Putin mobilizuje i demobilizuje

Ogłoszone przez Putina referendum na okupowanych terytoriach Ukrainy to plan zamrożenia wojny. Jeśli to się nie uda, jest plan B: mobilizacja, zamknięcie Rosjan w koszarach i długa wojna na wymęczenie.

Po serii klęsk rosyjskich sił zbrojnych w obwodzie charkowskim, na Donbasie i Chersońszczyźnie, Władimir Putin musiał zareagować. Musiał to zrobić na poziomie propagandowym. Tym skierowanym do Rosjan. Wieści z frontu w różnej formie do nich docierały. Od tygodni trwał ferment w sieci, rosyjskie media społecznościowe aż kipiały od domysłów i histerii.

Ba, informacje o klęskach Rosjan podawali pośrednio w swoich programach nawet najwięksi propagandziści. Władimir Sołowjow czy Olga Skabiejewa grzmieli, że na Ukrainie rosyjską armię atakuje cała potęga NATO. Owszem, był to element przygotowań do mobilizacyjnego ruchu Putina, ale jednocześnie dawali Rosjanom znać, że „specjalna operacja” nie idzie dobrze. I to wprost z ekranów propagandowej telewizji.

Putin musiał również zrobić coś, co pokaże światu, że jego armia nie wpadła już całkowicie w logikę klęski. Że ma jeszcze jakieś asy w rękawie. Zwłaszcza po spotkaniach ze swoimi azjatyckimi sojusznikami i pół-sojusznikami w uzbeckiej Samarkandzie. Nie mógł wypaść na słabeusza i cofać się nieustannie pod naporem ukraińskiej kontrofensywy.

Wreszcie Putin potrzebuje faktycznego wzmocnienia armii i odbudowania strat poniesionych do tej pory na Ukrainie. Armia zdolna do długotrwałej okupacji zajętych terytoriów i odpierania ukraińskich ataków będzie mu potrzebna, kiedy nie wypali główny plan. Czyli zamrożenie wojny na obecnym etapie i zachowanie przynajmniej tych terenów na Ukrainie, których rosyjska armia jeszcze nie straciła.

W kamasze

Zagadkowa forma „częściowej mobilizacji” doskonale pokazuje, że dla Kremla ogłoszenie rozbudowy armii było kłopotliwe i trudne. W dziwaczny sposób anonsowana była i przekładana emisja przemówienia Putina. Co sugerowało, że trwają zakulisowe negocjacje kremlowskiej elity co do ostatecznej formy orędzia i możliwe – np. sondowanie reakcji chińskiego czy białoruskiego sojusznika. Pekin jest potrzebny, jako gwarant dalszego wsparcie Rosji. A Białoruś, jako potencjalny rezerwuar zasobów ludzkich i sprzętowych, oraz sąsiad zagrażający dalej Ukrainie i nadal wiążący jej znaczne siły na północy.

Tuż po opóźnionym orędziu Putina z różnych tub rosyjskiej propagandy dało się słyszeć głośne zapewnianie, że chodzi o mobilizację tylko 300 tys. ludzi. Że do koszar pójdą wyłącznie rezerwiści z doświadczeniem bojowym. Kreml będzie w ten sposób próbował osłabić wydźwięk „mobilizacji”. Na swój sposób będzie „demobilizował” i studził lęki Rosjan przed „branką”. A jednocześnie Putin już w swoim przemówieniu sięgnął do całego repertuaru znanych tez o zagrożeniu ze strony całego NATO i straszenia, że Rosja ma broń nuklearną.

Aktualizacja
W Rosji protesty przeciw “mogilizacji”. Zatrzymano ponad tysiąc osób
2022.09.22 06:00

Ta huśtawka sprzecznych emocji jest klasycznym instrumentem oddziaływania na własne (i nie tylko) społeczeństwo. Z jednej strony „specjalna operacja” już dawno jest nazywana taką tylko rytualnie, a faktycznie już nawet propaganda nie kryje, że chodzi po prostu o wojnę. Z drugiej strony wysyła sygnały uspokajające zwłaszcza wielkomiejską klasę średnią czy młodzież, że jakby co, to „w kamasze”  pójdą chłopaki z prowincji – Buriaci i ci z Kaukazu.

To oczywiście nieprawda. Z powodu ogólnie słabego stanu zdrowia Rosjan, a także opartego na wypracowanych w czasach radzieckich mechanizmach powszechnej mobilizacji na czas „W” zasadniczo nie będzie możliwe dywersyfikowanie rekrutów ze względu na grupy społeczne i zawodowe. Nie, branka będzie pełna chaosu, z częstymi przypadkami wykupywania się od poboru za pomocą łapówek i powoływaniem do armii celowo „niepokornych”, ale i zupełnie przypadkowych i całkowicie niegotowych do walki młodych ludzi.

Będzie też miała charakter kroczący i niewykluczone, że Putin będzie ogłaszał kolejne fale mobilizacji. Zwłaszcza że na zapleczu, w kraju, Kreml musi utrzymywać potężne siły bezpieczeństwa do pilnowania społeczeństwa. Ta armia nie pójdzie na frontu. Jak widać na ulicach Moskwy, Petersburga czy Kaliningradu OMON i Rosgwardia są potrzebne do pacyfikowania nawet stosunkowo nielicznych, antywojennych manifestacji.

Ani kroku wstecz

Oprócz przyczyn czysto propagandowych, Putin ogłaszając mobilizację, ma przede wszystkim rzeczywisty cel wojskowy. Czyli uzupełnienie strat rosyjskiej armii na wojnie. Według różnych szacunków zabici, jeńcy oraz wykluczeni z działań ranni to grubo ponad 100 tys. ludzi. Możliwe, że ponad 150 tys. Mobilizacja ma uzupełnić te straty oraz zwiększyć możliwości Rosjan w tzw. rotacji na linii frontu.

Ponieważ Rosjanie mają znacząco mniej wojska niż Ukraińcy, w dynamicznych działaniach bojowych nie mają możliwości prowadzenia rotacji swoich żołnierzy. Niektórzy z nich uczestniczą w walce od miesięcy. Są po prostu wycieńczeni.

Tyle że wprowadzenie 300 tys. nowych żołnierzy, jak chce Kreml, nie jest takie proste. Po pierwsze Rosjanie mają już ograniczone zasoby wyposażenia swoich żołnierzy w nowoczesny, albo przynajmniej przyzwoity sprzęt. Nawet jeśli chodzi o osobiste wyposażenie żołnierza: kamizelka kuloodporna, gogle taktyczne, mundur, bielizna, prowiant, środki komunikacji itd. Tego wszystkiego już brakuje. W Rosji organizowane są zbiórki charytatywne.

Owszem, takie problemy mają również Ukraińcy, ale oni mogą liczyć na pomoc z Zachodu. Po drugie: poborowi wymagają co najmniej kilku miesięcy szkolenia.

Wiadomości
„Mobilizacja nas nie dotyczy”. Władze Białorusi komentują informacje o możliwej mobilizacji
2022.09.21 16:20

Do szkolenia potrzeba doświadczonych żołnierzy, podoficerów. Wreszcie do dowodzenia uzupełnianymi poborowymi jednostek potrzebni będą oficerowie. Rosja posiada dużą liczbę skadrowanych związków taktycznych, w ich strukturach w teorii jest wielu zawodowych oficerów czekających na szeregowych.

Tyle że to już w dużej mierze przeszłość. Wojna spowodowała poważne przesunięcia i poszukiwanie dobrych oficerów i podoficerów gdzie się da. Wielu zginęło. Większość doświadczonych jest od dawna na froncie. Mobilizacja nie da Putinowi dobrej armii. Na pewno nie lepszej od tej, z którą zaczynał „specjalną operację”. Kreml chyba zdaje sobie z tego sprawę.

Świadczy o tym przygotowane równocześnie prawo przewidujące 10 lat więzienia dla żołnierza za poddanie się w czasie walki. To współczesna wersja rozkazu Stalina nr 227 z 1942 roku, bardziej znanego jako „ani kroku wstecz”. Na jego mocy (a także wcześniejszych rozkazów), tzw. oddziały zaporowe NKWD rozstrzeliwały cofających się i uciekających przed Niemcami radzieckich żołnierzy.

Dziś do pilnowania armii używana jest Rosgwardia, a nawet jednostki sił specjalnych. Strażników będzie potrzeba coraz więcej, bo mobilizowani od wczoraj Rosjanie w większości ochoczo do koszar i na front nie pójdą.

Zamrażanie wojny

Mobilizacja może nie da Putinowi poważnego wzmocnienia armii teraz. Nie da nawet za kilka miesięcy. Jej ogłoszenie jest jednak planem nie tyle eskalacji, ile kolejną próbą zamrożenia wojny na Ukrainie. Z opcją szybkiego odmrożenia w sprzyjających dla Rosjan okolicznościach. Takie znaczenie ma ogłoszone w przemówieniu Putina wsparcie dla referendów zjednoczeniowych w Donbasie i na okupowanych terytoriach Ukrainy. Razem z powtarzanymi przez Putina groźbami i znaną powszechnie doktryną obronną Rosji, jasne jest, co taki ruch oznacza.

Chodzi o to, by po formalnym przyłączeniu terenów okupowanych do Federacji Rosyjskiej otworzyć Moskwie drogę do straszenia, że jakakolwiek próba ofensywy, kiedy Kijów nie porzuci planów odzyskania swojej ziemi, może wywołać rosyjską odpowiedź. Łącznie z uderzeniem nuklearnym.

Tego typu argumenty krańcowe będą teraz coraz częściej powtarzane. Głównie jako środek nacisku na Europę, by zmusiła Kijów do uznania rosyjskiej okupacji. To scenariusz mało realistyczny. Kijów nie odpuści. Świat czeka zatem gra nerwów, a Putin zaserwuje Ukrainie i Europie serię szantażujących zagrań va banque nielicznymi asami, które mu pozostały.

Otwarte pozostaje pytanie, czy faktycznie sięgnie po asy, czy nadal je ma i czy nie poprzestanie na blefie? Putin i kremlowska elita są na razie konsekwentni w swojej drodze ku zatraceniu. Po pierwszym kroku i rozpoczęciu inwazji 24 lutego, każdy kolejny idzie w kierunku uporczywej, panicznej wręcz eskalacji. Panicznej, bo bezskutecznej, ale pokazującej, że na razie Kreml nie dostrzega limitu strat, jakie gotowa jest ponieść Rosja.

Wiadomości
W Rosji poszukują sposobów na „złamanie ręki”, aby uniknąć mobilizacji
2022.09.21 19:14

Te straty: kompromitacja armii, kłopoty gospodarcze i izolacja Rosji na świecie są jednak dla Putina do przyjęcia. Bo on patrzy na nie innymi kategoriami. Chce, by Rosja była światowym bandytą, państwem z którym nikt nie chce mieć do czynienia, a ci którzy chcą, robią to z wyrachowania. Tylko wtedy Rosja będzie Rosją Putina.

„Częściowa mobilizacja” to dopiero początek. Wyglądający mizernie i przerastający realne możliwości Rosji, ale obliczony na konsekwentne budowanie skoszarowanego społeczeństwa. Zamierzeniem jest pełna izolacja Rosjan od świata zewnętrznego. Postawienie Rosjan przed prostym wyborem: koszary, albo łagry.

Rosjanie, którzy chcą uciec przed taką perspektywą, ustawiają się dziś w kolejkach na przejściach granicznych z Gruzją i Kazachstanem, a nawet Mongolią. W panice szukają ostatnich biletów lotniczych. Inni, bardzo nieliczni, wychodzą na antywojenne protesty. Dopiero teraz, kiedy dostrzegli zagrożenie dla siebie, kiedy zrozumieli, że niebawem sami mogą znaleźć się pod ostrzałem koło Chersonia. A przecież, co ich to obchodzi?

Do tej pory tak myśleli. Nie obchodziła ich wojna, Ukraina i świat. Putin skutecznie wyhodował egoizm, cynizm i obojętność. Zdemobilizował Rosję, jako wspólnotę, choć tej nigdy nie było w niej za wiele. Póki Rosjanie nie wyleczą się z obojętności, Putin dalej będzie ich mobilizował i wysyłał tysiącami na front.

Michał Kacewicz/ belsat.eu

Inne teksty autora w dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności