Kaciaryna Barysiewicz, została skazana za ujawnienie wyników badań krwi zabitego przez milicję zwolennika opozycji Ramana Bandarenki. Dziennikarka podała, że wbrew oficjalnej wersji, ofiara milicyjnej przemocy nie była pijana.
Dziennikarka TUT.by opuściła kolonię karną w Homlu, do której została przeniesiona z aresztu tymczasowego na dwa dni przed końcem wyroku. Zakład karny znajduje się ponad 200 km od Mińska, w którym mieszka.
Pod bramą kolonii dyżurował nieoznakowany minibus, którym poruszają się zazwyczaj tajniacy i samochód z umundurowanym mężczyzną – informuje TUT.by.
Barysiewicz opuściła kolonię około godziny 7:30. Niemal od razu zadzwoniła do swojej 18-letniej córki Daszy, która oczekiwała na matkę w Mińsku. Opowiedziała, że przez sześć miesięcy otrzymała około pół tysiąca listów.
– Zostałem zawiadomiona, że zostanę zwolniona dziś rano, więc od 4-5 rano czekałam na wezwanie. Wcześniej chorowałam, ale uprawiałam sport, oddychałam świeżym powietrzem przez godzinę dziennie- powiedziała Barysewicz dziennikarzom.
Teraz marzy o „przytulaniu krewnych i przyjaciół, jedzeniu sernika i barszczu matki”. A jeszcze chętniej uda się do swojej wioski, aby uprawiać kwiaty. W czasie dwudniowego pobytu w kolonii poprosiła o wyznaczenie jej zajęcia.
– Dostałam do sadzenia nagietki i chabry. To była niesamowita przyjemność – dodała.
Wczoraj zatrzymano 13 pracowników portalu TUT.by, największego portalu niezależnego na Białorusi w tym redaktor naczelną Marynę Zołatawą. Oficjalnie ogłoszono, że rewizje i zatrzymania mają związek ze sprawą karną dotyczącą niepłacenia podatków.
Za kratami nadal przebywają dwie dziennikarki Biełsatu Kaciaryna Andrejewa i Daria Czulcowa, skazane na 2 lata kolonii karnej. Zatrzymano je, gdy relacjonowały demonstrację po śmierci Bandarenki i oskarżono o kierowanie protestami.
jb/ belsat.eu/pl