Od kwietnia Białoruś ponosi straty w wyniku skażenia przez Rosjan surowca w ropociągu Przyjaźń. Jeśli Moskwa nie pokryje strat, Mińsk jest gotów iść do sądu.
Wicepremier Ihar Laszenka poinformował o tym podczas dzisiejszego wspólnego posiedzenia obu izb białoruskiego parlamentu.
– Jasnym jest, że jeśli nie dojdziemy w tej kwestii do porozumienia, to zostanie ono ustanowione przez sąd – powiedział wicepremier cytowany przez agencję BiełTA.
Chodzi przede wszystkim o pieniądze, których Białoruś nie zarobiła eksportując produktu ropopochodne wytworzone z rosyjskiej ropy. Sam surowiec zostanie bowiem Białorusi przesłany jeszcze raz – po pełnym oczyszczeniu ropociągu.
Wicepremier odpowiedział też na pytanie o losie skażonej ropy, która trafiła już na Białoruś. Laszenka podkreślił, że Rosja jest zobowiązana do odebrania jej, utylizacji lub zniszczenia.
– Nie mamy planów zostawienia jej u nas. Taką mamy umowę – stwierdził wicepremier.
O skażonym surowcu w ropociągu Przyjaźń Biełnaftachim poinformował 19 kwietnia. W ropie wykryto wysoce szkodliwe chlorki organiczne. Białoruś wstrzymała tranzyt surowca i produkcję w swoich petrochemiach. Obecnie trwa wypompowywanie ropy rewersem ropociągu do Rosji.
Oczyszczanie instalacji będzie trwało do wiosny 2020 roku. Sama tylko petrochemia w Mozyrzu ma uszkodzenia wyceniane na 30 milionów dolarów. Uszkodzeniu uległ też ropociąg, a białoruski budżet odczuje straty wywołane ograniczeniem eksportu i tranzytu.
dd,pj/belsat.eu