Jesień, czas zbiorów oznacza dla białoruskich uczniów i studentów dodatkowe, niezwiązane z nauką obowiązki.
Całe klasy i roczniki w trybie „dobrowolno-przymusowym” są wywożone głównie na kołchozowe pola, by zbierać ziemniaki i inne warzywa okopowe. Otrzymują za to niewielką zapłatę, choć często prace prowadzone są nawet w weekendy.
Około 150 studentów Uniwersytetu Państwowego w Witebsku trafiło do pracy w sadach w rejonie tołoczyńskim przy zbiorze jabłek dla fabryki konserw. Studenci musieli pracować nawet w sobotę i w niedzielę. W te teoretycznie wolne od pracy dni skrócono im jedynie czas pracy. Jeden pracowniczy turnus trwa zazwyczaj trzy tygodnie, podczas których studenci nocują w kołchozowym hotelu robotniczym. Za ten okres otrzymują wyżywienie i jedynie 80 rubli – ok. 160 zł, z czego jeszcze muszą opłacić sobie nocleg. Ponadto biorąc udział w pracach polowych przepuszczają zajęcia i wykłady.
Wysyłki studentów do pracy nie chciało komentować szefostwo sadowniczego kołchozu, w którym pracowali studenci. Podobnie było z kierownictwem miejscowego oddziału Białoruskiego Związku Młodzieży odpowiedzialnego za werbunek brygad roboczych.
Witebski obrońca praw człowieka Leanid Swiecik uważa, że wywożenie studentów do prac polowych podczas roku szkolnego jest bezprawne. Jego zdaniem jest to bowiem praca przymusowa, a studenci się na nią zgadzają, bo nie znają własnych praw. Według niego wynika to wprost z kodeksu edukacyjnego, który zabrania wykorzystywać studentów do prac czy okazywania usług.
– To jest bezprawne, ale studenci się na to zgadzają, bo nie znają swoich praw lub po prostu boją się powiedzieć „nie” administracji – tłumaczy w rozmowie z Biełsatem
Białoruskie prawo zezwala na kierowanie studentów do prac tylko w wypadku, gdy ich charakter odpowiada specjalizacji nauczania i jest przewidziany w jej planie.