Dosłownie dzień po zakończeniu Konferencji Monachijskiej, na której podobno rozmawiano o przyspieszeniu szczytu normandzkiej czwórki, sytuacja na froncie w Donbasie zaostrzyła się. I nie można uznać tego za zbieg okoliczności.
Kreml, jak zwykle, uruchomił wszystkie możliwe formy nacisku na przeciwnika. O ile na froncie dyplomatycznym usiłował przeforsować stworzony przez rosyjskich ekspertów “plan uregulowania” kwestii Donbasu (został przedyskutowany w Monachium, ale odrzucony przez Ukrainę), to na prawdziwym froncie zwyczajnie nasila ostrzał.
Cel taktyczny Kremla jest dziś dużo bardziej jasny, nikt go nie ukrywa. Na wszystkie nowe propozycje prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, rosyjski prezydent Władimir Putin, jego rzecznik Dmitrij Pieskow i minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow odpowiadają: Ukraina powinna nawiązać bezpośrednie kontakty z władzami “republik ludowych” Donbasu.
I nic w tym nowego. Ani w podejściu do kryzysu ukraińskiego, ani w rozwiązywaniu kryzysów w państwach postsowieckich w ogóle. Rosja sadzała już za “okrągłe stoły” zarówno władze Mołdawii i separatystycznego Naddniestrza, władze Gruzji, Abchazji i Osetii Południowej. W wyniku takich rozmów z separatystami nie zapanował pokój, a państwa nie odzyskały utraconych terenów.
Pozwoliły one jednak Rosji z “czystym sumieniem” wspierać władze okupowanych terenów, których “podmiotowość” w jakiś sposób uznały legalne władze państw najechanych.W rezultacie, po prawie trzech dekadach konfliktu w Naddniestrzu stacjonują rosyjskie wojska, niepodległość Abchazji i Oserii Połudiowej jest uznana przez Rosję, która na podstawie umowy faktycznie włączyła ich wojska do swojej armii.
Ukrainie wróży się ten sam los. Bezpośrednich kontaktów z separatystami Rosja domagała się już od pełniącego obowiązki prezydenta Ołeksandra Turczynowa i od prezydenta Petra Poroszenki. Teraz Kreml sądzi, że uda się to z Wołodymyrem Zełenskim.
Swój udział w szczycie pokojowym w Paryżu Kreml uzależnił od gotowości Ukrainy do wprowadzenia “formuły Steinmeiera” w jej rosyjskim brzmieniu. Nie po to, by przywrócić Ukrainie kontrolę nad Donbasem, ale po to, by na poziomie ustawowym, a jeszcze lepiej konstytucyjnym, czego domaga się Kreml, podkreślić, że jest to “obszar wydzielony”. I sami Ukraińcy to przyznają.
Kijów nie zbiera się jednak do żadnych bezpośrednich rozmów z władzami “republik ludowych”. Z kolei parlament przez kilka następnych miesięcy będzie się koncentrował nad reformą rolną i wątpliwe, by mógł choć omówić prowadzenie “formuły Steinmeiera”. W związku z tym Moskwa najwidoczniej straciła zainteresowanie przygotowaniami do nowego szczytu w formacie normandzkim. Za to wciąż aktualna jest stara metoda Putina – militarna presja na przeciwnika.
O możliwym zaostrzeniu na froncie mówiono już po zakończeniu konferencji prasowej w Paryżu, gdy okazało się, że Zełenski nie skapitulował w pełni przed Putinem. No i do eskalacji walk doszło. Pozostaje jedynie pytanie, co po nowym akcie tej wojny zrobi Zełenski – zrozumie, że jedyna możliwość przeciwstawienia się Putinowi to obrona przed Rosją i współpraca z Zachodem, czy będzie jeszcze usilniej szukał pokoju w oczach rosyjskiego prezydenta.
Witalij Portnikow, ukraiński publicysta dla Biełsatu
Inne publikacje autora – w dziale Opinie
Redakcja może nie podzielać opinii autora.