„Sytuacja jest napięta, ale nie krytyczna”. Jak ukraińscy snajperzy szykują się na rosyjską ofensywę


Zdj. Anastasija Własowa/belsat.eu

O tym, jak ukraińscy żołnierze przygotowują się do obrony ojczyzny przed Rosją opowiadamy w fotoreportażu z Marjinki w obwodzie donieckim. Dla Biełsatu przygotowały go Oksana Hrycenko i Anastasija Własowa.

Od końca marca Rosja gromadziła wojska na granicy z Ukrainą, a także na zaanektowanym Krymie. Według szacunków Josepa Borella, szefa unijnej dyplomacji, 20 kwietnia przy granicy z Ukrainą znajdowało się już 100 tys. rosyjskich żołnierzy. To więcej niż w 2014 roku, kiedy Rosja rozpoczęła wojnę na Donbasie. Mimo, że rosyjskie ministerstwo obrony ogłosiło wycofanie wojsk do koszar, ukraińscy żołnierze pozostają na posterunkach.

Wieczorem po służbie snajper o pseudonimie Chan pali papierosy i opowiada o wojnie.

– Sytuacja jest napięta, ale nie krytyczna – mówi o rosyjskich wojskach skoncentrowanych na granicy z Ukrainą.

W miasteczku Marjinka w obwodzie donieckim, podobnie jak w innych miejscach na linii frontu, ukraińscy żołnierze i cywile zastanawiają się, czy dojdzie do ofensywy ze strony Rosji. A jeżeli ma to nastąpić, to gdzie dokładnie.

Zdj. Anastasija Własowa/belsat.eu

Najbardziej prawdopodobnym miejscem potencjalnej inwazji jest rozdarty wojną Donbas. Brane jest także pod uwagę uderzenie z Krymu z zajęciem graniczącego z półwyspem Chersonia, atak na Odessę od strony morza, a nawet wtargnięcie na Ukrainę z północy, gdzie wojska rosyjskie mają dostęp do granic od strony Rosji lub Białorusi.

– Niewykluczone, że nadejdą z Białorusi – mówi Chan. Jego przypuszczenia związane są z zaplanowanymi na wrzesień rosyjsko-białoruskimi ćwiczeniami Zapad-2021. – Na dzień dzisiejszy jest tam [na Białorusi – belsat.eu] już około 15-18 tys. [wojsk rosyjskich – belsat.eu]. Poza tym w czasie ćwiczeń mogą przywieźć kolejne 15-20 tysięcy – uważa Chan.

Chan ma 50 lat i jest to jego piąta wojna. Walczył w Naddniestrzu i Czeczenii po stronie Rosji oraz w Jugosławii po stronie Chorwacji. Służył też jako żołnierz najemny w Afryce. Z pochodzenia jest Tatarem. Urodził się w obwodzie czelabińskim (obecnie Rosja) w rodzinie wojskowych, wczesne lata spędził w Niemczech, gdzie służył jego ojciec. Dorastał w Odessie, po ukończeniu Suworowskiej Szkoły Wojskowej służył w Irkucku aż do upadku Związku Radzieckiego, gdy wrócił na Ukrainę. Uważa się za Ukraińca, a Odessę za swój dom.

Zdj. Anastasija Własowa/belsat.eu

Chan mówi, że pojechał protestować na Majdanie z powodu niewyobrażalnej korupcji za rządów prezydenta Wiktora Janukowycza.

– Prowadziłem biznes i widziałem, jakie łapówki ludzie płacili. To była po prostu katastrofa! Zanosili walizki pieniędzy. Łapówki sięgały 50-60 procent obrotów.

W styczniu 2014 roku wraz z przyjaciółmi z Odessy pojechał na Majdan w Kijowie, a potem, latem, na wojnę w Donbasie. Z powodu wieku czterokrotnie był odrzucany przez komisję poborową i do 2015 roku walczył jako ochotnik, co na początku wojny praktykowało wielu ludzi. Musiał zerwać kontakt z krewnymi z Rosji, a także z byłymi kolegami z wojska, którzy walczyli po przeciwnej stronie. Stał się dla nich wrogiem.

Zdj. Anastasija Własowa/belsat.eu

W opuszczonym domu, w którym stacjonują żołnierze, w telewizji prezentowane są filmy o II wojnie światowej. W wiadomościach podają, że to Ukraina planuje atak na DRL i ŁRL. W Marjince, jak i na całej linii frontu, ukraińskie kanały telewizyjne nie działają, a żołnierze oglądają wiadomości emitowane przez telewizję rosyjską lub separatystyczną. Władzom ukraińskim nie udało się zbudować wieży, która przebiłaby sygnał telewizyjny z Doniecka. Tak samo jest z radiem.

Na ścianach wiszą plakaty – jeden z nich ostrzega przed negatywnymi skutkami picia alkoholu, drugi przedstawia żołnierza z innej brygady, który w styczniu przeszedł na stronę wroga z powodu alimentów i niespłaconych kredytów. W łóżkach żołnierzy drzemią koty. W Marjince, jak i całym Donbasie, jest wiele porzuconych zwierząt, które teraz zadomowiły się u wojskowych.

Zdj. Anastasija Własowa/belsat.eu

Chan mówi, że od 2017 roku ukraińska armia zaczęła otrzymywać wysokiej jakości broń i szkolenia z instruktorami krajów zachodnich.

– Mamy dobre karabiny, amerykańskie i ukraińskie UR-10. Wojska są mniej więcej przygotowane, to już nie jest 2014 rok.

Od 2015 roku linia frontu prawie nie drgnęła. Jest to wojna pozycyjna, w której ludzie giną głównie od pocisków z moździerzy, min i kul snajperów.

Chan twierdzi, że od lutego po stronie separatystów zaczęło pojawiać się więcej wyszkolonych i lepiej wyposażonych snajperów.

– Jestem pewien, że to Rosjanie. Ich praca jest na bardzo wysokim poziomie – mówi żołnierz.

Zdj. Anastasija Własowa/belsat.eu

Snajperzy wroga używają drogich urządzeń wykrywających celowniki optyczne. W ten sposób ustalają położenie ukraińskich snajperów. Mają też lasery bojowe, które wypalają siatkówkę oka i oślepiają ukraińskich żołnierzy. Jak mówi Chan, w szpitalach leży teraz wielu chłopaków z uszkodzonym wzrokiem.

Chan doznał dwóch kontuzji, w barku ma implant. Nie sypia dobrze i pali do drugiej w nocy.

Zdj. Anastasija Własowa/belsat.eu

Wczesnym rankiem, mimo mżawki i mokrej gliny pod stopami, żołnierze idą na strzelnicę. Snajperzy ćwiczą celność leżąc na karimatach. Ich celów nie widać gołym okiem, mierzą do punktów oddalonych o około 1000 metrów.

– Żeby nie stracić umiejętności, taki trening trzeba robić co najmniej dwa razy w tygodniu – mówi instruktor o pseudonimie Dobry.

Dobry ma 49 lat i pochodzi z miasta Pokrow w obwodzie dniepropietrowskim na Ukrainie. Uczestniczył w Majdanie, a przed wstąpieniem do sił zbrojnych był ochotnikiem w batalionie Ajdar (oddział obrony terytorialnej). Dobry z dumą pokazuje skrytą pod czapką kozacką czuprynę i mówi, że nie należy tracić ducha z powodu rosyjskiego zagrożenia.

– Co oni [Rosjanie – belsat.eu] robią? Próbują nas sprowokować. Mamy jednak jasne plany działania. Zwiększamy naszą czujność. Trenujemy przy każdej pogodzie. Żołnierze mówią, że armia ukraińska liczy ok. 240 tys., do których może dołączyć nawet 1 mln rezerwistów. Jeśli Rosja zdecyduje się na atak, będą to ciężkie walki z ogromem ofiar po obu stronach – twierdzi Dobry.

Dobry, instruktor strzelectwa.
Zdj. Anastasija Własowa/belsat.eu

– Jak niby [Rosjanie – belsat.eu] mają utrzymać zdobyte terytoria? Oni nie potrafią utrzymać nawet kawałka Donbasu – mówi strzelec o pseudonimie Patryk (od „patriota”).

Patryk ma 33 lata, pochodzi z rosyjskojęzycznej Odessy, ale dwa lata temu zdecydował się przejść na język ukraiński, aby jego córeczka również uczyła się mówić w języku ojczystym. Sam jest członkiem Ukraińskiej Armii Ochotniczej, która oderwała się od nacjonalistycznego Prawego Sektora – jednej z nielicznych formacji ochotniczych, które nie wstąpiły do armii czy policji. Mimo, że ochotników zaczęto wycofywać z linii frontu w 2015 roku, nadal walczą oni u boku regularnych wojsk.

Patryk od dawna miał wątpliwości, czy powinien wstąpić do sił zbrojnych, ze względu na panującą tam biurokrację. W końcu zdecydował się pod warunkiem, że będzie to praca skupiona na wynikach i cieszy się, że trafił do snajperów.

Zdj. Anastasija Własowa/belsat.eu

Przez kilka lat Patryk działał w samoobronie Odessy. Mówi, że to wciąż bardzo prorosyjskie miasto. Jego zdaniem nawet na froncie w Marjince miejscowa ludność jest bardziej proukraińska niż w Odessie.

Mieszkańcy Marjinki nie lubią mówić o swojej przynależności politycznej, ale często wspominają walki o miasto, łącznie z najdrobniejszymi szczegółami i dokładnymi datami.

Przed wojną Marjinka była przedmieściem Doniecka. Zatrzymywała się tu komunikacja miejska, a wielu mieszkańców regularnie dojeżdżało do Doniecka do pracy lub na zakupy.

W latach 2014-2015 Marjinka kilkakrotnie przechodziła z rąk do rąk. Miasto było ostrzeliwane pociskami rakietowymi Grad. W dawnym budynku milicji na centralnym placu miasta widać ogromne dziury. Miejscowi twierdzą, że ukraińskie wojsko ostrzelało budynek z czołgu, aby wypędzić separatystów, którzy znajdowali się w środku.

Zdj. Anastasija Własowa/belsat.eu

W 2020 roku życie mieszkańców Marjinki stało się nieco lepsze. Dzięki rozejmowi, który trwał od lipca do stycznia, praktycznie nie słychać było ostrzałów.

– Jedni wrócili, inni odbudowali domy. Nie chciałabym, żeby to wszystko zaczęło się na nowo – mówi 58-letnia emerytka Wira Mokra.

W latach 2014-2015 pani Wira często nocowała w piwnicy. W jej dom, w którym mieszkali lokatorzy, trafił pocisk. Na szczęście w tym czasie nie było tam żadnych ludzi. Kobieta mówi, że do dobrych rzeczy człowiek szybo się przyzwyczaja i kiedy nie było ostrzału, przyzwyczaiła się do ciszy.

– Kiedy pod koniec lutego ponownie rozległy się odgłosy strzałów, zaczęłam się bać. Wcześniej niepokoiła nas cisza – przyznaje.

Wira Mokra.
Zdj. Anastasija Własowa/belsat.eu
Zdj. Anastasija Własowa/belsat.eu

W Marjince, gdziekolwiek się nie spojrzy, widać żołnierzy. Miejscowi nie zwracają na nich uwagi. Dzieci biegają za piłką mijając mundurowych udających się na posterunki. Na ulicach porozrzucane są kable telefonów polowych. Są one dla żołnierzy najbezpieczniejszym sposobem komunikacji, ponieważ łączność bezprzewodowa zbyt łatwo może zostać przechwycona.

Żołnierze i miejscowi są wobec siebie nieufni. Wielu mieszkańców Marjinki ma rodzinę lub przyjaciół, którzy walczą po stronie separatystów. Telewizja nadaje kremlowską propagandę, ale ludzie od początku wojny starają się ufać tylko własnym oczom, wiedzą, że wiadomości kłamią.

Zdj. Anastasija Własowa/belsat.eu

Wojskowi wspominają, że niedawno miejscowy dziadek ukradł z ich podwórka stół. Kiedy go namierzono, stół poszedł już na opał. Incydent odszedł w niepamięć po pytaniu o Krym.

– Mówimy mu: dziadek, powiedz, czyj jest Krym – wspomina 48-letni snajper o pseudonimie Kaba. – A on odpowiada: nasz. Zapytaliśmy wtedy: kim są „my” dla ciebie? Ukraińcami – odpowiedział. I na tym zakończyliśmy.

Oksana Hrycenko i Anastasija Własowa dla belsat.eu

Aktualności