„Polityczni dyktują tu zasady”. Jakie warunki panują w mińskim areszcie śledczym przy ul. Waładarskiego


Kontynuujemy nasz cykl reportaży Zona.bel, w których opowiadamy o tym, jak wygląda życie w białoruskich zakładach karnych. Areszt Śledczy nr 1 przy ulicy Waładarskiego w Mińsku to obecnie jeden z najbardziej znanych zakładów pozbawienia wolności na Białorusi. Przez Waładarkę od początku kryzysu politycznego w kraju po wyborach w 2020 roku przewinęły się tysiące więźniów politycznych. O tym, jak wygląda areszt przy Waładarskiego i jakie panują tam warunki porozmawialiśmy z byłym naczelnikiem zakładu Alehiem Ałkajewem (rozmawialiśmy z nim na tydzień przed jego śmiercią) i więźniami politycznymi, którzy przeszli przez areszt.

Areszt Śledczy nr 1 przy ulicy Waładarskiego w Mińsku
Zdj. Biełsat

Zamek Piszczałowski (nazywany też Mińskim) to znany zabytkowy budynek więzienny w centrum stolicy Białorusi. W obiekcie mieści się obecnie Areszt Śledczy nr 1 powszechnie znany jako Waładarka. Na miejscu starego budynku w 1825 roku wybudowano kamienne więzienie. To tutaj odbywali swoje wyroki tacy więźniowie polityczni jak Wincent Dunin-Marcinkiewicz czy renesansowi poeci Karuś Kahaniec, Aleś Harun i Jakub Kołas. W nocy 30 października 1937 roku 36 białoruskich przedstawicieli kultury, nauki i sztuki zostało rozstrzelanych w piwnicy budynku przez funkcjonariuszy NKWD. Od 1953 roku Areszt Śledczy nr 1 był jedynym miejscem w Białoruskiej Socjalistycznej Republice Ludowej, gdzie wykonywano wyroki śmierci.

Obecnie w areszcie śledczym na Waładarskiego przebywają zarówno osoby oczekujące na proces, jak i skazane na śmierć.

Były naczelnik aresztu śledczego nr 1 Aleh Ałkajeu rozpoczął służbę w tej instytucji 25 sierpnia 1991 roku:

– Pierwszego dnia obszedłem cały areszt. Pokazano mi wszystkie punkty kontrolne, których było 21, wszystkie cele. Wówczas przebywało tam 4,5 tys. osób, a limit miejsc wynosił 2018. Skazanych na śmierć było wówczas 30-40 osób. I ta liczba utrzymywała się do około 1997 roku. W 1996 roku, gdy zostałem tam naczelnikiem, było już około 50 osób skazanych na egzekucję. Ale liczba osób aresztowanych, którzy tam przebywali, zmalała. Warto jednak zauważyć, że działał już wtedy areszt śledczy w Żodzinie. Polityka nie miała szczególnego wpływu na liczbę aresztowanych – ponad 90 proc. zatrzymanych to byli prawdziwi przestępcy, kryminaliści – opowiada Ałkajeu.

Малюнак Дэ Лёс ???
Zdj. Biełsat

Korytarz śmierci

– Skazani na śmierć byli kiedyś, i nadal są, trzymani osobno. W półpiwnicy znajdowało się 17 cel. Był wydzielony specjalny korytarz, do którego nikt nie miał prawa wejść. Nawet dyżurny chorąży nie miał kluczy do tych pomieszczeń. Mógł jedynie otworzyć tzw. karmniki – małe okienka, przez które podawano jedzenie. Tam naprawdę panuje ścisła izolacja. Jeśli potrzebowałem tam wejść, to mogłem to zrobić tylko z dyżurnym.

Reportaż
“Najlepsza kolonia karna na Białorusi”? Jak wygląda codzienność więźniów w “Wićbie”
2022.08.01 12:47

W każdym razie korytarz jest zamknięty na trzy zamki. Jeden z nich jest elektryczny, drugi to ogromny żelazny zamek, a kolejny jest wewnętrzny. Nie da się stamtąd uciec. Zamek elektryczny można odblokować tylko za pomocą pilota, drogą radiową wysyłany jest sygnał o odblokowaniu celi i dopiero wtedy możliwe jest otwarcie drzwi. To naprawdę jest system kombinowany.

Przebywają tam ludzie, którzy nie mają nic do stracenia. Chwila nieuwagi od razu zostanie wykorzystana. Zdarzały się przypadki, jeszcze sprzed moich czasów, że odnotowywano próby ataku na strażników przez więźniów z „celi śmierci”. Codziennie odbywa się tzw. przegląd techniczny. W ciągu godziny sprawdzają więźniów, wyprowadzają ich, przeglądają celę, pukają w ściany. Nawet gdyby ktoś zrobił wykop w nocy, to nie ma czasu, żeby stamtąd uciec – wyjaśnia były szef aresztu.

Były naczelnik aresztu śledczego nr 1 w Mińsku Aleh Ałkajeu.
Zdj. Biełsat

Opowieści o ucieczce

– Były oczywiście próby ucieczki. Niektórym nawet się to udało. W 1992 roku uciekł więzień, pamiętam nawet jego nazwisko, Kouzun. Zrobił to wręcz w stylu akrobaty, wszystko było przemyślane do ostatniego szczegółu. Nie powiedział nic nikomu. Z nikim się tym nie podzielił – w celi zawsze są ludzie, którzy mogą powiedzieć strażnikom. Więc milczał.

Odciął dolną część szachownicy, zrobił z niej zatyczkę. W więziennych zamkach z szerokimi dziurkami wkłada się klucz, który trzyma się w środku. Więzień zrobił nawet dwie zatyczki, jedną z chleba. Gdy wyprowadzano ich ze spaceru, on celowo szedł ostatni. Kiedy strażnik chciał zamknąć drzwi, więzień odepchnął go, wsunął zatyczkę w zamek i zamknął drzwi. Wtedy strażnik i inni więźniowie zostali po jednej stronie, a on po drugiej, na zewnątrz.

Historia
“Chemia” nr 9 w Witebsku. Tu więźniowie polityczni pracują dla reżimu Łukaszenki
2022.06.20 12:57

Strażnik próbował otworzyć drzwi kluczem, ale tam była ta zatyczka. Nie dało się jej wyjąć. Następnie w ten sam sposób zaciął kolejne drzwi. W tamtym czasie na dziedzińcu w tym czasie strażnicy trzymali długie drewniane kije, którymi zrywali nici rozkładane przez więźniów między celami, aby prowadzić korespondencję. I tymi czterometrowymi kijkami strażnicy niszczyli nitki. Więzień wykorzystał ten kij, niczym sportowiec, do wskoczenia na dach korpusu. Nowy budynek miał dwie kondygnacje, stary miał cztery, a w jednym miejscu była jedna kondygnacja.

Więzień przebiegł więc po dachu i wyskoczył na dach budynku administracyjnego. Plac mógł być ostrzelany z wieży. Ale w tym czasie, jeśli strzelało się z jednej wieży, można było trafić w hotel Mińsk, a z drugiej w Teatr Dramatyczny lub budynek MSW. Dlatego wszyscy bali się strzelać. A więzień w ciągu sekundy przebiegł przez ten dach, skoczył z wysokości około 4,5 metra i znalazł się na ulicy. To była udana ucieczka. Szukali go przez jakieś dwa miesiące, ale w końcu złapali – wspomina Ałkajeu.

Szkic: De Los / belsat.eu

– Podczas mojej pracy też trafiła się próba ucieczki, ale tam strażnik już użył broni. Jeden z zatrzymanych został postrzelony, kula przeszła na wylot, a dwaj pozostali poddali się. To było chyba w 1999 roku, pod koniec października. Strażnik trafił uciekiniera pierwszym strzałem z odległości 150 metrów. Więzień został wypisany ze szpitala cztery dni później. Jego pseudonim to Bokser. Uciekinierzy wspólnie zaatakowali strażnika, zabrali mu klucze i wyskoczyli na dach.

Po moim wyjeździe do Niemiec jeszcze dwie osoby próbowały uciec z aresztu. Wspięli się na ogrodzenie. Zobaczył ich wartownik i użył broni. Strzelał z odległości około 15 metrów. W efekcie jeden zginął, a drugiemu udało się wyskoczyć na ulicę. Ale też nie zakończyło się to sukcesem, bo w tym samym momencie obok przejeżdżał radiowóz. Widzieli, jak mężczyzna skacze z ogrodzenia. Oczywiście natychmiast został zatrzymany i odesłany do odbycia kary – mówi były naczelnik Waładarki.

Szkic: De Los / belsat.eu

Warunki życia

Jeśli chodzi o warunki, to kiedyś ta kwestia najmniej obchodziła osadzonych w areszcie śledczym na Waładarskiego. Jak mówi Ałkajeu, więźniom bardziej zależało na uzyskaniu jak najmniejszego wyroku.

– Większość więźniów zdaje sobie sprawę, że są winni. Więźniowie polityczni to inna sprawa. Dla nich, osób niewinnych, sam fakt aresztowania jest dość bolesny. Z kolei przestępcy zastanawiają się, jak negocjować z sędzią. Prosty przykład: przestępcy nigdy nie korzystali z usług obrońców praw człowieka. Nigdy.

Raport
Wilcze Nory. Jak najcięższa kolonia dla narkomanów została więzieniem politycznym
2022.06.01 15:49

Miałem dobre relacje z Harym Pahaniajłą [białoruski prawnik, były prezes Związku Adwokatów Białorusi – Belsat.eu]. Przychodził niemal codziennie; razem wchodziliśmy do cel. Obrońca praw człowieka oferował więźniom swoją pomoc prawną. Ale więźniowie nigdy na to nie reagowali. Myśleli, że dostaną za to surowszy wyrok.

Areszt Śledczy nr 1 przy ulicy Waładarskiego w Mińsku
Zdj. Biełsat

Broń do wykonywania wyroków śmierci

Aleh Ałkajeu trzymał broń do wykonywania kary śmierci w osobistym sejfie. Ponieważ nikt nie mógł znać godziny wykonania wyroku, nie mógł trzymać pistoletu we wspólnej sali z bronią – o godzinie wykonania wyroku wiedziałby dyżurny. W związku z tym pistolet cały czas znajdował się u naczelnika aresztu śledczego. Nie było to zabronione przez prawo.

– Był pistolet Makarowa, potem był też Nagan. W sumie były trzy pistolety – mówi Ałkajeu. – Pierwszy raz wydałem broń na pisemne polecenie ministra. Za drugim razem był to rozkaz słowny, choć przybył adiutant. Ale zapisałem w dzienniku dostarczenie broni. Być może minister nie myślał o zapisie na piśmie, licząc na proste wykonanie polecenia. Zajmowałem się bronią, więc nie było różnicy, czy rozkaz wydaje prezydent, czy minister: wszystko rejestrowałem – wspomina Ałkajew.

Dziennik został zachowany i znajduje się obecnie w bezpiecznym miejscu. Dzięki dziennikowi byłemu naczelnikowi aresztu udało się udowodnić, że w chwili zaginięcia opozycyjnych polityków w 1999 roku nie posiadał broni.

Reportaż
“Okno to trzy warstwy zbrojonego szkła i rura wentylacyjna”. Były więzień polityczny o więzieniu nr 4 w Mohylewie
2022.05.15 13:47

Waładarka miejscem dla więźniów politycznych

Od 2020 roku areszt śledczy na Waładarskiego stał się miejscem, w którym wierne Łukaszence siły bezpieczeństwa umieszczają więźniów politycznych. W tym roku Aksana Kołb, redaktor naczelna gazety Nowy Czas przebywała w Waładarce od 20 kwietnia do 15 czerwca w oczekiwaniu na proces. Dziennikarka mówi, że sytuacja tam może się szybko zmienić, ale w czasie, gdy przebywała w areszcie, 60-70 proc. tamtejszych więźniów było sądzonych w sprawach politycznych.

– Cela była pełna, ale nie przepełniona. Jedna osoba musiała siedzieć na podłodze na materacu, bo nie było wystarczająco dużo miejsca. Podobnie było w męskich celach. Ludzie spali na podłodze, bo wszystkie cele były pełne, i może dlatego prace przy budowie nowego budynku więzienia w Kołodziszczach przyśpieszyły. Mówi się, że tam będzie około 10 tys. miejsc. Generalnie tendencja przetrzymywania tam w większości politycznych pojawiła się zimą tego roku. A patrząc na to, ile osób teraz zabierają, to tendencja nie tylko się utrzymała, ale liczba politycznych w celach będzie rosła – mówi dziennikarka.

Aksana Kołb, redaktor naczelna gazety Nowy Czas.
Zdj. Dzmitry Dzmitryjeu / Nowy Czas

Oprócz politycznych, w Waładarce jest teraz wielu zatrzymanych za tzw. przestępstwa gospodarcze. Władze aresztują niemal całe firmy i żądają rekompensaty za straty państwa. Kolejna grupa, i to całkiem spora, to osoby, które zostały zatrzymane na podstawie artykułu dotyczącego narkotyków (art. 328 Kodeksu Karnego Białorusi). Wśród nich są nieletni i młodzież. W celi Aksany Kołb była 17-letnia dziewczyna, którą aresztowano, gdy zabierała zakupione przez nią używki. Minimalny wyrok dla niej to osiem lat.

– W celi, w której byłam, sześć z ośmiu osób było więźniami politycznymi, a dwie zostały zatrzymane na podstawie artykułu o narkotykach – mówi dziennikarka. – Wiadomo więc, że warunki współegzystowania w celi dyktowali polityczni. Zdarzają się wyjątki, ale ci, którzy nie trafili do więzienia po raz pierwszy, nie siedzą z tymi, którzy trafiają tam po raz pierwszy. Z tego co wiem, to polityczni nadają ton w areszcie śledczym na Waładarskiego, właśnie dlatego, że stanowią tam większość. A w koloniach oczywiście większość to przestępcy – d0daje.

O porządku dnia w celach decyduje „starszyzna”

Rozmawialiśmy też z innym więźniem politycznym, który w tym roku przez kilka tygodni przebywał w areszcie na Waładarskiego. W tym czasie był przenoszony z celi do celi – przebywał w czterech różnych. Jak powiedział, wśród zatrzymanych są nie tylko więźniowie polityczni.

W celach na ogół znajdowały się normalne toalety i można było się umyć. Oczywiście, jeśli w celi są 24 osoby, wszystko jest szczegółowo rozplanowane. Gdy przegapisz czas na cele sanitarne, później jest to prawie niemożliwe. Więźniowie otrzymywali paczki, był też sklep, w którym mogli kupić żywność. Czas za kratami płynie raczej powoli, jest go dużo. Ale na Waładarskiego jest całkiem niezła biblioteka. Jest wystarczająco dużo książek, które można przeczytać. Prawie każda cela ma szachy i telewizor.

Historie
„Ciągłe oczekiwanie na podstęp i poczucie zagrożenia”. Życie w kolonii karnej nr 15 w Mohylewie
2022.02.08 07:31

O porządku dnia w każdej celi decyduje „starszyzna”. Jest to osoba, która odsiedzi najwięcej i ma nie tylko doświadczenie więzienne, ale i życiowe. Najczęściej są to osoby starsze, z bagażem doświadczeń. Jeśli osoba jest w celi dłużej niż pół roku i ma doświadczenie jako przedsiębiorca lub jakiś lider, to jest duże prawdopodobieństwo, że będzie „starszyzną”. Ale nie mówi się o tym głośno. Jest to osoba, która rozmawia również z tymi, którzy stoją za „pancerzem”. Tak mówi się o drzwiach w celi – chodzi o strażników i kontrolerów.

Zdjęcie ilustracyjne.
Zdj. pixabay.com

W większości przypadków posiłki są jadalne. Rano całkiem niezła owsianka, ale reszta jest wątpliwa. Zupy można jeść, ale z obiadem jest już ciężej. W ogóle na Waładarskiego jada się głównie dzięki przesyłkom od bliskich.

W zależności od pogody każdego dnia wyznaczana jest jedna godzina na spacer po podwórku. Oczywiście, jeśli pada, więźniowie nie dostają świeżego powietrza i widoku na niebo.

Więźniowie polityczni są bardzo rygorystycznie traktowani. Każdy krok, każda inicjatywa ułatwiająca życie za kratami jest odbierana przez administrację z wrogością. Prace społeczne wykonują głównie kryminaliści. Zatrzymani z powodów politycznych mogą coś zaoferować, ale administracja na pewno wszystkim odmówi.

Zona.bel – projekt Biełsatu, który koncentruje się na warunkach, w jakich przetrzymywani są więźniowie polityczni. Więzienia, kolonie, areszty śledcze, areszty tymczasowe – tam całe dnie, miesiące i lata spędzają ci, którzy bezprawnie trafili za kratki. Dziennikarze nie mogą pokazać od środka, jak wygląda życie za kratami, ale z pomocą tych, którzy już odsiedzieli swoje, możemy opowiedzieć o wyzwaniach, z jakimi mierzyć się muszą tysiące Białorusinów.

Mikałaj Katkou, ksz/ belsat.eu

Aktualności