Cały świat zadaje sobie pytanie, co zrobi Putin na Ukrainie? Wejdzie, czy nie wejdzie. To oczywiście ważne pytanie, bo od odpowiedzi na nie zależy pokój w całej Europie Wschodniej. By jednak zrozumieć całą sytuację, należy sobie – za Herodotem – zadać także inne pytanie. Dlaczego oni w ogóle ze sobą wojują? Skąd się bierze niechęć i Putina i Rosjan do Ukrainy, która chce pójść własną, prozachodnią drogą, zamiast tkwić w obszarze „ruskiego miru”?
Obrazowo, można porównać stosunek Rosji do niepodległej Ukrainy do relacji „starszego brata” z „młodszym”, który bezczelnie wzgardził więzami krwi i wybrał sobie na żonę kobietę z innego, wrogiego plemienia. W tym przypadku, wrogiem jest szeroko rozumiany Zachód, ze swoimi organizacjami jak Unia Europejska i NATO.
Niepodległość Tadżyków, Azerów, Kirgizów Rosjanie przyjęli stosunkowo spokojnie. Ale nie Ukrainy – „młodszego brata”, który zdradził wielkoruską rodzinę. Myślę, że najlepiej ten stosunek wyraził Josif Brodski w swym wierszu „Na niepodległość Ukrainy” z 1992 roku. Poeta nie chciał by został on opublikowany, ale stało się inaczej.
Żegnajcie chachły, razem żyliśmy i – z oczu
Splunąć, by w Dniepr,
Być może jeszcze się wstecz potoczy,
Brzydzicie się godnie nami, znużeni, zmęczeni swą męką,
Rozłączonymi węgłami, wielowiekową udręką. (…..)
Z Bogiem orły, kozacy, hetmani, geroje
Lecz kiedy umierać wam przyjdzie hultaje i buhaje,
Będziecie rzęzić czepiając się skraju materaca,
To strofy Aleksandra, a nie brednie Tarasa.
Brodski ujawnia w tym wierszu całą, urażoną wielkomocarstwową świadomość Rosjan, którzy nie mogli i nie mogą nadal pogodzić się ze „zdradą” Ukrainy. Władimir Putin sam także wielokrotnie mówił, że nie ma narodu ukraińskiego. Jest jeden naród, rosyjski.
W rosyjskich mediach dzisiejsza Ukraina jest powszechnie pokazywana jako kraj faszystowski, odwołujący się do dziedzictwa UPA i Stepana Bandery, który trzeba sprowadzić na właściwą drogę, czyli ścisłych związków z Rosją.
Wynalazek ukraińskiego faszyzmu to diabelski pomysł speców od propagandy, którzy wykreowali mit „banderowców” i „pacyfikatorów”, a następnie sprzedali go, za pośrednictwem telewizji, przytłaczającej większości społeczeństwa. Od tego już mały krok, by Ukrainę uznać za wroga. Potem podbić i zaanektować. Próbkę mieliśmy w 2014 roku, kiedy aneksję Krymu rosyjska władza określała jako „powrót do macierzy”.
Rosyjską odpowiedzią na prozachodnie aspiracje Ukrainy stał się rosyjski resentyment, w którym niezaspokojone, mocarstwowe ambicje Kremla połączyły się z zawiścią Rosjan wobec Ukraińców, że weszli na drogę, której celem jest odrzucenie wyuczonej bezradności i paternalizmu „starszego brata”.
Paradoksalnie, uporczywe wywoływanie duchów konfrontacji sprawiło, że faktycznie uczyniło ono z Ukrainy wrogie państwo i doprowadziło do wzmocnienia obecności NATO na tzw. wschodniej flance oraz dozbrajania Ukrainy przez niektóre państwa Sojuszu Północnoatlantyckiego. Wyimaginowany wróg, stał się wrogiem rzeczywistym, w którego obronie stanął „wolny świat”. Ale kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. I Putin już wie, że za agresję na Ukrainę przyjdzie mu słono zapłacić.
Felieton Antoniego Styrczuli dla belsat.eu
Inne teksty autora w dziale Opinie
Redakcja może nie podzielać opinii autora.