Portal DW porozmawiał migrantami, którzy utknęli na granicy białorusko-polskiej.
Młoda kobieta Neda i jej mąż Abuzar przedostali się na terytorium Polski dziesięć dni temu – chcieli trafić do Niemiec przez Polskę. Zamiast tego polska Straż Graniczna zawróciła ich na Białoruś. Kilka dni zostali oni ponownie wypchnięci z terytorium Białorusi.
– Białoruscy policjanci wzięli od nas pieniądze na jedzenie i kartę SIM, ale nigdy nam niczego nie przynieśli – powiedział Abuzar.
Wtedy, według niego, siły bezpieczeństwa opróżniły im kieszenie i siłą zabrały ich nocą do polskiej granicy. Od tego czasu para pozostaje pod drzewem w strefie przygranicznej – nie mają dokąd pójść. Neda powiedziała dziennikarzom, że w tych trudnych warunkach straciła nienarodzone dziecko.
– Tydzień temu zemdlałam, straciłam dużo krwi i ostatecznie straciłam dziecko – mówi.
Abuzarowi i Nedzie pomogli polscy wolontariusze: przynieśli im ciepłe ubrania i wezwali Straż Graniczną, która zabrała migrantów.
O biciu migrantów przez białoruskich strażników mówili migranci z Kuby, którzy, przez Rosję, a potem Białoruś usiłowali dostać się do UE. Jeden z cytowanych Kubańczyków przez niezależny portal 14ymedio, który za przekroczenie granicy został tymczasowo zatrzymany po polskiej stronie, twierdzi, że został dotkliwie pobity przez białoruskich żołnierzy metalowymi pałkami.
W sobotę Komitet Graniczny Białorusi oskarżył, polskich strażników granicznych, że wypchnęła za granicę grupę uchodźców, w tym jednego w pół rozebranego mężczyznę, który stracił przytomność. Został on zabrany przez karetkę pogotowia.
jb/ belsat.eu