cara.
Co więcej, wojna na Ukrainie dała Łukaszence status regionalnego negocjatora pokojowego i stała się dla niego prawdziwą trampoliną na arenie międzynarodowej. I najważniejsze – konflikt rosyjsko-ukraiński już teraz został jednym z głównych punktów kampanii przed wyborami prezydenckimi w 2020 roku.
Kim jest Medwedczuk?
Wiktor Medwedczuk to lider ruchu Obywatelski Wybór, deputowany II, III i IV kadencji ukraińskiego parlamentu. Od 2002 do 2005 roku był szefem Administracji Prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmy. Tuż przed aneksją Krymu wyjechał z rodziną do Szwajcarii. Był jednym z kluczowych konsultantów byłego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza podczas Euromajdanu. Za prorosyjskie poglądy ukraińskie media nazywają go “kumem Putina”.
W ukraińskich mediach spotyka się ostatnio opinię, że Medwedczuk weźmie udział w wyborach prezydenckich na Ukrainie. Sam Medwedczuk mówi, że nie zamierza kandydować, ale w wiadomościach pojawia się coraz częściej.
Wracając do Mińska, Medwedczuk podziękował Łukaszence za “możliwość spotkania się”, informuje służba prasowa prezydenta. Kto był inicjatorem spotkania i z jakiej okazji prezydent Białorusi rozmawiał z “kumem Putina”, nie podano.
Wojna na Ukrainie od 2014 roku jest dla Łukaszenki narzędziem do zastraszania Białorusinów. W jego przemówieniach co rusz pojawiają się frazy: “nie chcecie przecież, by było, jak na Ukrainie”, albo “lepiej ze mną w Mińsku, niż z czołgami w Brześciu”. Na arenie międzynarodowej Łukaszenka wykorzystał ten konflikt, jako skuteczne narzędzie legitymizacji swojej polityki.
Prezydent potrzebował przy tym czasu, by zrozumieć, że wojna może z Ukrainy może się rozlać i na Białoruś. A co wtedy stanie się z nim? Trudno powiedzieć.
Nr 2
– Jesteśmy na froncie. Jeśli nie przetrwamy tych lat i upadniemy – to będzie oznaczać, że musimy wejść w skład jakiegoś państwa, albo będą o nas zwyczajnie wycierać nogi. A nie daj Boże, wywołają jeszcze wojnę jak na Ukrainie”.
Te słowa zabrzmiały 22 czerwca 2018 roku w rocznicę napadu hitlerowskich Niemiec na ZSRR, podczas narady z urzędnikami rejonu szkłowskiego.
Nr 3
– My bardzo tanio dostaliśmy niepodległość. Wszystkie narody o nią walczyły, dziś walczy o nią bratnia Ukraina. Nie możemy dopuścić do tego, by o nią walczyć. Jesteśmy narodem miłującym pokój. Z pewnością Bóg postawił przed nami to ciężkie zadanie, byśmy poczuli, czym jest niepodległość. Pokonać to wszystko możemy tylko wtedy, gdy się zjednoczymy – powiedział Łukaszenka wręczając naukowcom dyplomy habilitacyjne w 2017 roku.
Nr 4
– Bojowników, którzy walczą przeciwko Ukraińcom, należy likwidować. Ale najpierw sprawdźcie, czy nie strzelacie przypadkiem do swoich.
Tak 7 czerwca 2014 roku lider Białorusi doradzał Ukraińcom. Tego dnia Alaksandr Łukaszenka przyleciał do Kijowa na inaugurację prezydentury Petra Poroszenki.
Nr 5
Także wtedy Łukaszenka oświadczył, że “nienawidzi” mediatorów i sił pokojowych. Prosił też, by nie wciągano go w ten proces.
– Ludzie, którzy chcą jakichś niezrozumiałych politycznych zysków, którzy chcą zostać autorytetami, zawsze wyrywają się do bycia mediatorami i twórcami pokoju. Ja tego nie chcę – już wszystko to mam. Przecież w końcu rozmawiacie z ostatnim dyktatorem Europy. Zapiszcie to sobie – powiedział dziennikarzom Łukaszenka.
Nr 6
Kilka lat później Łukaszenka przemyślał swoje stanowisko, zmienił zdanie i zaproponował wysłanie do Donbasu białoruskich wojsk pokojowych, jeśli tylko Władimir Putin i Petro Poroszenko się co do tego dogadają.
– Mówiłem nawet obu prezydentom, Poroszence i Putinowi: nie liczcie na to, że będę po czyjejś stronie. Ja będę dokładnie wykonywał to, na co wy, dwaj prezydenci, się umówicie. Jak mam stać pomiędzy, stanę. A jeśli ustalicie, żeby przywieźć 10 tysięcy żołnierzy Sił Zbrojnych Białorusi – postawimy ich na granicy, tam gdzie pokażecie.
Chęć wysłania Białorusinów na Ukrainę Łukaszenka zadeklarował w lutym 2018 roku, po tym, jak oddał swój głos w wyborach do miejscowych Rad Deputowanych.
Nr 7
– Jesteśmy gotowi włączyć się w ten konflikt tam, gdzie jest trudno i gdzie nie ma tego zaufania, jakie powinno być. Jesteśmy gotowi zrobić to wyłącznie dla pokoju – prezydent Białorusi powtórzył swoją propozycję podczas Forum Regionów w Homlu, które odbyło się w październiku 2018 roku.
Nr 8
– Niedawno powiedziałem Władimirowi Władimirowiczowi [Putinowi]. Ileby to nie kosztowało, trzeba coś wymyślić, by zaczął się powrotny proces – przywracanie stosunków. Zwycięzców w tej rzeźni nie będzie – powiedział Łukaszenka dziennikarzom w listopadzie 2016 roku.
Nr 9
– My na Ukrainę nie wjedziemy czołgami. Pojedziemy tam na traktorach. To nasi bracia, to słowiańska jedność, której nikomu nie wolno burzyć.
Prezydent Białorusi powiedział tak podczas spotkania z deputowanymi V i VI kadencji w 2016 roku. Podczas tego samego przemówienia Łukaszenka obiecał Rosji wsparcie militarne w kierunku zachodnim.
Nr 10
– Podjęliśmy decyzję o wzmocnieniu granicy z Ukrainą. Widzimy, ile stamtąd idzie złego dla Białorusi. W tym też przemycana jest broń. Powinniśmy zamknąć granicę. Ale nie dla porządnych ludzi, a dla bandytów, dla tych, którzy wiozą broń.
Więcej żołnierzy na granicy i szczelniejsze kontrole Łukaszenka zapowiedział podczas spotkania z sekretarzem Rady Bezpieczeństwa Stanisławem Zasiem i przewodniczącym Państwowego Komitetu Pogranicznego Anatolem Łapo.
jw, pj/belsat.eu