Rosjanie boją się wojny, ale do jej groźby są przyzwyczajeni

W teorii przed rozpoczęciem agresji na Ukrainę może powstrzymać Putina strach przed reakcją rosyjskiego społeczeństwa. Tylko że lata polityki i propagandy Kremla zobojętniło i przyzwyczaiło Rosjan do wojny.

Media społecznościowe od dwóch miesięcy zalewają filmiki jadących na zachód Rosji konwojów z uzbrojeniem. Jest to niewątpliwie element rosyjskiej kampanii psychologicznej, która ma przestraszyć Ukrainę i Zachód. Jednak filmiki w przeważającej większości są nagrywane przez zwykłych, przypadkowych świadków: kierowców czekających przed szlabanem na przejeździe kolejowym, czy mieszkańców położonych w głębi Rosji miasteczek. Często filmiki opatrzone są wypowiadanymi przypadkiem komentarzami: o Boże! Ile czołgów! Wojna będzie, na Ukrainę jadą pewnie… Są wypowiadane z wyraźnie słyszanym strachem, a nawet smutkiem.

To zupełnie inna sytuacja niż w 2014 r. Wówczas w Rosji panowała euforia. „Krym nasz!” dał Putinowi rekordowe, przekraczające 80 proc. poparcie. Dał poczucie odbudowy imperium i zdolności do powstrzymywania „kolorowych rewolucji”, jak przedstawiały rosyjskie media ukraińską Rewolucję Godności. Warto jednak pamiętać, że euforia wybuchła, dopiero kiedy na Krymie pojawiły się pierwsze „zielone ludziki”. Wcześniej w Rosji trwał budowany miesiącami festiwal nienawiści do Ukrainy oraz propagandowe kampanie przedstawiające wydarzenia na kijowskim Majdanie, jako faszystowskie zagrożenie dla Rosji.

Odwrócona rzeczywistość

Dziś trudno tworzyć proste analogie z 2014 r. Po pierwsze operacja krymska trwała w decydującej fazie kilkanaście dni i obyła się bez jednego wystrzału (jeśli nie liczyć tych oddawanych w powietrze i skrytych działań służb specjalnych). Teraz jest inaczej. Patrząc na gromadzące się znaczne siły, Rosjanie nie mają chyba złudzeń, że gdyby doszło do wojny, to nie będzie to szybka i bezbolesna operacja, jak na Krymie.

Dlatego dziś nie ma euforii, choć nie wiadomo, jaka będzie reakcja Rosjan gdyby wojna naprawdę się zaczęła. Nie wiadomo również, jakie będą ich reakcje, kiedy wojna będzie trwać długo i będzie krwawa. Na dziś pewne jest jedno: Putin przyzwyczaił Rosjan do wizji nieustającej ekspansji za pomocą wojen. Zobojętnił ich na przemoc. Również tę w relacjach międzynarodowych. I przekonał, że to Rosja jest nieustannie zagrożona z zewnątrz.

Opinie
Rosyjska mania na punkcie Ukrainy
2022.01.26 12:01

Jeśli pooglądać rosyjską telewizję przez kilka dni, to powstaje wrażenie odbicia rzeczywistości w lustrze. W rosyjskiej telewizji to nie Ukraina jest zagrożona inwazją, ale Ukraina zagraża atakiem Rosji i tzw. separatystycznym republikom z Donbasu. To nie Rosja gromadzi wojska pod granicami Ukrainy i na Białorusi, ale Ukraina zbroi się na potęgę. W tym przekazie to Ukraińcy nieustannie planują prowokację i Zełenski, a nie Putin, chce wywołać wojnę. W ostatnich dniach rosyjskie media powtarzają np. informacje z Ługańska, że ukraińskie siły na Donbasie mają gigantyczną przewagę nad separatystami, a ukraińska armia ściągnęła w pobliże linii rozgraniczenia ciężką artylerię i systemy rakietowe.

W tej odwróconej rzeczywistości zagrożenie dla Rosji jest nieustanne i ciągle narasta. Np. dość regularnie pojawiają się w rosyjskich mediach tezy, że Polska i Litwa przygotowują się do napaści na obwód kaliningradzki. Kremlowska propaganda od lat umacnia zresztą przekonanie, że Rosja jest okrążana przez NATO, a Pakt już zdecydował o przyjęciu Ukrainy. Taka narracja jest okresowo potęgowana. Tak było wiosną ubiegłego roku i tak jest od końca jesieni do dziś.

Militaryzacja umysłów

W efekcie połowa Rosjan wierzy, że winnym napięcia wokół Ukrainy są USA i NATO. Dla 16 proc. winna jest Ukraina, a tylko dla 3 proc. samozwańcze republiki separatystów i dla 4 proc. – Rosja. Wskaźniki wskazujące winę USA mogą jeszcze wzrosnąć. To wyniki sondażu przeprowadzonego na przełomie listopada i grudnia sondażu Centrum im. Jurija Lewady. Według tego sondażu w różnym stopniu 77 proc. Rosjan nie wyklucza możliwości wojny z Ukrainą: 38 proc. uznało, że to mało prawdopodobne, 36 proc. Rosjan uważało, że wojna jest całkiem prawdopodobna. Tylko 3 proc. respondentów było całkowicie pewnych, że wojna jest nieunikniona, a 15 proc. uważa, że to niemożliwe.

Ten sondaż nie może napawać optymizmem. Nawet jeśli założyć, że grupa widząca małe prawdopodobieństwo konfliktu, jest spora (38 proc.). Po pierwsze od jego przeprowadzenia minęły prawie dwa miesiące codziennej, coraz bardziej agresywnej propagandy telewizyjnej. Nastroje potrafią szybko się zmienić.

Wiadomości
Wojska rosyjskie koncentrują się na południu Białorusi daleko od poligonów RAPORT
2022.01.26 13:08

Po drugie rosyjskie społeczeństwo jest mocno uodpornione na to, że ich państwo prowadzi agresywną politykę wewnętrzną i zewnętrzną. Od czasu, kiedy rządzi Putin, Rosja w bardzo krótko znajdowała się w stanie pokoju, lub choćby spokoju. Od początku rządów Putina do 2009 trwała wojna w Czeczenii, a po niej jeszcze kilka lat różnych operacji antyterrorystycznych na Kaukazie Północnym. W 2008 r. – wojna w Gruzji. W 2014 r. – aneksja Krymu i ukrywana interwencja na Donbasie. W 2015 – zaangażowanie Rosyjskie w Syrii, a potem szereg operacji specjalnych w Afryce, prowadzonych siłami najemników. Niedawno – szybka interwencja w Kazachstanie, pod flagą ODKB. Co roku – duże i coraz częstsze ćwiczenia wojskowe.

Uodpornianie na wojnę i pewnego rodzaju militaryzacja świadomości za pomocą propagandy postępuje. Są to dziesiątki filmów i seriali o tematyce wojennej i ze służbami specjalnymi w akcji, czy wojskowe imperium medialne (stacja telewizyjna Zwiezda). Mimo że rosyjska gospodarka, czy życie społeczne jest we współczesnej Rosji mniej zmilitaryzowane i podporządkowane armii niż w ZSRR, to już w sferze narracji narzucanej w mediach i wojennej retoryki władz, jest znacznie gorzej i dzisiejsza Rosja demonstruje chęć ekspansji kiedy tylko może.

Nie ma głosu sumienia

Nawet w najcięższych czasach represji byli w Moskwie ludzie, którzy potrafili protestować przeciw agresywnej polityce. W sierpniu 1968 r. na Plac Czerwony wyszła zaprotestować przeciw inwazji Układu Warszawskiego na Czechosłowację grupka dysydentów (m.in. poetka Natalia Gorbaniewska ). Były protesty i duży ruch (m.in. w mediach opisujących zbrodnie wojenne) przeciw wojnom w Czeczenii. Po aneksji Krymu i wojnie w Donbasie w Rosji odbyły się wielotysięczne „marsze pokoju”. Był brak jednoznacznego stanowiska Aleksieja Nawalnego w sprawie aneksji Krymu. Początkowo Nawalny kluczył, mówił o potrzebie drugiego referendum na Krymie i twierdził, że Krym to nie „kanapka z kiełbasą, którą można oddawać”. Dopiero później przyznał, że te wypowiedzi były błędem.

Wiadomości
Aleksiej Nawalny wniesiony do rejestru terrorystów i ekstremistów
2022.01.25 14:21

Tym niemniej nie ma słyszalnego głosu rosyjskiej opozycji, bo ta jest na emigracji, albo w więzieniach. Trudno znaleźć jakąkolwiek krytykę w mediach, a w sieci takie głosy są blokowane, ich autorzy ścigani. Władza może w ten sposób budować wrażenie jednomyślności narodowej. Może w samozadowoleniu uznać, że pójdzie na wojnę, mając naród za sobą. Nic bardziej mylnego. Rosjanie nie są za wojną. Na razie są jej po prostu obojętni i bierni. Przekonani, że i tak nie mają wpływu na działania władzy. Putin dobrze pamięta nastroje apatii i zmęczenia długą i krwawą wojną w Czeczenii z lat 90. Zachwiała ona władzą Borysa Jelcyna. Putin ją zdobył, obiecując odzyskanie Czeczenii i zrobił to, choć i ta wojna była bardzo kosztowna. Ukraina nie jest jednak Czeczenią. Wojna z nią może wywrócić nastroje i zamienić apatię w złość.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Inne teksty autora w Dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności