Białoruski dziennikarz, który wykrył radioaktywne mleko trafił za to przed sąd


W kwietniu br. – w 30. rocznicę czarnobylskiej katastrofy korespondent agencji Associated Press Juraś Karmanau przeprowadził śledztwo dziennikarskie, które wykazało, że jedna z białoruskich mleczarni wykorzystuje do produkcji mleko od krów pasących się w strefie zanieczyszczonej radioaktywnie.

Juraś Karmanau przekazał wtedy do laboratorium próbki mleka pozyskane z mlecznej fermy znajdującej się w pobliżu granicy strefy skażonej we wsi Hubarewiczy – jedynie 45 km od Czarnobyla.

Wyniki badań pokazały, że poziom radioaktywności dziesięciokrotnie przekracza dopuszczalne normy. Mikołaj Czubenok właściciel 50 krów sprzedaje swoje mleko zakładowi Milkavita, w którym najprawdopodobniej jest mieszane z mlekiem nieskażonym i przerabiane jest na ser „Polesskij”. Produkcja zakładu w 90 proc. eksportowana jest  do Rosji.

Czytaj więcej>>>Białoruś eksportuje do Rosji radioaktywny ser

Na publikację zareagowało Mińskie Centrum Higieny i Epidemiologii to samo, które przyjęło wcześniej próbki mleka od dziennikarzy. I oświadczyło, że mleko z Hubarewicz jest czyste. Przedtem jednak na wykazało, że próbka mleka zawiera izotop strontu-90 emitujący 37,5 bekereli na kilogram. Tymczasem białoruskie Ministerstwo Rolnictwa przewiduje normę 3,7 bekereli. Po ukazaniu się publikacji przedstawiciele centrum  niespodziewanie oświadczyli, że  w mleku zawartość izotopu cezu-137 utrzymuje się w normie, a badania na stront-90 w ogóle się nie przeprowadzono rzekomo z powodu niewystarczającej ilości mleka przekazanej dla badań.

Tymczasem Karmanau opublikował już 26 kwietnia zdjęcie protokołu wyników badań, w którym wyraźnie napisano, że w mleku wykryto 10-krotnie przekroczenie ilości radioaktywnego strontu-90.

„Od razu po publikacji do sprawy włączył się Państwowy Departament ds. Czarnobyla. Urzędników nie interesowały wyniki badań laboratoryjnych i fakt, że ferma znajdowała się tuż obok znaków „Stój” i „Promieniowanie”. Ich interesowało jedynie mleko. I po przeprowadzeniu swoich testów okazało się, że wszystko jest w porządku. Na tej podstawie Milkawita zgłosiła sprawę do sądu” – powiedział Biełsatowi dziennikarz.

Firma mleczarska domaga się od dziennikarza, by „zdementował nieprawdziwe informacje” opublikowane na stronie Associated Press oraz siedmiu innych portalach: białoruskich, polskich i rosyjskich, które przedrukowały agencyjny materiał.

Karmanau utrzymuje, że śledztwo było przeprowadzone zgodnie z kanonami sztuki dziennikarskiej i jest oparte na faktach. W artykule znalazły się wyniki badań laboratoryjnych oraz wypowiedź przedstawiciela Milkawity. Jego zdaniem, wytoczony mu proces uderza w wolność słowa.

„Po pierwsze temat Czarnobyla jest tabuizowany w białoruskich mediach i państwo nie chce, by dziennikarze nie badali tego, co dzieje się w strefie czarnobylskiej. Po drugie mleko przez białoruskie władze traktowane jest jak „biała ropa naftowa”, która masowo jest eksportowana do Rosji. 90 proc. produkcji Mlekovity idzie przecież do Moskwy. Dla państwa jest ważne, by zachować reputację naszych produktów” – dodaje autor śledztwa.

Dziennikarz w rozmowie z Biełsatem zwraca również uwagę, że na Białorusi nie prowadzi się testów na obecność kolejnych izotopów powstających po ponad 25 latach od katastrofy w wyniku rozpadu uranu takich  jak np. Ameryk.

Karmanau uważa, że tylko niezależne media są w stanie obronić interesy białoruskich konsumentów, którzy chcą kupować i jeść bezpieczną żywność. Tymczasem białoruskie państwo ma zupełnie inne interesy.

Rozmowa z dziennikarzem w programie Biełsatu  „Komentarz”:

Jb/ www.belsat.eu/pl/

Aktualności