Polka Martyna Bildziukiewicz została szefową unijnego zespołu ds. walki z rosyjską dezinformacją (East Stratcom Task Force). O co tak naprawdę chodzi Kremlowi i na czym polega praca “łowcy trolli”, opowiedziała w rozmowie z PAP.
– Gdyby Kremlowi chodziło tylko o to, żeby narzucić swoją wizję świata za pomocą dezinformacji, to przeciwdziałanie byłoby prostsze. Cel jest inny, bardziej niebezpieczny – nie chodzi o przekonanie nas do konkretnego punktu widzenia, ale o wywołanie chaosu i konfuzji. By nikt nie wiedział, gdzie leży prawda. A ona wcale nie leży pośrodku – mówi Bildziukiewicz.
Szefowa East Stratcom Task Force podkreśla, że narracja Kremla dopasowuje przekazy do konkretnych krajów, grup wiekowych, zawodowych oraz do użytkowników różnych mediów, dzięki czemu machina dezinformacyjna dociera głęboko i daleko. Co gorsza, potrafi zidentyfikować bolesne tematy, które pogłębiają podziały.
Dezinformacja żywi się takimi podziałami – zwraca uwagę ekspertka – „podgrzewa je, by debata była jeszcze bardziej spolaryzowana i nie pozostawiała pola dla tych, którzy szukają rzetelnych informacji”.
Do tego trzeba dodać przekaz oparty na emocjach, a nie faktach.
– Kto nie kliknąłby w historię o tym, ze ponad 25 proc. Amerykanów chciałoby, żeby Święty Mikołaj przestał być mężczyzną? To brzmi jak niewinna ciekawostka, ale jest też częścią większej narracji o Zachodzie, który rzekomo moralnie upada – opowiada szefowa East Stratcom Task Force.
Zwraca przy tym uwagę, że przekazy stosowane przez Kreml są często sprzeczne ze sobą. Przykładem jest dyskusja przed referendum brexitowym: – konta twitterowe powiązane z Internet Research Agency (petersburską fabryką trolli) tweetowały zarówno przeciw, jak i za brexitem.
– To wyraźnie pokazuje, jaki jest cel: ważniejsze od logiki i prawdy jest stworzenie zamieszania i chaosu. Tak by ktoś, kto szuka informacji, pogubił się i zrezygnował z uczestniczenia w debacie w ogóle. By przestał wierzyć w cokolwiek. A jeśli przestanie ufać komukolwiek, to przestanie wykorzystywać swoje prawo głosu, np. w wyborach. W ten sposób manipuluje się procesami, które są podwalinami europejskiej demokracji. Skala dezinformacji Kremla jest ogromna – działa na całym świecie za pomocą kanałów na YouTube, w tradycyjnych telewizjach, innych mediach tradycyjnych oraz oczywiście mediów społecznościowych – podkreśla polska ekspertka.
Pytana, w jaki sposób East Stratcom Task Force (ESTF), zespół powołany w 2015 roku w ramach Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych (EEAS), neutralizuje informacyjne działania Moskwy, odpowiada wprost: “To nie jest łatwa praca”. Zaznacza, że o ile narracje są powtarzalne i w dużej mierze przewidywalne, o tyle sposoby docierania do naszych mózgów szybko się zmieniają. Coraz częściej mamy do czynienia z “praniem informacji”, czyli takim dostosowywaniem treści, które ukryje oryginalne źródło.
– By dotrzeć jak najszerzej, te same treści zamieszcza się na wielu identycznych stronach, wykorzystuje się także blogi, grupy na portalach społecznościowych, fora dyskusyjne, inne instrumenty, do których wszyscy mamy dostęp. A to tylko kropla w morzu różnych technik. Dezinformujące portale wykorzystują też Wikipedię, by promować swoje treści – zwraca uwagę Martyna Bildziukiewicz.
W bazie danych ESTF dostępnej na stronie internetowej www.euvsdisinfo.eu jest niemal 12 tysięcy konkretnych przypadków dezinformacji Kremla.
– 12 tysięcy razy przedstawiliśmy konkretne źródła, sposoby manipulacji oraz odpowiedzieliśmy na nie faktami. Jednocześnie każdy z tych przypadków to element większego trendu. Potrafimy wykazać, kiedy pojawia się fałszywa narracja, kiedy się nasila i w których krajach jest najczęściej wykorzystywana – mówi Bildziukiewicz.
ESTF obserwuje też schematy wytwarzania dezinformacji, które są często powielane i dzięki temu jest w stanie przewidzieć, po jakie metody i argumenty Kreml sięgnie przy okazji kolejnych wydarzeń.
– Po otruciu Siergieja Skripala w ciągu roku w rosyjskich mediach naliczyliśmy 140 różnych narracji i wersji wydarzeń. Co ciekawe, kilka lat później po otruciu Aleksieja Nawalnego obserwowaliśmy analogiczne tłumaczenia, przekaz po przekazie zgodny z tym, co już jest w naszej bazie – ujawnia ekspertka.
Jednym z przykładów, w jaki sposób manipuluje się informacjami jest rosyjska kampania na temat szczepionek przeciwko COVID-19.
– Celem kampanii dezinformacyjnej i propagandowej Kremla w kontekście obecnej pandemii jest, z jednej strony, wypromowanie swojej szczepionki – Sputnik V, a z drugiej – zaszkodzenie szczepionkom zachodnim. Dla machiny dezinformacyjnej jeden cel wynika z drugiego (zresztą nie tylko w kontekście szczepionkowym): to, co szkodzi Zachodowi, będzie dobre dla Kremla – wyjaśnia szefowa ESTF.
Dlatego zaatakowano zachodnie szczepionki: najpierw te, które opierają się na technologii mRNA.
– Tu media Kremla opierały się na tym, ze technologia była czymś nowym i często dla nas niezrozumiałym, by ja ośmieszyć i wzbudzić wątpliwości co do jej skuteczności.
Następnie – jak tłumaczy – zaatakowano AstraZenekę. Tu podstawą były doniesienia wiarygodnych mediów o przypadkach skutków ubocznych – np. zakrzepów, oraz zgonów, które wykorzystano – nawet jeżeli media głównego nurtu rzetelnie informowały o braku bezpośredniego powiązania przypadków śmierci z przyjęciem szczepionki – do szerzenia dezinformacji opartej na prostym przekazie, ze przyjęcie tej szczepionki równa się śmierci lub problemom zdrowotnym.
Tym przekazom towarzyszyła propaganda szczepionki Sputnik V jako najbardziej skutecznej, wiarygodnej, dostępnej i bez skutków ubocznych, z jednoczesnym oskarżaniem Zachodu o rusofobiczne, dyskryminujące podejście do Sputnika i niechęć do dopuszczenia go do rynku UE. Podczas gdy w rzeczywistości Europejska Agencja Leków (EMA) kontynuuje procedurę sprawdzania Sputnika, tak jak w wypadku każdej innej szczepionki ubiegającej się o wejście na rynek unijny.
Zdaniem Bildziukiewicz jest to przykład manipulowania przekazem, który nie został wymyślony, lecz pojawił się oryginalnie w mediach, które wielu z nas czyta. Został zmanipulowany, by trafić do naszych emocji, strachu o zdrowie nasze i naszych bliskich i niepewności, która towarzyszy nam w pandemii.
– Niektórzy porównują nasz zespół do Dawida, a wyzwania, z którymi się mierzymy – do Goliata – odpowiada Polka, pytana o to, jak wygląda praca w jej zespole.
Przypomina, że za machiną dezinformacyjną Kremla stoją setki milionów dolarów z budżetu państwa. RT – czyli największa tuba dezinformacyjna Kremla poza granicami Rosji – jest dostępna w ponad 100 krajach, a z portalu Sputnik można korzystać w niemal 30 językach, w tym polskim. Jednocześnie nie wiadomo nawet, jak duże środki stoją za petersburską fabryką trolli, Internet Research Agency, której działalność wykracza daleko poza Europę, m.in. do Afryki i USA.
– Mimo wszystko porównanie do Dawida napawa mnie optymizmem, bo w oryginalnej historii Dawid wygrywa – żartuje.
Jak podkreśla, ESCTF ma wiele narzędzi do dyspozycji, by wykryć, rozpoznać i opisać dezinformację. Jednak coraz rzadziej sięga po ręczne przeszukiwanie stron, choć to człowiek w tym procesie ostatecznie stwierdza, co jest dezinformacją.
– Zespoły naszych ekspertów są w całej Europie, ale nie mogę zdradzać więcej szczegółów naszej pracy. Mogę dodać, że nasza odpowiedź na dezinformację jest szeroka. Obok działalności poprzez EUvsDisinfo, inwestujemy w komunikację w naszym wschodnim sąsiedztwie i wsparcie niezależnych mediów – informuje.
Dopytywana o to, jakie znaczenie ma fakt, że właśnie Polka, ekspertka z Europy Środkowej, została szefową tego zespołu ds. walki z dezinformacją, stwierdza, że siłą tej grupy jest to, że niemal każdy jego członek pochodzi z innego kraju Unii.
– Każdy z nas wnosi swoją perspektywę i znajomość historii, kontekstu i wiedzę o lokalnym środowisku. Czyli wszystko to, co wykorzystuje kremlowska dezinformacja. Dzięki temu możemy wytłumaczyć, na przykład, dlaczego media Kremla na Łotwie rozdmuchują historie o „inkwizycji języka rosyjskiego”, albo szukają bolesnych bądź kontrowersyjnych kwestii w stosunkach Polski z jej sąsiadami. To prawda, ze moja perspektywa jest unikalna, w tym sensie, ze jestem jedyną Polką w zespole, ale dołączyłam do niego już w 2018 roku i od tego momentu ten atut był już wykorzystywany – przyznaje Bildziukiewicz.
Mówiąc o swoich priorytetach na stanowisku szefowej “łowców trolli”, wymienia dwa:
– Po pierwsze, będę budować na tym, co już udało się osiągnąć naszemu zespołowi. Mamy dobrze funkcjonującą stronę , gdzie gromadzimy bazę przypadków dezinformacji Kremla. Na każdą fałszywą informację odpowiadamy faktami, analizujemy trendy i przedstawiamy pogłębione analizy. Organizujemy warsztaty i szkolenia, wspieramy komunikacje UE na Wschodzie. Od 2015 roku wypracowaliśmy markę EUvsDisinfo, jesteśmy ważnym głosem eksperckim i punktem odniesienia dla wielu odbiorców.
– Po drugie, to czas na refleksje nad tym, jak docieramy z przekazem do obywateli. W 2021 roku jesteśmy w zupełnie inny miejscu niż gdy zespół startował sześć lat temu. Wtedy niewielka grupa musiała zbudować od podstaw cały mechanizm reakcji na rosyjską dezinformację. A dziś już zmieniły się nie tylko metody dezinformacji, lecz również świadomość i zaangażowanie instytucji i samych obywateli. Wiemy dużo więcej, rozmiar tej operacji też jest dużo większy, a Unia jest atakowana codziennie. Dziś docieramy do obywateli Unii, państw Partnerstwa Wschodniego, ale musimy docierać jeszcze dalej i głębiej. Każdy z nas spotyka się dziś z dezinformacja, dlatego idealnie byłoby każdego uzbroić w narzędzia obrony przed manipulacja, a jeśli to nie jest możliwe, to przynajmniej dotrzeć do jak największej grupy osób z naszą odpowiedzią – planuje Martyna Bildziukiewicz.
cez/belsat.eu wg PAP