„Żołnierze Panfiłowa” film fabularny opiewający zmyślony mit sowieckiej propagandy już białoruskich kinach


Było ich 28 i mieli w ciągu jednego dnia w czasie walk pod Moskwą omal gołymi rękami zniszczyć 18 niemieckich czołgów. Choć od dawna wiadomo, że ten przykład bohaterstwa jest jedynie wymysłem sowieckiej propagandy, właśnie do obrotu na Białorusi wszedł film opisujący zmyślone wydarzenie historyczne.

Film w reżyserii Andreja Szałowy i Kima Drużynina opisuje wydarzenia jakie rzekomo miały odbyć się 11 listopada 1941 r. Oddział złożony z 28 sowieckich żołnierzy miał zatrzymać batalion niemieckich czołgów i zniszczyć 18 maszyn. Wszyscy żołnierze 4 kompani 316 dywizji piechoty pod dowództwem generała-majora Iwana Panfiłowa mieli zginąć . Ich bohaterstwo opisał po raz pierwszy Aleksandr Krywickij w gazecie „Czerwona Gwiazda”, w ten sposób przyczyniając się do stworzenia ich kultu. Panfiłowcy zostali pośmiertnie odznaczeni – zaczęto przyrównywać ich do Spartan. Setkom ulic, placów czy nawet miejscowościom w ZSRR nadano ich imię. Jednak już w 1948 r. rosyjska Główna Prokuratura Wojskowa przeprowadziła śledztwo (powtórzone w 1988 r.) które udowodniło, że takiego wydarzenia historycznego w ogóle nie było. Według ustaleń, przynajmniej sześciu z 28 rzekomo poległych żołnierzy przeżyło. Jeden z nich dostał się do niewoli i nawet służył w kolaboranckich oddziałach niemieckiej policji. O sprawie przypomniał niedawno nie byle kto, bo sam dyrektor rosyjskich Archiwów Państwowych Siergiej Mironienko. Jednak nawet jemu nie udało się zatrzymać ponownie rozkręconej w putinowskiej Rosji machiny propagandy, która głosiła, że panfiłowcy niezależnie od faktów muszą być bohaterami.

Dosadnie na ten temat wyraził się rosyjski minister Kultury Władymir Medinski:

– Nawet jeżeli ta historia została wymyślona od początku do końca. Nawet jeżeli nie byłoby Panfiłowa. Nawet gdyby nikogo nie było, to święta legenda, jakiej tykać nie wolno. A ludzie, którzy to robią to absolutne łajdaki – powiedział w jednym z wywiadów.

Co ciekawsze sam minister może się wylegitymować doktoratem z historii, który został wyśmiany z przez rosyjskie środowisko historyków. Rosyjski urzędnik bez zwracania uwagi na warsztat historyka, napisał dzieło o tym, że na Zachodzie niewłaściwie opisują rosyjskie wydarzenia historyczne, a powinno się robić zupełnie inaczej.

Ostatecznie film nakręcono i według producenta, aż 600 tys. dol. – czyli połowa budżetu filmu pochodziła z datków indywidualnych.

Film, który trafił niedawno do białoruskich kin, tak jak za czasów sowieckich ma szanse stać się oficjalną wykładnią dziejów. Biełsat zdobył pismo państwowego dystrybutora „Homelkinowideaprakat” do lokalnej administracji, w którym prosi o pomoc w dotarciu z pokazem do „jak najszerszej publiczności” . Po przełożeniu tego na język mniej oficjalny najprawdopodobniej dystrybutor chce, by do kina na film o zmyślonym wydarzeniu historycznym zaprowadzić w trybie „dobrowolno-przumusowym” jak najwięcej uczniów i studentów z miejscowych szkół. A wszystko to, by pokazać młodemu pokoleniu: „kto zwyciężył w tej strasznej wojnie”.

jb/ belsat.eu

Aktualności