„Białoruskie władze mnie nie wydadzą”. Czy przestępca wojenny ukrywa się na Białorusi?


Po terenie Białorusi bez przeszkód porusza się neonazista skazany zaocznie za przestępstwa wojenne ze szczególnym okrucieństwem. Belsat.eu sprawdził, jak to możliwe, że nie został zatrzymany.

We wrześniu rosyjski bojownik walczący w Donbasie Aleksiej Milczakow umieścił na swoim koncie w Vkontakcie zdjęcie z białoruskiej wsi. Miał tam pojechać na wczasy.

– Urlop na daczy na Białorusi. Stary domek na wsi, świeże szaszłyki i przyroda – podpisał zdjęcie przestępca wojenny.

Gdzie dokładnie wykonano zdjęcie, nie wiadomo. Wcześniej Milczakow mówił dziennikarzom, że kilka razy odwiedzał Białoruś i rzekomo nabył chatę pod Witebskiem. Prawdopodobnie w rejonie horodeckim, skąd w maju 2016 roku wrzucał zdjęcia do internetu. W jednym z wywiadów neonazista stwierdził nawet, że chciałby „tymczasowo zamieszkać na Białorusi”.

Milczakow: Jestem absolutnie spokojny, władze Białorusi mnie nie wydadzą

Aleksiej Milczakow

Korespondent belsat.eu rozmawiał z Milczakowem za pośrednictwem profilu neonazistowskiego ugrupowania Rusicz, którego jest on przywódcą. Bojownik potwierdził, że od czasu do czasu odwiedza Białoruś, głównie dla wypoczynku.

– We wrześniu tego roku to był urlop, a towarzyszące sprawy nie muszą pana martwić – podkreślił ekstremista.

Milczakow twierdzi, że nigdy nie miał problemów z białoruskimi służbami i nie boi się przyjeżdżać na Białoruś.

– Jestem absolutnie spokojny i wiem, że mnie, obywatela Federacji Rosyjskiej, władze Białorusi nie wydadzą Ukrainie. Do tego przecież nie wysłano za mną międzynarodowego listu gończego. Byłem w tym roku też w innym państwie i nie było problemu – dodał.

Neonazista przyznał też, że ma nieruchomość na Białorusi.

– Tak, mam działkę letniskową. Ale nie zamierzam powiedzieć, gdzie dokładnie. Nie uda się też panu o tym dowiedzieć. Jest kupiona na mojego krewnego – dodał.

Rzeczywiście, Aleksiej Milczakow ma rodzinę na Białorusi. Brat jego dziadka przeprowadził się na Białoruś z Leningradu po II wojnie światowej. Dzięki temu znany białoruski hokeista, bramkarz Dynama Mińsk i reprezentacji Białorusi Dzmitryj Milczakou jest stryjecznym bratem bojownika. Trzeba jednak podkreślić, że prawdopodobnie nie utrzymują oni kontaktu i nigdy się nie spotykali.

Jakie zbrodnie popełnił Milczakow

Aleksiej Milczakow. Zdjęcie z portalu społecznościowego

Urodzony w Petersburgu Aleksiej Milczakow (pseudonim Serb, ksywa Fryc) ma potwierdzoną reputację neonazisty i sadysty. Już w 2012 roku zasłynął na całą Rosję po tym, jak umieścił w internecie zdjęcia, na których odcina głowę szczeniaka i robi z niego szaszłyk, a także pozuje na tle flagi hitlerowskich Niemiec.

Potem Milczakow został liderem ugrupowania Rusicz, bojówki rosyjskich neonazistów. Grupa brała udział w wojnie w Donbasie w składzie nielegalnej formacji zbrojnej Batman (znanej z porywania, torturowania i rabowania cywilnej ludności Ukrainy) oraz Wiking.

Według ukraińskiej prokuratury, Aleksiej Milczakow od czerwca 2014 roku do sierpnia 2015 roku walczył w Donbasie w składzie utworzonej i dowodzonej przez niego grupy rozpoznawczo-szturmowej Rusicz. W wyniku zorganizowanej przez niego zasadzki pod wsią Priwietnoje w rejonie słowianoserbskim obwodu ługańskiego, 5 września 2014 roku zginęło około 40 żołnierzy ukraińskiego batalionu Ajdar i 80 Samodzielnej Brygady Desantowo-Szturmowej. Zabitym Ukraińcom Milczakow odciął potem uszy, wyciął na ich twarzach znak kołowrotu (ośmioramiennej swastyki), a także robił sobie zdjęcia na tle spalonych ciał wrogów. Zdjęcia swoich „dokonań” umieszczał w internecie.

Milczakow pozuje na tle spalonych ciał

W listopadzie 2016 roku ukraińskie służby wysłały za bojownikiem list gończy. W ubiegłym roku Główna Prokuratura Wojskowa Ukrainy przekazała do sadu akt oskarżenia przeciwko Milczakowowi. Był oskarżony o terroryzm, zamach na jedność terytorialną Ukrainy i prowadzenie agresywnej wojny. Proces musiał odbyć się zaocznie.

Służby specjalnie Ukrainy i Białorusi milczą

Jak w takim razie Aleksiej Milczakow może odwiedzać sąsiadująca z Ukrainą „siostrzaną Białoruś”? By otrzymać odpowiedź na to pytanie, belsat.eu wysłał odpowiednie pisma do Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, Prokuratury Generalnej Ukrainy oraz MSW i Prokuratury Generalnej Białorusi.

Faktycznie we wszystkich wypadkach organy Ukrainy i Białorusi uchylają się od odpowiedzi. SBU poinformowała, że sprawą Milczakowa zajmuje się Prokuratura Generalna. Ta z kolei twierdzi, że zgodnie z art. 222 Kodeksu Kryminalno-Procedurowego Ukrainy „wiadomości postępowania przedsądowego, w tym o współpracy międzynarodowej, mogą być podawane jedynie za pisemną zgodą śledczego lub prokuratora”.

W związku z tym nie wiadomo, czy ukraińskie służby kontaktowały się ze swoimi białoruskimi odpowiednikami w sprawie wizyt Milczakowa na Białorusi. Nie wiadomo też, czy rzeczywiście, jak twierdzi bojownik, wysłano za nim jedynie ukraiński list gończy, a nie międzynarodowy. Nie można tego wykluczyć, szczególnie, że śledztwo w jego sprawie idzie dość opornie – list gończy wysłano dopiero 2 lata po zbezczeszczeniu ciał ukraińskich żołnierzy.

Screenshot ze strony MSW Ukrainy

W bazie danych MSW Ukrainy nazwisko Milczakowa rzeczywiście figuruje, jednak nie napisano tam, czy jest poszukiwany międzynarodowym listem gończym. W bazie Interpolu danych Milczakowa nie ma.

Prokuratura Generalna Białorusi odmówiła komentowania sytuacji związanej z wizytami zbrodniarza wojennego, podkreślając, że o stosowne informacje prosić mogą jedynie „kompetentne organy”. W białoruskim MSW korespondentowi belsat.eu powiedziano, że informacje te mają „charakter poufny”.

Odpowiedź MSW Białorusi

Dodajmy, że w polu widzenia białoruskich organów Milczakow musi znajdować się od ponad 2 lat. W maju 2016 roku dużego rozgłosu nabrała spraw białoruskich prawosławnych dzieci z Witebska, Drucka i Tołoczyna, którym organizowano wyjazdy na zloty militarne w Rosji. Instruktorami byli tam bojownicy z grupy Rusicz, w tym ich dowódca – Milczakow. Przedstawiciele białoruskich służb zapowiedzieli wtedy zbadanie sprawy i rozpoznanie sytuacji.

Co białoruskie służby mogą zrobić rosyjskiemu ekstremiście?

Prawnicy podkreślają, że jeśli nawet nie ma formalnych podstaw prawnych do aresztowania Milczakowa i ekstradowania do na Ukrainę, białoruskie służby mają zawsze możliwość administracyjnego zakazania mu wjazdu do kraju. W ostatnich latach było wiele przypadków, gdy funkcjonariusze zatrzymywali i deportowali z Białorusi ukraińskich działaczy społecznych, dziennikarzy i literatów. Zazwyczaj dlatego, że znajdowali się oni na rosyjskiej „czarnej liście”.

Jednak białoruskie władze zakazywały też wjazdu obywatelom Rosji. Na przykład w 2011 roku służby wprowadziły na listę personae non grata obrońcy praw człowieka Andrieja Jurowa, który monitorował represje polityczne po rozpędzeniu demonstracji na Płoszczy w 2010 roku. Z kolei w ubiegłym roku został zatrzymany i deportowany do Rosji filozof i historyk Piotr Riabow, który przyjechał odczytać wykład o anarchizmie.

Pawieł Sapiełka.
Zdj. spring96.org

Prawnik Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna” Pawieł Sapiełka w komentarzu dla belsat.eu podkreślił, że administracyjny zakaz wjazdu na Białoruś jest dość powszechną praktyką.

– Prawo przewiduje możliwość zakazu wjazdu na Białoruś. Jest to decyzja administracyjna, która musi być oparta na interesach ochrony porządku publicznego i bezpieczeństwa narodowego. O ile wiem, takich decyzji podejmuje się bardzo wiele. Na przykład w swoim czasie zakaz wjazdu na Białoruś otrzymał Borys Niemcow. Znam obrońców praw człowieka, którym zabroniono wjazdu. Gdy są zawracani na granicy (oczywiście, gdy jest to realna granica) ludziom podaje się ogólne uzasadnienie, a formalne jego potwierdzenie jest związane z wielkimi trudnościami – tłumaczy prawnik.

Należy dodać, że nie wiadomo, gdzie obecnie przebywa Milczakow. Według rosyjskich mediów, w 2017 roku neonazista dołączył do prywatnej firmy wojskowej Wagnera i trafił do Syrii. Na pytanie belsat.eu o służbę w grupie Wagnera, Milczakow odpowiedział: „A to już pana nie dotyczy”.

Wcześniejsze śledztwo dziennikarskie Biełsatu wykazało, że białoruscy obywatele walczący w rosyjskich formacjach najemniczych bez przeszkód przyjeżdżają do kraju. Służby bezpieczeństwa im w tym nie przeszkadzają, a nawet mogą tu wyrabiać nowe dokumenty.

Czytajcie również:

Ihar Iljasz, pj/belsat.eu

Aktualności