Białoruski reżim nie chce okazać słabości i od roku zataja skalę pandemii. W rezultacie Białorusini przestali ufać władzy i wyszli na ulice, by ją zmienić – twierdzą eksperci podsumowujący wyniki badań.
Oficjalnie Białoruś radzi sobie z koronawirusem najlepiej w Europie, choć podjęto tylko minimalne kroki, by powstrzymać pandemię. Państwo miało już kilka razy pokonać “koronapsychozę”, jak to nazywa Alaksandr Łukaszenka, i wyjść na “płaskowyż” zachorowań. Jednak niezależni specjaliści mówią, że prawda jest inna.
W styczniu 2021 roku firma SATIO przeprowadziła badanie “COVID-19 na Białorusi”, a dziś jego wyniki omówili eksperci. Ich wnioski przekazuje korespondent Biełsatu.
Kierownik projektów badawczych SATIO Filip Bikanau podkreśla, że oficjalnie liczba zachorowań na Covid-19 na Białorusi przyrastała równomiernie, jak w innych państwach. Jest jednak wiele podstaw do tego, by rządowym danym nie wierzyć.
– Istnieje cały szereg przyczyn, na podstawie których te informacje można uznać za nieprawdziwe. Przede wszystkim chodzi o anomalny wzrost śmiertelności w drugim kwartale 2020 roku, informacje o którym wyciekły do ONZ. Poza tym, widzimy poważną różnicę pomiędzy śmiertelnością od Covid-19 na Białorusi i w sąsiednich krajach. A jak wiemy, wirus nie rozpoznaje narodowości – podkreślił badacz.
W listopadzie SATIO przeprowadziło badanie opinii publicznej. O przebycie choroby przepytano Białorusinów w wieku 18-64 lata – w różnych grupach wiekowych możliwe przechorowanie infekcji koronawirusowej zadeklarowało od 9 do 13 proc. badanych. To w przeliczeniu 640 tysięcy osób, choć oficjalne statystyki z listopada mówią o jedynie 99 tysiącach chorych.
Badacze podkreślają, że Ministerstwo Ochrony Zdrowia unikało przekazywania mediom danych dotyczących pandemii. W marcu i kwietniu resort nie odpowiadał na pytania dziennikarzy. Dane dotyczące liczby zachorowań i przeprowadzonych testów były publikowane w internecie, przy czym niepełne i zdecydowanie niższe, niż w sąsiednich państwach.
Przez pierwszą połowę 2020 roku władze ignorowały problem pandemii. Za to posłużyły się nim podczas sierpniowych wyborów prezydenckich, by ograniczyć ilość obserwatorów w lokalach wyborczych, a następnie “ze względów sanitarnych” zamknąć granice dla wjeżdżających i wyjeżdżających.
– To znaczy, gdy potrzeba koronawirusa, to jest, a gdy go nie potrzeba, to go nie ma – podkreślił Bikanau.
Dyrektor działu badań w centrum badawczym Centr EAST Andrej Jelisiejeu oświadczył, że na Białorusi zaniżono statystyki na niespotykaną na świecie skalę.
– Nasz kraj może radzić sobie z pandemią najgorzej w Europie, a możliwe, że i na świecie – podkreślił.
Według badacza wskaźnik śmiertelności mógł być zaniżony nawet 15 razy, a liczba ofiar pandemii na Białorusi może przekraczać 20 tysięcy osób. Według niego, jest to zgodnie z prognozą, przygotowaną w marcu 2020 roku według formuły Imperial College w Londynie. Wtedy śmiertelność na Białorusi prognozowano w granicach 16-32 tysięcy.
– Władze Białorusi na samym początku pandemii miały przygotowane przez naukowców wiadomości, jakie mogą być skutki w zależności od podjętych środków. I dlatego ponoszą pełną odpowiedzialność – podkreślił Jelisiejeu.
Oficjalnie od początku pandemii do dziś na Białorusi zarejestrowano 272 273 zakażonych koronawirusem, z których 261 568 już wyzdrowiało. Umrzeć miało 1876 pacjentów. Daje to śmiertelność na poziomie 0,69 proc. Dla porównania w cztery razy ludniejszej Polsce koronawirusa wykryto u 1,6 mln osób, z których 41 tysięcy zmarło, dając śmiertelność na poziomie 2,5 proc.
O tym, że statystyki są zaniżone, a nie wszyscy chorzy są poddawani testom, wielokrotnie informowali nas białoruscy medycy, pacjenci i rodziny zmarłych.
Filip Bikanau uważa, że reżim zatajał skalę śmiertelności od koronawirusa, z tego samego powodu, dla którego trzymywał, że Łukaszenka wygrał wybory z poparciem 80 proc. wyborców – “przez absolutnie irracjonalny strach przed pokazaniem słabości”.
Z kolei Andrej Elisiejeu twierdzi, że władze niedoceniły długości trwania epidemii i liczyły, że uda im się ukryć śmiertelność z kilku miesięcy. Ale w związku z tym, że pandemia trwa nadal, reżim znalazł się w bardzo nieprzyjemnej sytuacji i nie ma innego wyjścia, niż dalej zatajać prawdę.
Analityk Europejskiego Uniwersytetu Humanistycznego (białoruskiej uczelni na wygnaniu w Wilnie) i były dyrektor Instytutu Socjologii Narodowej Akademii Nauk Białorusi Hienadź Karszunau podkreśla, że białoruskie statystyki i polityka informacyjna państwa od dekad tworzą równoległą rzeczywistość. Jednak pandemia kornawirusa do tego stopnia wpłynęła na życie Białorusinów, że zaczęli się oni interesować tym, jaka jest prawda.
– Nić łącząca obraz świata rysowany przez rząd i życiem, zerwała się – powiedział socjolog.
Według badań SATIO białoruscy obywatele nie chcieli kwarantanny i zamykania zakładów pracy.
– Badani chcieli za to zamknięcia szkół i zakazu nieobowiązkowych imprez masowych, jak parady. I gdyby państwo zwyczajnie tłumaczyło lepiej swoje działania, a nie po prostu zaprzeczało pandemii, to kwestia zaufania do władz podczas kampanii wyborczej nie byłaby tak istotna – uważa badacz.
Zauważył on, że obywatele zostali pozostawieni sami sobie i społeczeństwo zaczęło walczyć z koronawirusem oddolnie. Wiele osób zaczęło przestrzegać dystansu społecznego, nosić maski, unikać transportu miejskiego i restauracji, chociaż nie było żadnych oficjalnych ograniczeń.
W związku z brakiem gotowości systemu państwowego do podjęcia szybkich decyzji, zaczęły się samoorganizować struktury poziome – podkreślił Bikanau. W związku z tym większość ankietowanych uważa, że inicjatywy społeczne, jak ByCovid19, bardziej pomogły służbie zdrowia, niż państwo.
– I jest to wyłączne kwestia komunikacji. Gdy przedstawiciele władz nie widzieli problemu i odmawiali pomocy, inicjatywy społeczne rozumiały wagę sytuacji, komunikowały się z medykami i obywatelami, pomagały lekarzom i biznesowi. U ludzi powstało wrażenie, społeczność obywatelska zrobiła dla siebie więcej, niż państwo. Dało to podwaliny pod dalszą samoorganizację społeczeństwa – powiedział Bikanau.
Andrej Jelisiejeu uważa, że zignorowanie pandemii przez białoruskie władze było najważniejszych czynnikiem mobilizującym obywateli do protestów. Według niego komunikacja władz ze społeczeństwem przebiegała według “najgorszych sowieckich tradycji” – za pomocą propagandy, manipulacji, cenzury.
Wedłuk Hienadzia Korszunawa “ludzie na poziomie psychologicznym poczuli się porzuceni, poza polem odpowiedzialności władz, a jednocześnie zrozumieli, że swoje problemy mogą rozwiązywać sami”.
W związku z tym pandemia przyśpieszyła procesy społeczne “zapoczątkowane dekady wcześniej”.
– Pandemia była litrem benzyny wylanym na tlące się węgle. Wszystko mogłoby przebiegać spokojniej, gdyby władze od samego początku nie ignorowały problemu – uważa Binakau.
A represje podczas kampanii wyborczej jedynie odebrały resztki zaugania do władz, podkreślił ekspert.
mh,pj/belsat.eu