U mojego ojca znaleziono książeczkę po polsku, zrobiono z niego „wroga narodu” – opowiadała Wanda Bilecka, Polka z Odessy, w nagraniu udostępnionym PAP. Matka, by przekazać mu paczkę do więzienia, musiała nocować na cmentarzu – wspominała.
Odeski oddział Związku Polaków na Ukrainie ujawnił nagranie Polki z Odessy, której ojciec zginął w czasie stalinowskich represji w latach 30 XX w. Jak podkreślają polscy działacze, życia Wandy Bilskiej nie można nazwać łatwym: była ona córką zabitego przez NKWD „wroga narodu”, która razem z matką całe dzieciństwo spędziła na zesłaniu w głodzie i nędzy. Jednak jak podkreślają, mimo trudnych życiowych losów, pozostawała ona „prawdziwą Polką, dobrą katoliczką i, co najważniejsze, dobrym, otwartym, życzliwym człowiekiem”.
– Pamiętam, że aresztowali go jakoś latem. (…) Wyjeżdżaliśmy z mamą i bratem na wakacje na wieś. Tata bardzo płakał, kiedy nas odprowadzał. Biegł za pociągiem i krzyczał: Frania, dbaj o dzieci! – opowiadała Bilecka. – Byliśmy tam może tydzień, nagle dziadek przysyła telegram mamie: natychmiast wyjeżdżaj, Franca aresztowali – dodała.
Po powrocie do domu zastali oni puste, przetrząśnięte mieszkanie:
– Aresztowali go. Za co? Znaleźli książeczkę, polski modlitewnik. Znaleźli modlitwy, pieśni. Wszystko to zebrali i zrobili z niego wroga narodu – kontynuowała.
Jak dodała, w książce poświęconej represjonowanym Odessy, napisano, że jej ojciec zmarł w szpitalu z powodu choroby serca, jednak kobieta twierdziła, że to nieprawda.
– Tatę zakatowano. A skąd wiedzieliśmy? Moja mama nosiła do niego (do aresztu) paczki. Mężczyźni nosili kalesony. Mama prała je, przekazywała tacie, tata oddawał, mama znowu prała i niosła do więzienia. I nadszedł okres świąteczny. Mama poszła wymienić jego bieliznę. Przychodzi do domu, namoczyła je. Patrzy na kalesony – co tam jest takiego? A tam na kalesonach napisano: (po polsku) „Ze świętami winszuję Bożego Narodzenia”. (po rosyjsku) “Frania, chroń dzieci. Bardzo mnie torturują. Nie wytrzymam. Żegnaj”. Na kalesonach tata chemicznym ołówkiem napisał pożegnanie – podkreśliła Bilecka.
Jak poinformowała, jej ojca pochowano na cmentarzu nr 2 w Odessie, naprzeciwko aresztu, w którym był więziony.
– Mama nawet to widziała. (…) Bo mama, żeby przekazać ojcu paczkę, musiała nocować na cmentarzu – bo była długa kolejka, a po przekroczeniu pewnego czasu już paczek nie przyjmowali. Więc mama z siostrą taty szły tam na noc i nocowały na naszym, polskim cmentarzu, chowały się w wykopanym dole na trumnę, by ich nikt nie widział, bo chodziła milicja i sprawdzała – opowiadała.
Zabici przez NKWD byli właśnie nocami chowani na terenie cmentarza.
– Nocą wywozili zmarłych. Podjeżdżał woźnica, pełno zmarłych, wszyscy nadzy. Mama to widziała: była tam dziura, do której wrzucali rozstrzelanych i z wierzchu przysypywali (…). Każdej nocy wywozili tych zmarłych – dodała. – I wśród nich był tata. Bo później paczek już nie przyjmowali… – opowiadała.
Urodzony w 1902 roku Franc Bilecki był ofiarą represji lat 30. Bilecka spędziła dzieciństwo z matką na zsyłce.
– Dobrze, że był to Kirowohrad (obecnie Kropywnycki, miasto około 300 km na płn.-wsch. Od Odessy – Belsat.eu), bo przecież na Sybir wysyłali! Tam pewnie byśmy nie przeżyli – mówiła. – Przyjechaliśmy. Trzeba iść do rejonowego komitetu wykonawczego. Mama zostawiła nas na ławeczce. „Posiedźcie tu, ja zaraz wrócę” – powiedziała. Poszła tam, wzięli od niej odciski palców, coś jeszcze zrobili, żeby nigdzie nie uciekła. Wychodzi mama, tak biedna płakała… Mówi: wzięli ode mnie odciski palców i napisali, że jestem wrogiem narodu – wspominała Bilecka.
Później przysłano po nich woźnicę z koniem; zawieźli ich do mieszczącej się za miastem cegielni. Dyrektor zakładu powiedział jednak matce, że nie ma dla niej pracy, bo jest wrogiem narodu i nie ma wakatów. Skierowano ich do drugiej cegielni.
– Przywożą nas. Pod drzewem, jeśli dobrze pamiętam, był to piękny, ogromny kasztan, wyrzucili nas i odjechali. Było nas pięć rodzin. Troje dzieci, a reszta to kobiety. Siedzimy pod tym drzewem, zapada noc… Mama idzie szukać jakiegoś dyrektora tej cegielni. Mówi: rzucili nas pod drzewo, co mamy robić? Pomóżcie nam!.
Dyrektor odpowiedział, że nie ma na miejscu pustych mieszkań. Zakwaterowano ich w starym klubie wiejskim.
– Niczego tam nie było, cały obdarty. (…) Prowadzą nas tam, wielka sala, przynoszą siano, rzucają: o, tu będziecie spać. A mamę przed wyjazdem okradli do cna, nawet nie mieliśmy w co się przebrać…- opowiadała Bilecka.
Była ona jednym z założycieli odeskiego oddziału Związku Polaków na Ukrainie. Działaczka, która otrzymała odznakę Zasłużona dla Kultury Polskiej, zmarła w ubiegłym roku w wieku 91 lat – przekazało PAP to stowarzyszenie.
jb/ belsat.eu wg PAP