Pomiędzy Białymstokiem a Wołkowyskiem, przy polsko-białoruskiej granicy od piątku grzmi i świeci las.
Tu, pod podlaskim Gródkiem, już 28. raz gra Festiwal Muzyki Młodej Białorusi Basowiszcza. Atmosfera wolności i braterstwa oraz miłość do dobrej muzyki zebrały tu Polaków, Białorusinów i gości z innych państw.
– Przyjechałem z Brześcia, tym razem na rowerze. Wszystko jest strasznie fajne – mówi białoruski gość festiwalu.
Inny mówi:
– Mieszkam na Mazurach, to 200 kilometrów stąd, i bardzo mi się podoba, że ludzie dobrze tu rozmawiają i śpiewają po białorusku.
W związku z ograniczeniami wizowymi na widowni jest tyle samo Polaków, co Białorusinów. A na scenie zupełnie na odwrót.
– Z muzyków w tym roku jest wiele smaczków. Na przykład, Nagual z Białorusi. Starego Olsy jeszcze nie było. Manietny Dwor to nowy polsko-białoruski projekt. Czy Wagonowożatyje z Ukrainy, albo polscy The Pimps, którzy mówią, że tworzą “inteligentny hip-hop” – wylicza ciekawostki organizatorka festiwalu Lidia Piekarska.
Dla muzyków festiwal na polskim Podlasiu jest nie tylko okazją do rywalizacji między sobą, ale też do zagrania przed nową publiką.
– Z każdym rokiem coraz przyjemniej jest tu wracać, rośnie poziom festiwalu – zauważa Alaksandr Dziemidzenka z grupy RE1IKT.
W Konkursie Młodych Kapel, który odbył się dzień wcześniej, zwyciężył zespół Teleport, który swój pierwszy album wydał dopiero dwa lata temu.
– W tym roku w konkursie wystąpiły 4 zespoły, każdy miał swój własny styl, każdy przedstawiał swój wewnętrzny muzyczny świat. Ale i tak członkowie jury zdecydowali, że najważniejsza jest muzyka” – mówi przewodnicząca jury Basowiszcza Ilona Karpiuk.
Ale najważniejsze, że to, co przywiozą do domu uczestnicy festiwalu to mocne doznania i nowe przyjaźnie.
Zobacz także:
Jarasłau Scieszyk, belsat.eu