news
Wywiad
„Procesy”. Pierwszy serial Biełsatu – już po polsku!
Twórcy serialu, którego akcja rozgrywa się w Mińsku, opowiadają nam, jak udało się go nakręcić w Warszawie i dlaczego w obsadzie znalazła się aktorka z Rosji.
26.11.202316:00

Już od dziś na naszym kanale YouTube można oglądać polskojęzyczną wersję pierwszego serialu Biełsatu. Andrej Kaszpierski i Michaił Zuj opowiadają nam, jak „Procesy”, których akcja rozgrywa się w Mińsku, udało się nakręcić w Warszawie i dlaczego w obsadzie znalazła się aktorka z Rosji.

– W opisie serialu wskazano, że „autorzy inspirowali się” represjami, aresztowaniami i wojną. Dlaczego więc jako gatunek wybraliście komedię absurdu?

Andrej Kaszpierski: – Słowo „inspiracja” jest w tym kontekście bardzo mocne, od razu pojawia się kontrapunkt. I ta technika artystyczna jest ważna dla stylu „Procesów”. Chcieliśmy podejść do poważnego, ostrego tematu poprzez satyrę i czarną komedię, tak aby format przekazu był znajomy widzowi. Wszystkie cztery odcinki są właśnie filmami fabularnymi, ale skłaniają do refleksji nad tym, co dzieje się wokół i co jeszcze może się wydarzyć na Białorusi. Poza tym osobiście mogę w ten sposób szczerzej wyrazić własne emocje i uczucia.

Michaił Zuj: – Wydaje mi się, że znajdując się samemu w jakiejś sytuacji trudno ją zrozumieć, a gatunek absurdu, komedia i ten sztuczny świat tworzą niezbędny dystans. Dyskutowaliśmy między sobą, że Białorusinowi może być trudno obejrzeć ten serial, ale ponieważ jest w nim umowność, że to inna, trochę bardziej absurdalna Białoruś, można to oglądać i reagować bez silnej traumy.

Aktor Michaił Zuj i reżyser Andrej Kaszpierski na planie odcinka „Przetrzymanie”. Warszawa, 12 sierpnia 2022 r.
Zdj. Tacciana Wieramiejewa/belsat.eu

Andrej Kaszpierski: – Kontrapunkt rodzi nowe, dziwne znaczenie, bardziej złożoną emocję. Odcinek „Przetrzymanie” opowiada o tym, co by się stało, gdyby w białoruskich więzieniach zabrakło miejsc dla więźniów i funkcjonariusze OMON-u musieliby ich zabierać do siebie do domu. Zaczyna się od scen humorystycznych, praktycznie gagów, a kończy zupełnie nieśmiesznie. I widz chyba nawet nie rozumie, dlaczego śmiał się w pierwszej połowie serialu, a w drugiej – nie. Mimo że techniki artystyczne są te same.

Michaił Zuj: – Osobiście na mnie nie działają już dzieła, przy których jest oczywiste, jak na nie reagować. Wiedząc jak się na co reaguje, chcę wytrącić widza poza strefę komfortu, w której przebywamy od 2020 roku. A co, jeśli przekonująco, bez mrugnięcia okiem do widza, pokazać logikę funkcjonariusza milicji, urzędnika, generała KGB i „jabaćki” (zagorzałego zwolennika Alaksandra Łukaszenki – belsat.eu)?

– Jak udaje wam się tworzyć humorystyczną atmosferę opartą na naszej rzeczywistości?

Andrej Kaszpierski: – Trudno nie robić tego z Miszą. Robimy to odruchowo, używamy humoru jako narzędzia. Bo czytamy wiadomości i chcemy w jakiś sposób je odreagować… Wydaje mi się, że serial powstał właśnie dlatego, że czyta się te wiadomości i człowiek łapie się za głowę, jakie to wszystko nienormalne. Ale gdy dzieli się tym tylko ze znajomymi, wcale nie jest łatwiej.

Zaczęliśmy wymyślać „Procesy” w 2021 roku, kiedy z niewiarygodną szybkością szerzyły się absurdy. Z biegiem czasu zebraliśmy wiele anegdotycznych sytuacji, a gdy współpraca z Biełsatem została potwierdzona, przeczytaliśmy je ponownie i okazało się, że wiele z nich stało się rzeczywistością. Jedna z historii dotyczyła na przykład rosyjskiego wojska na Ukrainie, które kradnie sprzęt AGD. Wiele historii było początkowo fantazją, a potem okazało się, że bazują na autentycznych wydarzeniach.

Na planie odcinka „Przetrzymanie” w reżyserii Andreja Kaszpierskiego. Warszawa, 12 sierpnia 2022 r.
Zdj. Tacciana Wieramiejewa/belsat.eu

Najbardziej fantastyczny scenariusz, jaki mogliśmy wymyślić, był następujący: mężczyzna idzie na wolnościowy wiec i zostaje tam pobity przez omonowca. Idzie więc do sądu… i wygrywa, a omonowiec trafia do więzienia. Zdaliśmy sobie sprawę, że w trakcie pisania tych historii oddaliły się one od zakładanej na początku satyry i przekształciły się w coś zupełnie innego – mrocznego, strasznego, dziwnego.

Michaił Zuj: – W odcinku „Programy planowane” jeden z bohaterów mówi „uświęcona operacja specjalna” i szczerze mówiąc, nawet podczas kręcenia wydawało się, że to jakoś za mocno. A niedawno rosyjscy piosenkarze Cyganowowie użyli tego określenia w wywiadzie…

– Wydarzenia z serialu rozgrywają się w 2024 roku, a w jego pierwszym odcinku trwają protesty. Zawarliście w tych historiach część własnej wizji przyszłości? A może nadzieje?

Michaił Zuj: – Właśnie teraz o tym pomyślałem, że jest rok 2024 i są protesty. Ale my nie jesteśmy telewizją, w której przyszłość przepowiada się z kryształowej kuli.

Andrej Kaszpierski: – Dla mnie świat „Procesów”, który wymyśliliśmy, jest czymś w rodzaju rzeczywistości równoległej. To, że w jakiś sposób łączy się z rzeczywistością, jest równie dziwne jak to, że rzeczywistość splata się z „Władcą Pierścieni”.

Michaił Zuj: – Swoją drogą, kiedy tworzyliśmy pierwszy odcinek, zwróciliśmy się ku metodzie twórczej Tolkiena. Tolkien stworzył odrębny język dla orków i pomyśleliśmy, że omonowcy również powinni mieć odrębny język – nasza postać prawie cały czas przeklina, to także język jego żony i małego syna.

Na planie odcinka „Przetrzymanie” w reżyserii Andreja Kaszpierskiego. Warszawa, 12 sierpnia 2022 r.
Zdj. Tacciana Wieramiejewa/belsat.eu

– Cały serial kręcono za granicą. Opowiedzcie o poszukiwaniach lokalizacji i o tym, jak udało wam się stworzyć plany podobne do tych na Białorusi?

Michaił Zuj: – Trudno było znaleźć mieszkanie omonowca. To musiało być mieszkanie strasznie pozbawione gustu i długo nie byliśmy w stanie nic wykombinować. W końcu pojawił się w nim wodospad…

Andrej Kaszpierski: – Tworzymy udawaną Białoruś będąc w Polsce, a wiele lokacji z naszego serialu zawiera w sobie jeszcze jedną udawaną rzeczywistość. Główny bohater „Przetrzymania” ma na ścianach ogromne fototapety z wodospadem. Urzędnik z odcinka „Przyśniony” ma na całej ścianie fototapety z pięknym wybrzeżem. Bohaterka z „Programów planowanych” znów ma trójwymiarowy obraz z wodospadem. Dwa i pół odcinka nakręciliśmy w Pałacu Kultury w Warszawie – jest tam wiele wnętrz podobnych do postsowieckich biur i hal. Jednocześnie szukaliśmy sposobu na „odessanie powietrza” z serialu. Żeby nie było już tam miejsca na realia, żeby był bardziej mistyczny.

– Gdzie kręcono czwarty odcinek?

Andrej Kaszpierski: – Nasz scenograf Sasza Adamau stworzył z pustego pomieszczenia sklep „Biełrossojuzgostorgprodmag nr 1”. Inspirowaliśmy się zdjęciami sklepów w Korei Północnej i sklepów w Związku Radzieckim w czasach stagnacji. Były też ozdoby – takie jakie wykonuje się u nas na dożynki. Z tektury i wszystkiego, co było pod ręką, zrobiliśmy czołg i grzyb nuklearny.

Na planie ostatniego odcinka serialu „Procesy” w Warszawie. 17 sierpnia 2023 r.
Zdj. Karyna Paszko/belsat.eu

Michaił Zuj: – Obok przechodzili okoliczni mieszkańcy i do sklepu weszło kilka osób. Zajrzała jedna pani i zapytała, co to jest. Powiedziała, że pomyślała, że zaczął się koniec świata…

Andrej Kaszpierski: – W jednej ze scen „Praktyk patriotycznych”, o funkcjonariuszach KGB werbujących dzieci w wieku szkolnym, miała być masówka w scenie ze szkoleniem w walce bezkontaktowej. Uznaliśmy, że to drogo, więc pomyślałem, że mogę wydrukować dwadzieścia postaci z kartonu, a do tego tylko ich połówki. Wykorzystaliśmy je jako „widzów” i stało się to ważnym obrazem artystycznym, który uzupełnia narrację.

– Jesteście jednymi z pionierów, który musieli zorganizować proces realizacji białoruskiego kina za granicą. Czy łatwo było to zorganizować w Warszawie?

Michaił Zuj: – W Pałacu Kultury odniesiono się do nas bardzo przyjaźnie. Było dla nas ważne, że jesteśmy jednymi z pionierów, czasem sobie mówiliśmy: ludzie, jesteśmy w Warszawie, w Pałacu Kultury i Nauki. Kręcimy swój film, o Białorusi, bez żadnych nacisków!

Na planie odcinka „Praktyki patriotyczne” w pobliżu Pałacu Kultury. Warszawa, 1 kwietnia 2023 r.
Zdj. Belsat.eu

Andrej Kaszpierski: – Producenci Jahor Jefimau i Ołena Sudina wzięli na siebie poważne wyzwanie organizacyjne. Było naprawdę trudno, ale trafiliśmy na sympatycznych ludzi. Właściciel lokalu, w którym robiliśmy sklep, był bardzo szczęśliwy, że mógł pomóc Białorusinom. Był tak podekscytowany, że pozwolił nam urządzać sklep dzień i noc tak, jak chcieliśmy. A potem przyszedł na film. Myślę, że dzięki temu zrobiliśmy wszystko tak, jak chcieliśmy. Kiedy szukaliśmy miejsca na kolejny odcinek, skontaktowaliśmy się z dyrektorką Kinoteki, a ona zaproponowała, abyśmy zorganizowali tam premierę, która odbędzie się 10 grudnia.

– Naprawdę nie mieliście żadnych ograniczeń ani nie dostawaliście żadnych wskazówek dotyczących scenariusza?

Michaił Zuj: – Po jednym z pokazów roboczych zadano nam pytanie o ogólny przekaz: czy w chociaż jednym odcinku będzie nadzieja, happy end? W rezultacie, w jednym być może jest happy end.

Andrej Kaszpierski: – A może w kilku, a może w żadnym…. Dyrekcja nas bardzo wspierała. Nie było cenzury ani porad artystycznych, bo chociaż nawet nie zgadzano się z niektórymi epizodami, to traktowano nas jako autorów z szacunkiem. Bardzo miło jest poczuć wolność twórczą.

Aktorka Jana Trojanowa podczas kręcenia ostatniego odcinka serialu „Procesy” w Warszawie. 17 sierpnia 2023 r.
Zdj. Karyna Paszko/belsat.eu

– Nie uważacie, że dla wielu Białorusinów oburzające było zaproszenie rosyjskiej aktorki Jany Trojanowej do zagrania głównej roli w jednym z odcinków?

Michaił Zuj: – Gdy trwa wojna, dla mnie obywatelstwo jest oczywiście ważne, ale ważniejsze jest zrozumienie, czy to swój, czy nie. Wróg czy sprzymierzeniec. Jana Trojanowa jest sojuszniczką, jasno powiedziała, po której stronie stoi. Dlatego nie czepiałbym się jej paszportu. A wyobraźmy sobie sytuację, w której Białorusini przystąpili do wojny – zgodnie z taką logiką Białorusini też nie mogliby grać.

Andrej Kaszpierski: Nie chciałbym, żeby moje słowa zabrzmiały jak wymówka, ale w roli bohaterki Zoi bardzo chciałem pracować z pewną białoruską aktorką. Zrobiliśmy w tym celu wszystko, ale mój idealny casting się nie udał. Potem pomyślałem o jeszcze dwóch aktorkach, które idealnie pasowałyby do tej roli, ale one są na Białorusi. Nawiązując do jednego z poprzednich pytań – nie było problemów ze znalezieniem lokalizacji, ale mieliśmy problemy ze znalezieniem aktorów, którzy nie baliby się wziąć udziału w takim projekcie.

Poza tym bardzo lubię Janę Trojanową, podoba mi się to, co zrobiła w filmach „Żyć” czy „Kraina Oz”. I cieszę się, że miałam okazję z nią pracować, że brała udział w projekcie i uczyniła go jeszcze bardziej wyjątkowym. Przynajmniej dla mnie osobiście. Mamy ogromne szczęście, że możemy współpracować ze wszystkimi białoruskimi i ukraińskimi aktorami. Andrej Nowik, Walancina Harcujewa, Zoja Biełachwościk, Aleh Harbuz i Ihar Sigau to wspaniała obsada.

– Państwowa wytwórnia Biełaruśfilm do głównych ról zwykle zapraszała znane rosyjskie twarze, a białoruskim aktorom dawała drugoplanowe role. Nie obawialiście się, że padną zarzuty, że “Procesy” kontynuują tę haniebną praktykę?

Michaił Zuj: – Dla mnie, jako białoruskiego aktora, był to bolesny temat: kiedy na Białorusi kręcony jest serial telewizyjny, to nawet jeśli kręcą go Białorusini, do głównych ról zapraszane są osobistości z rosyjskich mediów. To pułapka, bo jeśli nie zaprosi się swoich, nie stworzy się gwiazd.

Rozumieliśmy, że istnieje ryzyko sporów, ale w czterech odcinkach główne role, z jednym wyjątkiem, przypadły Białorusinom. Nawet w ostatnim, choć główną rolę gra tam Trojanowa, wartością samą w sobie jest Zoja Biełachwościk. Pod względem oddziaływania na widza obie aktorki są tam na równi. Ponadto istnieje coś takiego jak zespół: postacie muszą zostać złożone w puzzle, a one nie zostały złożone, dopóki nie pojawiła się Jana Trojanowa.

Andrej Kaszpierski: – Myślę, że niestety ten casting wpłynie na odbiór przez widzów, ale mam nadzieję, że część z nich będzie postrzegać „Procesy” po prostu jako serial, który można oglądać wieczorem, zabić czas i iść spać.

Na planie odcinka „Przetrzymanie”. Warszawa, 12 sierpnia 2022 r.
Zdj. Tacciana Wieramiejewa/belsat.eu

– Jak liczna była ekipa filmowa? Czy ona była całkowicie białoruska?

Andrej Kaszpierski: – To było kilkadziesiąt osób. Głównie Białorusini, ale też Ukraińcy i Polacy. A cały zespół twórczy to Białorusini.

– A co białoruski widz powinien usłyszeć od was przed obejrzeniem serialu? A może nie tylko białoruski?

Michaił Zuj: – „Nie przejmujcie się tym”.

Andrej Kaszpierski: – To bardzo „demokratyczny” serial, te cztery odcinki nie są praktycznie ze sobą powiązane. Można je oglądać jak się chce – można obejrzeć pierwszy odcinek lub trzeci, a potem drugi. Jeśli ci się spodoba, możesz obejrzeć wszystkie. A jeśli nie, to też nie ma problemu. Próbowałem znaleźć różne podejście do każdego z odcinków i sprawić, by wyglądały, jakby były kręcone przez różnych reżyserów. Zatem komuś może się spodobać jeden odcinek, a komuś innemu – inny.

Michaił Zuj: – Co ma być, to będzie. A widz ma prawo do wszelkich emocji, także tych negatywnych. I również – pod naszym adresem.

Wiadomości
Serial Biełsatu “Procesy” nagrodzony na festiwalu Fantastic Fest w USA
2023.09.27 12:17

Rozmawiała Irena Kaciałowicz / belsat.eu