Na drugi dzień po ogłoszeniu w Rosji tzw. częściowej mobilizacji, do wojskowych komend uzupełnień zaczęli napływać pierwsi poborowi na wojnę z Ukrainą. Lekarz z wieloletnim doświadczeniem w pracy w takiej komendzie opowiedział Biełsatowi pod warunkiem zachowania anonimowości, jak zorganizowano mobilizację, kogo najpierw przywieziono na badania lekarskie i co się z nimi dalej stanie.
– Czy powiadomiono Panią wczoraj (21 września) o konieczności przeprowadzenia badań lekarskich dla osób zmobilizowanych?
– Tak, dzień wcześniej wiedziałam już, że muszę się stawić na wojskowej komendzie uzupełnień, aby dokonać badań medycznych dla zmobilizowanych.
– Jakie były wymogi?
– Szczerze mówiąc, z tym rozkazem nic nie jest jasne. Ale mamy 60 tys. mieszkańców, a potrzebujemy 75 osób. Myślę, że to jest minimum. Wczoraj pracodawcy w zakładach pracy wystawiali ludziom wezwania do stawiennictwa na komendach.
– Jaki nastrój panuje wśród tych osób?
– Oczywiście, że negatywny, wiadomo. Z 55 osób tylko cztery przyszły dobrowolnie.
– Czy wszyscy z tych 55 pójdą na wojnę?
– Nie, do kolejnego etapu zakwalifikowano 38 osób. Filtrowaliśmy – czy był stan ostry (ostra choroba układu oddechowego itd.) czy nie, czy było zaostrzenie choroby przewlekłej czy nie. Z grubsza rzecz biorąc, oddzieliliśmy tych, którzy przetrwają kolejne etapy, od tych, którzy będą potrzebowali pomocy. Następnie komisja wojskowo-medyczna miałaby podjąć decyzję o zatwierdzeniu 38 zmobilizowanych osób.
– Badania wyglądały inaczej niż w przypadku poborowych?
– Nie. Badanie musi być przeprowadzone przez komisję w miejscu zbiórki. Tak dla uświadomienia różnic: poborowi muszą przynieść badanie laboratoryjno-instrumentalne, natomiast podczas mobilizacji z oczywistych względów nie ma czegoś takiego. Dla poborowych przeprowadzamy wojskową komisję lekarską (w skład której musi wejść chirurg, neurolog i inni specjaliści), ale nie dla zmobilizowanych – dla nich taka komisja jest organizowana w punkcie zbiórki.
– Nie jest to nawet jak wizyta u lekarza pierwszego kontaktu z pomiarem ciśnienia krwi, słuchaniem oddechu?
– (śmieje się) W takiej sytuacji każdemu podskoczy ciśnienie! Nie, to była tylko analiza bagażu chorób i określenie stanu osoby w danym momencie. Nie ma żadnej kategorii, nie ma żadnych artykułów. Idea jest taka, że dopiero komisje wojskowo-medyczne na miejscu zbiórki podejdą do sprawy bardziej wnikliwie.
– A co z tymi, których dziś przefiltrowano – czy oni już nie podlegają mobilizacji?
– Nie wiem, to już nie jest nasz poziom.
– W jakim wieku są osoby zmobilizowane?
– Mniej więcej urodzeni między 1980 a 1990 rokiem.
– Czy teraz codziennie będziecie przeprowadzać kontrolę osób poddanych mobilizacji?
– Jeszcze nie wiemy. Powiedziano nam, żebyśmy żyli jednym dniem.
Iwan Alaksiejeu, lp/ belsat.eu