Agnieszka Romaszewska-Guzy: Nie możemy na wschodniej granicy Polski postawić Chińskiego Muru WYWIAD


Czym jest Towarzystwo Polityki Wschodniej PL

W rozmowie z Aliną Kouszyk Agnieszka Romaszewska tłumaczy, czym jest nowo powstałe Towarzystwo Polityki Wschodniej i dlaczego Polska go potrzebuje. Wywiad po polsku.Więcej: http://belsat.eu/pl/news/agnieszka-romaszewska-guzy-nie-mozemy-na-wschodniej-granicy-polski-postawic-chinskiego-muru-wywiad/

Opublikowany przez Biełsat po polsku Środa, 28 lutego 2018

Kilka dni temu swoją działalność zainaugurowało Towarzystwo Polityki Wschodniej, na którego czele stanęła dyrektor Biełsatu Agnieszka Romaszewska-Guzy.

– Czym jest polska polityka wschodnia – jak mają to rozumieć Białorusini?

– [Agnieszka Romaszewska-Guzy] To polityka polska w odniesieniu do wszystkich sąsiadów, krajów położonych na wschód od Polski — krajów b. Związku Sowieckiego: Rosji, Białorusi, Ukrainy. Istnieje też dyskusja, czy można tu zaliczyć politykę w stosunku do Litwy, dlatego że w zasadzie na politykę w stosunku do krajów UE patrzy się trochę osobno. Jednak z punktu widzenia historycznego, geograficznego czy geopolitycznego istnieją tu podstawy. To polityka polska w stosunku krajów położnych na wschód, bez Chin.

– Prowadzenie polityki to zadanie dyplomatów – po co więc tworzyć takie towarzystwo, skoro sama Pani mówi, że to struktura apolityczna?

– Istnieje grupa polityków, dziennikarzy i analityków zajmujących się tą tematyką, wśród nich jestem też ja. Doszliśmy do wniosku, że warto zwrócić większą uwagę społeczeństwa w Polsce i władz na ten aspekt polityki. Tego typu instytucje, towarzystwa społeczne istnieją w różnych krajach, są instytucjami częściowo lobbingowymi, zwracają uwagę na dany problem, częściowo są instytucjami analitycznymi, eksperckimi tzw. think-tankami.

To nie jest nic nowego – nowością jest to, że jest to całkowicie oddolna inicjatywa.

Doszliśmy do wniosku, że w Polsce za mało się przykłada uwagi do polityki wschodniej i do tego, co się dzieje na wschód od Polski. Polska ma 1200 km wschodniej granicy i także tu z przyczyn geopolitycznych nie da się od tego odwrócić, czy się to komuś podoba, czy nie. Zawsze powtarzam, że Polska nie przeprowadzi się do Portugalii.

– W Polsce są dwie doktryny w stosunku do polityki wschodniej. To doktryna Giedroycia, która jest promowana przez nowo powstałe towarzystwo i doktryna Dmowskiego. Dlaczego akurat Giedroyć, który urodził się w Mińsku Białoruskim w 1906 r. i nas Białorusinów rozumiał jak nikt inny?

– Tak zwana doktryna Giedroycia została stworzona wspólnie z Juliuszem Mieroszewskim, polskim działaczem emigracyjnym w latach 50 ub.w., kiedy istniał Związek Sowiecki, kiedy Białoruś i Ukraina była jego częścią. Co prawda te dwie republiki miały swoje przedstawicielstwa w ONZ, ale był to czysty pozór. Natomiast on już wówczas uważał, że z punktu widzenia polityki wschodniej zasadniczą sprawą będzie postawienie na niepodległe państwa sąsiedzkie. Nikt sobie nie wyobrażał wtedy, że w ogóle jakakolwiek niepodległa Białoruś czy Ukraina będzie istnieć. Może każdy to potwierdzić, kto mieszkał w Związku Sowieckim czy w Polsce. Wszyscy byliśmy przekonani, że Związek Sowiecki będzie istniał przez długie lata.

Tymczasem okazało się, że Giedroyć miał znacznie więcej racji, niż się komuś wydawało. I on to mówił w latach 50 ub.w., że polska musi przygotować swoją politykę na współdziałanie i współistnienie z krajami sąsiednimi. Nazwał ten region krajami ULB – od inicjałów Ukrainy, Litwy i Białorusi – w dużej mierze spadkobierców Rzeczpospolitej z XVI, XVII i XVIII w.

Giedroyć uważał, że to współdziałanie jest zasadnicze z punktu widzenia również interesu politycznego Polski. Uważał, że ważne są kontakty z demokratycznie nastawioną opozycją w Rosji. Jednak zasadnicze dla Polski jest odzyskanie niepodległości przez kraje ULB oraz utrzymanie i ułożenie dobrosąsiedzkich stosunków. I to pozostaje aktualne niezależnie od tego, że sytuacja się zmieniła. Nie ma Związku Sowieckiego, te kraje są niezależne i niepodległe. Nie zmieniło się jednak to, że nadal z nimi graniczymy i mamy 1200 km wspólnej granicy. A po drugie mamy z nimi 300-400 lat wspólnej historii.

– Dlaczego właśnie teraz powołano tego typu instytucję?

– Uważamy, że w tej chwili, w tej sytuacji Polski w UE jest taka skłonność zwracania się w stronę Zachodu czy to w pozytywnym, czy to w negatywnym znaczeniu. Wszystkie strony politycznego konfliktu tak uważają. Jedna strona uważa, że UE traktuje nas nie fair i powinniśmy sobie wywalczyć w niej swoje miejsce. Inni uważają, że w UE ogólnie traktuje nas świetnie i trzeba na nich patrzeć i słuchać tego, co mówią Brukseli. Tak czy inaczej, i jedna, i druga strona patrzą na Zachód, na Brukselę i Berlin i głównie zwracają uwagę na to, co się tam dzieje. I obecnie dostrzegłam nawet, że problem zagrożenia rosyjskiego przestał być zauważalny.

– W jakim stopniu idea Giedroycia pokrywa się z koncepcjami obecnych władz Polski? Główną koncepcją geopolityczną Polski ma być obecnie Międzymorze – a koncepcja Giedroycia jest trochę podobna.

– Międzymorze dotyczy głównie krajów UE i jest to koncepcja niesformalizowanej współpracy słabszych – z których Polska jest najsilniejsza. Są to też kraje położone na wschodniej flance UE i ta współpraca daje im nieco więcej siły w sprawach, w których mają wspólne interesy. I choć ogólnie mają one różne interesy, to zbliżają się np. w kwestii uchodźców. Kraje te mają również podobny poziom ekonomiczny — znacznie niższy niż pozostałe kraje UE.

Tymczasem kraje ULB są poza UE. Nie zmienia to faktu, że to ten sam region. I my nie możemy założyć, że na wschodniej granicy zbudujemy Chiński Mur i nie będziemy w tę stronę patrzeć. Zakładając to towarzystwo, wyszłam z założenia, że dobre kontakty na Wschodzie procentują na Zachodzie. Dlatego, że jako Polska jesteśmy postrzegani jako pewien ekspert w tych sprawach.

– Od wielu lat zajmuje się Pani kwestią białoruską, razem tworzymy TV Biełsat. Jest Pani bardzo zaangażowana w to, co dzieje się na Białorusi. Jak widzi Pani rolę tego towarzystwa w stosunkach polsko-białoruskich?

Myślę, że to przede wszystkim zwróci uwagę na istnienie tej tematyki. W Polsce można było obserwować większe czy mniejsze zainteresowanie sprawami białoruskimi. Jest to podyktowane wewnętrznym cyklem politycznym i sytuacją na zewnątrz.

Polacy są uwrażliwieni na wszelkie sprawy represji, wzmożenia dyktatury. I wtedy okazuje się, że społeczeństwo polskie, które wydaje się obojętne czy nawet nieprzychylne – nagle okazuje się, że jest zainteresowane i chce pomagać.

Tak było np. w 2010 r. (w czasie masowych represji po wyborach prezydenckich w grudniu 2010 r. – belsat.eu). Tak było w czasie Majdanu na Ukrainie – pod tym względem jest niezwykle silna tradycja. Trudno powiedzieć jak to działa, ale zapewne odnosi się do czasów niewoli w XIX wieku. I w czasach, gdy nie ma ostrych represji, Polska popada w rodzaj niezainteresowania sąsiadami. Mamy bowiem tendencję niedostrzegania problemów np. zagrożenia rosyjską propagandą. Myślę, że nowe towarzystwo choćby poprzez zapraszanie ekspertów, może wyciągnąć Białoruś na forum debaty w Polsce.

W programie Praswiet z Agnieszką Romaszewską- Guzy rozmawiała Alina Kouszyk/Biełsat

jb/belsat.eu

Aktualności