Granice Białorusi z Polską i z Litwą nie zostały dziś zamknięte, chociaż wczoraj o takim kroku mówił białoruski prezydent. Eksperci sugerują, że prezydent zapewne miał na myśli coś innego.
– Białoruskie przejścia graniczne pracują w obu kierunkach – potwierdził w rozmowie z Polską Agencją Prasową Anton Byczkouski z Państwowego Komitetu Granicznego (GPK), odpowiednika polskiej Straży Granicznej.
Rano GPK poinformował, że „wzmocniono ochronę granicy”, a także kontrole na przejściach granicznych i monitoring strefy przygranicznej.
– Odbywa się ona we wzmocnionym trybie funkcjonowania służby granicznej i kontroli oraz z zastosowaniem rezerw taktycznych – napisał rano w komunikacie.
Później w ciągu dnia pojawiły się informacje o tym, że białoruskie służby celne nasiliły kontrole osób wjeżdżających do kraju.
Czytelnicy portalu TUT.by poinformowali, że „celnicy pozwalają wwozić (do kraju) tylko rzeczy używane i towary niezbędne w podróży”. Państwowy Komitet Celny w oświadczeniu dla TUT.by uściślił, że kontrole zostały zintensyfikowane, ale nie zmieniły się zasady przewozu towarów przez granicę.
– Zrobiono to po to, by nie dopuścić do przewozu towarów zabronionych i objętych ograniczeniami, a także przewozu partii produktów na sprzedaż pod pozorem rzeczy osobistych – poinformował Komitet.
O tym, że granice z Polską i Litwą są przejezdne w obie strony informują od czwartkowego wieczoru białoruskie media niezależne, powołując się na służby graniczne wszystkich trzech krajów.
– Jesteśmy zmuszeni zabrać wojska z ulicy, pół armii postawić pod broń i zamknąć granicę państwową na zachodzie. Przede wszystkim – z Litwą i Polską – mówił tymczasem wczoraj wieczorem Łukaszenka.
Dodał, że konieczne jest wzmocnienie kontroli na granicy z Ukrainą.
– Nie wiemy, z czym oni jeszcze wyskoczą. Zostało zaledwie kilka chwytów, by rozpocząć gorącą wojnę – oświadczył lider Białorusi, występując podczas Forum Kobiet w czwartek w Mińsku.
Ponieważ żadna z państwowych instytucji nie wypowiadała się bezpośrednio na temat „zamknięcia granicy”, sprawę komentowali eksperci. Większość z nich uważa, że Łukaszenka „miał na myśli nie zamknięcie a wzmocnienie ochrony granicy”. Taką hipotezę wyraził jeszcze w czwartek na portalu Naviny.by komentator Alaksandr Kłaskouski.
– Wygląda na to, że chodzi o te kroki militarne, które już zostały podjęte (m.in. manewry wojskowe w obwodzie grodzieńskim), żeby rozkręcić propagandową psychozę – ocenił Kłaskouski.
Na tle protestów przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich Łukaszenka i propaganda państwowa, później wsparta przez rosyjską, zaczęli promować wersję o spisku zagranicy i planach destabilizacji Białorusi włącznie z ryzykiem agresji militarnej. Dlatego również politolog Andrej Jahorau powiedział Radiu Swaboda, że mogło dojść do nieporozumienia i Łukaszenka zapewne „miał na myśli, że granice są chronione przez dodatkowe siły wojskowe”, co ma sens, zwłaszcza w kontekście wypowiedzi o rzekomym zagrożeniu z zewnątrz.
Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz, który wziął w piątek udział w wideokonferencji dla białoruskich mediów ocenił, że „oświadczeniami o zamknięciu granicy władze próbują zastraszyć społeczeństwo”.
Minister spraw zagranicznych Litwy ocenił, że za wypowiedzią Łukaszenki kryje się chęć „zademonstrowania, że istnieje zagrożenie zewnętrzne”.
– A jeśli go nie ma, to trzeba je znaleźć – ocenił Linas Linkevičius.
Premier rządu w Wilnie Saulius Skvernelis zapowiedział zaś, że jeśli Białoruś zamknie granice, Polska i Litwa zamknął swoje przejścia dla białoruskich towarów jadących na Zachód.
Z kolei szef MSW Ukrainy Arsen Awakow poradził Łukaszence, aby ten „napił się wody” i „uspokoił”.
– Łukaszenka chyba zupełnie sfiksował na punkcie swojej władzy i paranoi wokół niej. Kompletnie bredzi. Teksty dostał chyba od Putina – napisał ukraiński minister w Facebooku. – Niech się więc pan napije wody, panie Łukaszenka i uspokoi. Ukraińcy są przyjaciółmi Białorusinów – niech pan nie manipuluje, oskarżając sąsiadów. Niech pan szuka belki w swoim oku.
cez/belsat.eu wg PAP, inf. wł.