Bezpośrednie zagrożenie życia czy perspektywa więzienia zmusiły już kilka tysięcy Białorusinów do opuszczenia swojego kraju. Wielu z nich nie tylko daje sobie radę w obcym kraju, ale również pomaga – w tym finansowo – innym.
Pięcioletni Dawid jest przekonany, że rodzina przeprowadziła do Polski z powodu koronawirusa. Jego rodzice nie opowiedzieli mu o dramatycznych wydarzeniach, które doprowadziły do niespodziewanego wyjazdu z Kobrynia do Polski.
Więcej w materiale programu Obiektyw:
10 sierpnia jego ojciec Uładzimir Tarasiuk powiedział swojej żonie, że idzie do sklepu, a udał się na główny miejski plac, aby zaprotestować przeciwko oficjalnym wynikom wyborów prezydenckich. Został trafiony odłamkami granatu hukowego. Rany były wszędzie – od kolan po szyję.
– Krzyczałem z bólu. Kiedy zacząłem już trochę rozumieć, poczułem dziki ból w brzuchu. Myślałem, że wypadły mi wnętrzności i to już “koniec zabawy” – opowiada.
Uładzimir został zabrany na oddział intensywnej terapii, następnie spędził około miesiąca na oddziale oparzeń w Brześciu. Wolontariusze z Białoruskiego Domu w Warszawie zaproponowali mu bezpłatną rehabilitację w Polsce. Mężczyzna uznał, że pobyt na Białorusi w momencie, gdy ofiary zostają podejrzanymi, nie jest bezpieczny.
– Oczywiście, że chciałabym spokojnie wychodzić na ulicę i mieszkać w swojej ojczystej Białorusi. Ale teraz jest tam prawdopodobnie tak, że jeżeli “jest człowiek – znajdzie się na niego paragraf” – mówi Swiatłana, żona Uładzimira
Hanna Makiewicz przeprowadziła się do Polski pięć lat temu. W tym czasie udało jej się założyć własne zakłady fryzjerskie w Warszawie. Wydarzenia powyborcze skłoniły kobietę do stworzenia za granicą własnego kawałka Białorusi. Tak powstała kawiarnia „Not 1984”. Hanna przekazuje 10 proc. przychodów Białorusinom w Polsce.
– Zawsze wierzę, że jeśli robisz coś dobrego, to dasz radę. Ponieważ dobro wraca. Boję się? Tak. Strach był. Otwieraliśmy bar z małym zespołem. Remont i projekt robiliśmy też sami. Wierzę, że damy radę – opowiada.
Jeszcze w trakcie studiów na wydziale dziennikarstwa na Białoruskim Uniwersytecie Państwowym Mikita Siemianienka starał się o mandat radnego dzielnicy Kuncauszczyna w Mińsku. Za zebranie podpisów i zorganizowanie kampanii wyrzucono go z uczelni. Naukę kontynuował w Toruniu po programie Kalinowskiego. W ubiegłym roku Mikita koordynował obserwatorów jako członek zarządu ruchu “Za wolność”, zbierając podpisy dla Wiktara Babaryki. Jednak po zatrzymaniu przyjaciół zdecydował się opuścić Białoruś i kontynuować studia na Uniwersytecie Warszawskim.
– Uważam, że wybory powinny być uczciwe, powinno się liczyć głosy, kandydaci powinni mieć równe prawa do udziału i rejestracji, a nie kontynuować kampanię wyborczą z więzienia. To nie jest dialog przy okrągłym stole w więzieniu. To są zwykli zakładnicy – podkreśla Mikita.
Jego zdaniem wiedza o aktualnych wydarzenia na Białorusi jest obecnie coraz powszechniejsza popularne wśród studentów polskich uczelni. Na Uniwersytecie Warszawskim pojawił się nawet przedmiot “Białoruś 2020”. W jego otwarciu wzięli udział Swiatłana Cichanouskaja i Paweł Łatuszka. Przedmiotem zainteresowało się 250 studentów.
Kacia Malej/ Belsat.eu