Halina Andrejczyk z Grodna publicznie poparła Siarhieja Cichanouskiego i skrytykowała Alaksandra Łukaszenkę.
29 maja grodzieńska emerytka udzieliła wywiadu wideoblogerowi i niedoszłemu kandydatowi na prezydenta Siarhiejowi Cichanouskiemu, który prowadził kampanię swojej żony po tym, gdy jemu samemu uniemożliwiono start w wyborach. Rozmowa odbyła się podczas pikiety w Grodnie – tej samej, podczas której w wyniku milicyjnej prowokacji zatrzymano, a następnie aresztowano Cichanouskiego.
Na odważną emerytkę w jednym ze swoich wystąpień zwrócił uwagę Alaksandr Łukaszenka. Skrytykował ją osobiście za to, że „krzyczała i wrzeszczała”, a sama mieszka w „pałacu”. A już 4 czerwca państwowa telewizja pokazała w swoim reportażu dom Andrejczyk podkreślając, że starsza pani ma mieszkanie w centrum Grodna, willę, dwie niezabudowane „hacjendy” oraz busa wartego 25 tys. dolarów. I to przy tym, że jak specjalnie wytknięto – synowie emerytki są podobno bezrobotni.
Wczoraj zaś w telewizyjnym programie informacyjnym ukazał się materiał zatytułowany „Wywiad zameldował”, w którym o majątku Andrejczyk opowiadał przewodniczący białoruskiego Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego Walery Wakulczyk. Szef KGB pokazał nawet dziennikarzom założoną „babci z Grodna” teczkę z jej sprawą. Oprócz tego – teczki na Sierhieja Cichanouskiego oraz jego współpracowników – również zatrzymanych 29 maja w Grodnie.
Jak wyjaśniło Radio Svaboda, Halina Andrejczyk przez 52 lata była wykładowczynią na grodzieńskich uczelniach, a jej mąż był specjalistą w branży budowlanej. Starszy syn pracuje w biurze podróży w Petersburgu, a młodszy jest programistą w firmie motoryzacyjnej – także w Rosji. Willę w latach 90. pomogli zbudować Andrejczykom krewni z Australii.
mh, cez/belsat.eu