"Białoruś będzie potasową Mekką". Zaczyna się górniczy boom


Białoruś już teraz jest potasowym gigantem. Do państwowych kopalń i fabryk nawozów zaczęły dołączać zakłady prywatne, a zaprzyjaźniony z prezydentem miliarder zapewnia, że Białoruś prześcignie w wielkości produkcji nawet Rosję.

– Białoruś stanie się potasową Mekką. Przegonimy rosyjski Uralkalij i ruszymy naprzód – tak na antenie białoruskiej telewizji państwowej oświadczył Michaił Gucerijew – rosyjski oligarcha i przyjaciel prezydenta Alaksandra Łukaszenki.

To właśnie jego firmy eksploatują białoruskie złoża soli potasowych. Według biznesmena, jego kopalnie w ciągu czterech lat zwiększą wydobycie o jedną czwartą. Co dzieje się na „potasowym froncie” i co będą z tego mieli Białorusini?

Z „potasowego frontu” płyną dobre wiadomości. Rynek nawozów sztucznych – głównego białoruskiego towaru eksportowego – ożywił się i daje obiecujące perspektywy. Rośnie popyt i ceny, a wraz z nimi wielkość eksportu i dochody.

Przyczyną jest ożywienie światowej gospodarki i gwałtowny wzrost liczby ludności. Przede wszystkim w Chinach, Indiach i Brazylii, które są głównymi kupcami białoruskich nawozów. Rośnie też światowe spożycie owoców i warzyw, które wymagają więcej potasu, niż inne uprawy.

– Spodziewamy się, że wielkość eksportu i koszty będą w 2018. 2019 i w perspektywie w 2020 roku rosnąć – mówi analityk portalu TELETRADE.BY Michaił Hraczou.

Wyniki sprzedaży białoruskiego potasu w ciągu ostatnich czterech miesięcy wzrosły o 10 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2017 roku. Łącznie prawie do poziomu 800 milionów dolarów. Przede wszystkim w związku ze wzrostem cen tego surowca. Wielkość sprzedaży wzrosła bardzo nieznacznie, ale to przez to, że białoruskie kopalnie pracują pod maksymalnym obciążeniem już od ubiegłego roku.

– Obciążenie obecnie jest. I jest to jeden z pozytywów, bo przeżywaliśmy czasy, gdy były wymuszone przerwy – mówi Siarhiej Antusiewicz z Białoruskiego Kongresu Demokratycznych Związków Zawodowych.

Ale już teraz trwają wstępne prace przy dwóch nowych złożach – petrykowskim i nieżyńskim. To ostatnie za chiński kredyt będzie eksploatować prywatna firma Słaukalij, która należy do zaprzyjaźnionego z Alaksandrem Łukaszenką oligarchy Michaiła Gucerijewa.

– Zainwestowanych zostanie około 2 miliardów dolarów. To bezsprzecznie korzyść dla Republiki Białoruś. Bo stare złoża są na skraju wyczerpania – dodaje analityk portalu TELETRADE.BY Michaił Hraczou.

W ciągu czterech lat nowe moce przerobowe mają powiększyć białoruską produkcję nawozów o jedną trzecią. Czyli z około 2 miliardów dolarów do około 3 miliardów. Mniej więcej tyle wynoszą roczne koszty importu rosyjskiego gazu. Ale specjaliści podkreślają: żeby kompensować straty nagromadzone przez państwowy przemysł, dochodów z potasu nie starczy.

– Biełaruskalij nie wystarczy, by zatkać wszystkie dziury w państwowym budżecie, by finansować projekty socjalne – mówi Siarhiej Antusiewicz z Białoruskiego Kongresu Demokratycznych Związków Zawodowych.

Co więcej, przy obecnym systemie gospodarczym, boom potasowy może przynieść Białorusi nie tylko zyski, ale i zagrożenia. Bo pieniądze z eksploatacji bogactw naturalnych, dające możliwość czasowego załatania dziur w finansach państwowego przemysłu, odbierają władzom motywację do reform gospodarczych, tłumiąc przy tym rozwój wysokich technologii. Według Narodowej Akademii Nauk Białorusi, udział produkcji innowacyjnej w białoruskim eksporcie w ciągu ostatnich 25 lat odpadł od światowej średniej pięciokrotnie.

Czytajcie również:

Stanisłau Iwaszkiewicz, pj/belsat.eu

Aktualności