"Zabrałem spodnie, koszulkę i bluzę, napisałem testament" - czeski ochotnik o walce z rosyjską agresją


Korespondent Biełsatu porozmawiał z Janem “Santą” Trčką, pochodzącym z Czech żołnierzem ukraińskiego Legionu Międzynarodowego. “Santa” przebywa w Charkowie, gdzie mieści się jedna z baz zagranicznych ochotników walczących na Ukrainie z rosyjską armią.

Jan “Santa” Trčka, jak mówi, sprzedał wszystko, co miał i ruszył, by bronić Ukrainy.
Zdj. jb/ belsat.eu

– Co tobą kierowało, gdy zdecydowałeś się jechać i walczyć na Ukrainie?

– W Czechach miałem firmę zajmującą się kredytami hipotecznymi: pracowników, biura, dom, narzeczoną. Zarabiałem dobre pieniądze i miałem dobre życie. Gdy wybuchła wojna, poczułem, że Putin zaatakował też Zachód, mój kraj, moich przyjaciół i mnie. Dzień później podczas lunchu usłyszałem telewizyjną odezwę Zełenskiego do ochotników. Prosto z restauracji poszedłem do domu, zabrałem spodnie, koszulkę i bluzę, napisałem testament i ruszyłem na Ukrainę.

Nie powiedziałem nic nikomu, bo w Czechach walka za granicą jest nielegalna. Uważam, że to, co się dzieje, jest najważniejszym wydarzeniem dla kilku generacji i jest to najważniejsze miejsce i czas, w którym trzeba było się znaleźć.

– Czym się zajmujesz w ramach Legionu Międzynarodowego?

– Jestem zastępcą szefa logistyki 3. Batalionu Sił Specjalnych Operacji Legionu Międzynarodowego. Na Ukrainie logistyka oznacza jednak coś więcej niż zwykłe dostarczanie rzeczy z punktu A do punktu B. W moim przypadku logistyka oznacza również zbieranie pieniędzy od darczyńców, znajdowanie odpowiedniego wyposażenia na całym świecie. A także znalezienie woluntariuszy, którzy to przywiozą na Ukrainę. Czyli są to cztery duże, zupełnie różne operacje.

– Co pozyskujesz w ramach swoich zadań?

– Specjalistyczne wyposażenie, takie jak noktowizory czy drony. Każdy z takich dronów kosztuje 8 tysięcy euro. Kontaktuję się z firmami produkującymi drony, tłumaczę, że jesteśmy zagranicznymi ochotnikami, którzy ryzykują życiem tu, na Ukrainie, i proszę o pomoc. I często otrzymuje zniżki od 20 do 50 procent, co jest sprawą wyjątkową. Mając doświadczenie pracy w korporacji, wiem, jak rozmawiać z takimi firmami jak Boeing, Rheinmettal, Lockheed.

– Ale skąd bierzesz na to środki?

– Jednocześnie kontaktuję się z darczyńcami na całym świecie. Naszym największym zwolennikiem jest Malcolm Nance. Pomaga nam od samego początku wojny. Kupił każdemu z nas wyposażenie. Przekazał dla legionu setki tysięcy dolarów, z pieniędzy swoich, swoich przyjaciół i darczyńców. Był on członkiem Międzynarodowego Legionu i pojawił się tu w marcu zeszłego roku, by walczyć. Jest bardzo wpływowym Amerykaninem, którego obserwuje ponad milion użytkowników na Twitterze. Pojawia się cały czas w amerykańskiej TV w najważniejszych programach. Ma za sobą doświadczenie 46 lat służby w wywiadzie. Zajmował się też kryptologią. To człowiek wyjątkowo rozsądny i uprzejmy, bez którego Legion nie byłby tym, czym jest. Od czasu jego pobytu na Ukrainie, a więc od marca-kwietnia zeszłego roku, pomaga nam właściwie codziennie, codziennie z nami się kontaktuje, wysyłając nam wyposażenie i pomagając w rozmaitych sprawach.

Raport
Pułk Kalinowskiego pod Bachmutem i w Europarlamencie. Tydzień białoruskich ochotników
2023.07.24 17:09

– Jedynym problemem była właśnie jego rozpoznawalność. Rosjanie, gdyby dowiedzieli się o miejscu jego przebywania na froncie, zaraz by tam uderzyli. Jednak mimo to i jemu zdarzyło się zaangażować się w akcje bojowe.

– Jak konkretnie pomógł wam wasz amerykański przyjaciel?

– Otrzymaliśmy np. 20 telefonów satelitarnych za 44 tys. dolarów, i to w ciągu 3-4 dni. Utrzymywaliśmy kilkudziesięciokilometrowy odcinek frontu. Malcolm również tam był. Teren był bardzo pofałdowany, przez co nie działały nasze radiostacje. Łączność jest kluczowa np. dla szybkiej ewakuacji rannych. I on skontaktował się z kreatywną amerykańską firmą, wydał swoje 44 tys. dolarów i telefony trafiły na front.

– Jak wygląda proces zakupu potrzebnych wam rzeczy?

– Jako żołnierze nie możemy obracać środkami pieniężnymi. Dlatego przygotowujemy transakcje, a nasi darczyńcy z całego świata opłacają faktury. Potem organizujemy proces bezpiecznego przerzutu ich z USA czy Europy do Lwowa, potem Charkowa, a na końcu na front. Istnieje cała siatka wolontariuszy i czujemy, że wspiera nas większość wolnego świata. Jak mówiłem, zdarza się nam uzyskać zniżki nawet do 50 procent. Ludzi przekonuje, że te rzeczy idą do kraju ogarniętego przez wojnę, do obcokrajowców, którzy przyjechali tu, by bronić kraju, są tu dobrowolnie i poświęcają wszystko, by go bronić. Właściwie czegoś takiego nie ma na całym świecie, tylko na Ukrainie.

– Co zatem otrzymujecie od ukraińskiego rządu?

– Na początku, gdy docieraliśmy na Ukrainę, dostawaliśmy mundur, kamizelkę, hełm i karabin. Jednak wielu z nas ma doświadczenie służby w armiach natowskich i umie się posługiwać określonym sprzętem. To, co dostawaliśmy, nie pozwalało na wykorzystanie tego doświadczenia. A pamiętajmy, że walczymy z silniejszym przeciwnikiem, który ma więcej ludzi, większą siłę ogniową, więcej wyposażenia, a my mamy większe morale i bronimy cywilów.

– Co z zachodnią pomocą, która według mediów ma masowo płynąć na Ukrainę?

– Lend-lease i inne operacje dostarczania broni koncentrują się na dostawach ciężkiej techniki, takiej jak czołgi, wozy opancerzone, samoloty itp. Jednak otrzymujemy nowoczesne uzbrojenie ręczne, takie jak stingery, javeliny, wyrzutnie przeciwpancerne AT4 itd. Można powiedzieć, że mamy najnowocześniejsze uzbrojenie na świecie. Pamiętajmy jednak, że na początku wojny ukraińska armia miała 200 tys. żołnierzy, a teraz ma ponad milion, wiec rozumiemy, że nie ma ona magicznych mocy dostarczenia wszystkiego. Każdy na froncie powie, że czegoś tam brakuje. Dlatego tak ważna jest pomoc zewnętrzna, bo to kwestia życia i śmierci. I dostaję od naszych żołnierzy informacje, że dostarczony sprzęt uratował im życie. Na przykład udało się nam zdobyć ATV – specjalistyczny pojazd terenowy, dzięki któremu udało się dotrzeć do rannego i uratować mu życie.

Nasza maksyma to “przystosuj się, improwizuj i przezwyciężaj trudności” – czyli nie skarżymy się, ale działamy z tym co mamy. Na Ukrainie jest to nazywane „mcgaverowanie” [Od McGyvera – bohatera amerykańskiego serialu sensacyjnego, który umiał przygotować broń z niczego]. Na przykład brakuje nam dronów, więc nasi partnerzy produkują na drukarkach 3D systemy zrzutu granatów. I przy pomocy dronów za kilkaset dolarów i najtańszych granatów otrzymywanych od armii niszczymy czołgi za miliony dolarów.

– Jak wygląda wojna na Ukrainie z twojego punktu widzenia?

– To wojna o średniej intensywności. Dwie najważniejsze części ukraińskiej armii to piechota i siły operacji specjalnych. Piechota nie zajmuje się praktycznie działaniami ofensywnymi, a raczej pilnuje okopów. Siły specjalne – a więc także my, zajmuje się przerywaniem linii wroga.

– Rosjanie nazywają was konsekwentnie najemnikami…

– Po pierwsze wszystko, co mówią Rosjanie, jest właściwie zawsze kłamstwem. Tak jak w tym dowcipie o prawnikach, że aby rozpoznać czy kłamią, wystarczy sprawdzić, czy ruszają ustami. Rosjanie na przykład nieustannie twierdzą, że jesteśmy tu dla pieniędzy. Tymczasem ja sprzedałem swój dom i firmę i przekazałem miliony koron dla Ukraińców. I wielu naszych ludzi zrobiło to samo.

“Santa” zajmuje się logistyką w Legionie Międzynarodowym.
Zdj. jb / belsat.eu

– Większość z nas otrzymuje żołd mniejszy od swoich zarobków w swoich krajach. Dostajemy dokładnie tyle samo, co ukraińscy żołnierze. Tymczasem w Rosji wagnerowcy zarabiają dużo więcej niż zwykli żołnierze i są prawdziwymi najemnikami. Co zresztą jest w Rosji nielegalne – tylko, jak widać, nie jest to problemem. Co więcej, walczą oni w ramach prywatnej firmy wojskowej poza rosyjską armią i nie są związani zasadami Konwencji Genewskiej.

– Udział w wojnie nie jest intratnym zajęciem?

– Gdy słyszę takie stwierdzenia, zawsze zadaję pytanie, za jaką sumę chciałbyś wejść na minę? Żadne pieniądze nie mogą pokryć tego ryzyka, z jakim się spotykamy. Nie jesteśmy tu dla pieniędzy, tylko wariat albo prawdziwy najemnik zagrałby w rosyjską ruletkę, z którą mamy tu do czynienia. Sam byłem w sytuacjach, w których życie uratowało mi dosłownie 50 centymetrów, na które odsunąłem się od miejsca, gdzie potem spadł pocisk.

– Rosyjscy propagandyści nieustannie mówią wręcz o tysiącach polskich i natowskich najemników walczących na Ukrainie…

– Po pierwsze tu nie ma zagranicznych najemników. Definicja najemnika to walka za pieniądze poza strukturami armii. A każdy z nas ma podpisany kontrakt z ukraińską armią i jesteśmy jej żołnierzami. Ponadto jesteśmy tu absolutnie dobrowolnie –  wszyscy obcokrajowy na Ukrainie mają prawo opuścić oddział w dowolnym momencie.

Do tego my nie popełniamy zbrodni wojennych, szczególnie wobec rosyjskich jeńców. Złapani Rosjanie słyszą od nas, że wszystko będzie dobrze. Dostają jedzenie i wodę. Robimy tak, bo im współczujemy. To często są 19-letnie dzieci. Ponadto podlegamy prawu. Nawet jak stracimy broń podczas akcji, rozpoczyna się śledztwo. Przestrzegamy także Konwencji Genewskiej. Pomagamy cywilom. Przyszliśmy po to, by pomóc Ukraińcom. Szkodzimy tylko wrogowi.

Wideo
Nieoficjalnie: Rosyjscy ochotnicy znowu wkroczyli z Ukrainy do Rosji WIDEO
2023.04.06 18:26

Po drugiej stronie mamy Rosjan gwałcących kobiety i dzieci torturujących ludzi. To nie jest równoważna sytuacja, ale starcie dobra ze złem. Ukraina jest suwerennym, demokratycznym krajem, a Rosja autokratycznym, totalitarnym, odizolowanym krajem. To oni najechali nas, a my się bronimy.

– Jak oceniasz poziom zachodniej pomocy dla Ukrainy?

– Ta pomoc jest bezprecedensowa. Np. Czechy przekazały 35 proc. swojego wyposażenia wojskowego. Czyli na każde trzy nasze czołgi oddaliśmy jeden. A wkrótce oddamy połowę. USA przekazało 3-4 proc. swojego stanu uzbrojenia, jednak biorąc pod uwagę, że kraj ten w ubiegłym roku przeznaczył na wojsko 820 miliardów dolarów – to te 3-4 proc. to bardzo dużo. Cała rosyjska ekonomia to 600 miliardów dolarów, a Ukraina w ciągu roku dostała pomocy wojskowej dwa na sumę dwa razy większą niż podwójny budżet wojskowy Rosji. Czyli nigdy w historii świata żadne państwo nie było tak wspierane jak Ukraina i to przez tyle krajów. To sytuacja inna niż w przypadku pomocy dla ZSRR, bo pochodziła ona praktycznie z jednego kraju – USA.

– Rosyjska propaganda wykorzystuje motywy nieporozumień polsko-ukraińskich, np. dotyczących historii. Czy zdarzają się tu jakieś nieporozumienia z Ukraińcami?

Ukraińcy wiedzą, po co tu jesteśmy i nie ma mowy o jakimś negatywnym zachowaniu. Nie ma mowy o jakiś negatywnych reakcjach. Wiedzą, że jeśli poczujemy się niedostatecznie docenieni, to możemy w każdej chwili pojechać do domu. Polscy żołnierze są tu jednymi z najlepszych, jest ich bardzo wielu i wielu zginęło. Są odważni i często idą jako pierwsi w najtrudniejszych sytuacjach. 

Z Janem “Santą” Trčką rozmawiał w Charkowie Jakub Bierna, belsat.eu

Aktualności