Były ambasador RP na Białorusi: Trzeba być przygotowanym na najgorszy wariant


Co jeszcze musi się zdarzyć, żeby świat przejrzał na oczy? Były ambasador RP w Mińsku i były zastępca ambasadora w Kijowie Leszek Szerepka w rozmowie z Aliną Kouszyk komentuje agresję Rosji na Ukrainę. Polski dyplomata pracuje obecnie w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego.

– Chciałabym zacząć nasz wywiad od słów brytyjskiego analityka Edwarda Lucasa. Porównał on to, co dzieje się na Ukrainie i reakcję Zachodu po 1 września 1939 roku. Co by było, gdyby Niemcy napadły na Polskę, a wszyscy tak samo jak teraz milczeli i apelowali o pokój?

– Nie całkiem się z tym zgadzam, ponieważ wojna trwa już piąty rok. Zaczęła się w 2014 roku. Można nazywać to w różny sposób – wojną hybrydową, ale to prawdziwa wojna. Codziennie giną ludzie, zwłaszcza na wschodzie Ukrainy. I ostatnio nikt tego nie zauważa.

Dobrze, że wydarzył się ten incydent w Morzu Azowskim, bo świat znów przypomniał sobie o konflikcie wokół Ukrainy.

– A tymczasem wokół Ukrainy dzieje się dużo. Pięciolecie Majdanu, o czym trochę zapomnieliśmy w związku z tym, co dzieje się teraz. Tomos, praktycznie przyjęty przez Święty Synod Konstantynopola: ukraińska Cerkiew uniezależnia się od Rosji. I teraz ta agresja. O czym to mówi, czy to ogniwa tego samego łańcucha?

– Tak. Myślę, że Moskwa, Rosja ma jakiś plan związany z Ukrainą. Rosja będzie dążyć przynajmniej do utrzymania Ukrainy w swojej sferze wpływów, a maksymalnie – myślę, że spróbować nawet wchłonąć ten kraj.

Pamięta pani wystąpienie Putina na szczycie NATO w 2008 r. w Bukareszcie, kiedy powiedział, że Ukraina to dziwny i niepojęty przypadek historyczny, przypadkowe państwo?

– Jak pan ocenia fakt, ze Petro Poroszenko zaapelował do NATO o wprowadzenie floty na Morze Czarne i zablokowanie Bosforu dla rosyjskich statków? To właściwe zachowanie z jego strony?

– Ja w ogóle uważam, że ukraińskie władze zachowują się nie do końca odpowiednio. Wysyłają w świat fałszywe sygnały. Uważam, że w obecnej sytuacji, kiedy trwa niewypowiedziana wojna, prostym krokiem jest zerwanie stosunków dyplomatycznych pomiędzy krajem-ofiarą a krajem-agresorem. Nie rozumiem, dlaczego strona ukraińska tego nie robi. To co mówią – że to niby troska o obywateli Ukrainy, którzy mieszkają w Rosji – nie jest całkowicie przekonujące.

– Ukraińcy mówią, że wszystko robią tak, aby nie zaszkodzić Ukrainie…

– Już powiedziałem, że rozgrywka toczy się o przyszłość kraju. Myślę, że ukraińskie władze nie do końca rozumieją tę fabułę.

– Petro Poroszenko jest też krytykowany za to, że wprowadził stan wojenny. Że w ten sposób próbuje poprawić swoje notowania przed wyborami prezydenckimi. Jak pan uważa, dobrze zrobił?

– Uważam, że Ukraina powinna była zrobić to pięć lat temu.

Pamiętacie kocioł pod Debalcewem, kiedy zginęło kilkuset ukraińskich żołnierzy? Nikt tego nie zrobił. Teraz doszło do porównywalnego, poważnego incydentu na Morzu Azowskim. Władze próbują wprowadzić stan wyjątkowy. Ale to dziwne, bo w ciągu jednego dnia prezydent zmienia kilka razy swoje stanowisko. Najpierw powiedział, że stan wojenny będzie obowiązywał 60 dni, potem – 30. Najpierw na całej Ukrainie, potem tylko w części. To niezrozumiałe.

– Może nie wiedzieli jak się zachować i stąd takie zamieszanie… Trzeba było przecież podjąć jakąś decyzję. Ale z czego to wynika, że nie wiedzieli?

– To bardzo poważna kwestia. Takich kwestii nie można rozwiązywać ex promptu. Jeżeli coś robicie, to musicie pomyśleć, co robicie. Bo Rosja będzie na tym grać. I jakkolwiek by to wyglądało dziwnie, ta propozycja wprowadzenia stanu wojennego wpisuje się w okres walki politycznej na Ukrainie, wkraczając w terminy kampanii prezydenckiej.

Co może zrobić Zachód? Jakie karty w ręku ma Zachód – UE i USA?

– Trzeba podejmować jakieś kroki. Np. pomagać Ukrainie sprzętem wojskowym. W bardziej zdecydowany sposób powiedzieć, jakie będą nasze kroki w przyszłości – jeśli Rosja przekroczy pewną “czerwoną linię”.

Ale uważam, że Zachód woli nie dostrzegać tej wojny i w ogóle nie jest gotów do ostrych starć w Europie.

– Boją się?

– Boją się. W ogóle nie są gotowi. Proszę sobie poczytać o stanie niemieckiej armii. Polskie wojsko też nie jest gotowe.

– Białoruś też nie jest gotowa…

– I myślę, że zaprzepaszczono ostanie pięć lat, aby się przygotować.

– A co możemy robić, żeby się przygotować?

– Trzeba się przygotowywać do prawdziwej wojny w tej części Europy. Przede wszystkim musimy zrozumieć powagę sytuacji w Europie i uwzględniając to, robić wszystko, aby najpierw zminimalizować skutki tej wojny lub takich wydarzeń. A jeśli się to nie uda, to być gotowym do najgorszego scenariusza.

Rozmawiała Alina Kouszyk, cez/belsat.eu

Aktualności