Milicyjna „wtyczka” w opozycyjnym kanale Telegramu zadenuncjowała dziesiątki Białorusinów


Wysoki oficer milicji przez 9 miesięcy udawał zwolennika opozycji, administrując opozycyjnym kanałem. Jego działalność doprowadziła do dziesiątków zatrzymań i wieloletnich wyroków. Wszystko też wskazuje, że brał udział w zatrzymaniu Ramana Pratasiewicza i Sofii Sapiegi w samolocie zmuszonym do lądowania na rozkaz Łukaszenki. Tymczasem administracja kanału, w którym działał „kret”, przez rok po jego wykryciu nie mówiła swoim informatorom o tej sprawie.

Brutalne represje wobec uczestników powyborczych protestów w 2020 r. sprawiły, że Białorusini zaczęli się samoorganizować. W sieciach społecznościowych powstały grupy, które ujawniały tożsamość osób pracujących dla białoruskich służb i dokumentowały ich przestępstwa. Do jednej z takich grup przeniknął jednak pracownik operacyjny milicji, który mógł przekazać władzom informacje o nawet setkach informatorów. Wszystko wskazuje, że jej administratorzy nie zachowali procedur bezpieczeństwa i miesiącami ignorowali niepokojące sygnały. Narażając przy tym swoich informatorów. Wielu z nich zostało zatrzymanych i skazanych na wieloletnie wyroki.

„Artur z Biełgazprombanku”

Historia zaczęła się we wrześniu 2020 roku, kiedy utworzony w Telegramie kanał „Czarna księga Białorusi” (CzKB) kompletował zespół do poszukiwania i weryfikacji tożsamości pracowników sił bezpieczeństwa odpowiedzialnych za tortury, prześladowania i represje. Informatorzy teoretycznie anonimowo nadsyłali np. zdjęcia milicjantów pałujących bezbronnych obywateli, z nadzieją, że ich dane zostaną odkryte i upublicznione. A  w przyszłości będzie to dowodem w procesach odbywających się już w wolnej Białorusi.

Przez dwa lata udało się zebrać dane 18 tys. przestępców w mundurach, co nawet potwierdziło same białoruskie MSW. Kanał obserwowało ponad 100 tys. subskrybentów. Ogrom otrzymywanych informacji sprawił, że administratorzy kanału zaczęli szukać ludzi do pomocy ich obróbce.

We wrześniu 2020 r. do administratorów kanału CzKB napisał niejaki Artur, przedstawiający się jako pracownik służby ochrony Biełgazprombanku. Wcześniej jego dyrektorem był jeden z uwięzionych konkurentów Alaksandra Łukaszenki w wyborach w 2020 r. Wiktar Babaryka, co uwiarygodniało piszącego.

Artur zapewniał, że dzięki dostępowi do baz danych banku ma możliwość wyszukiwania nazwisk funkcjonariuszów aparatu represji. Twierdził też, że pomógł w ucieczce za granicę osób związanych ze sztabem wyborczym Babaryki.

Nowy kandydat uwiarygodnił się przekazaniem setek nazwisk funkcjonariuszy Głównego Zarządu ds. Walki z Organizowaną Przestępczością i Korupcją MSW, czyli tzw. HUBAZiKu. W czasie protestów pracownicy tego specjalnego oddziału ministerstwa zostali rzuceni przez władze nie tylko do śledzenia opozycyjnych aktywistów, ale z pałkami w ręku rozpędzali opozycyjne demonstracje. Jak potwierdził administrator kanału Daniil Bohdanowicz, w ten sposób Artur zaskarbił sobie zaufanie i został dopuszczony do kontaktu z ważnymi informatorami “Czarnej Księgi”.

Analiza
Ostatni bastion Łukaszenki. Jak “kryminalni” stali się głównym narzędziem represji?
2020.10.09 18:15

Daniil, tłumaczył, że nie miał pojęcia, że pod przykrywką pracownika banku występuje Artur Siarhiejewicz Hajko – starszy oficer operacyjny II Oddziału HUBAZiK z Witebska. Co gorsza, po miesiącu „kret” otrzymał dostęp do tzw. czatbota – czyli systemu korespondencji z informatorami kanału oraz do zamkniętego czatu administratorów.

Janina Sazanowicz, była administratorka CzKB, wspomina, że choć powoływał się na fakt, że przebywa na Białorusi i nie może ujawnić swojego wizerunku, to prowadził ze współpracownikami kanału korespondencję na tematy niedotyczące samego kanału, zaskarbiając ich zaufanie. Wiedząc np., że interesuje się kryptowalutami, omawiał z nią ten temat. Z innymi także poruszał tematy osobiste. Co więcej, zadeklarował, że zajmie się kwestiami bezpieczeństwa, mając rzekomo możliwość weryfikowania danych w swoich źródłach.

W październiku 2020 r. już dwa tygodnie po dopuszczeniu Artura do tajemnic kanału, do aresztu trafił jeden z jego ważnych informatorów, pracownik dużej firmy komunikacyjnej. I okazało się, że wiedzę o nim oprócz Artura miał, tylko D., inny administrator, którego nazwiska Biełsat nie może ujawnić ze względów bezpieczeństwa.  I to on pierwszy zaczął zadawać pytania Bahdanowiczowi, czując „że coś jest nie tak”. Miesiąc potem doszło do kolejnej podobnej sytuacji. Jednak według śledztwa Biełsatu Bahdanowicz, znowu odsunął podejrzenia od nowego współpracownika, przekonując, jak ważny jest dla organizacji.

Od tego dnia Janina i ów administrator CzKB nabrali nieufności wobec Artura. W marcu 2021 roku Janina i D. wiedząc, że Artur pochodzi z Witebska, w bazie danych pracowników MSW wykradzionej przez Cyberpartyzantów (opozycyjnych hakerów) znaleźli funkcjonariusza o tym imieniu pracującym w witebskim HUBAZiK. Poprosili wtedy Bahdanowicza, by zażądał od niego ujawnienia swojej tożsamości i zdjęcia. Bezskutecznie.

Zatrzymanie na lotnisku

21 kwietnia Artur usiłował przekonać zespół CzKB, że to Janina jest „kretem”, tajnym pracownikiem służb, który denuncjował informatorów. Potem udało się mu stanąć na czele CzKB i dodatkowo stać się specjalistą ds. bezpieczeństwa w inicjatywie Infopoint, grupującej wiele ważnych opozycyjnych projektów. Tam zetknął się z szeregiem opozycjonistów, w tym z byłym szefem kanału NEXTA Ramanem Protasiewiczem. 23 maja 2021 r. białoruskie władze zmusiły do lądowania w Mińsku samolot, którym z Aten do Wilna podróżował opozycjonista, wraz ze swoją dziewczyną Sofiją Sapiegą, także koordynatorką CzKB.

Chwilę przedtem Artur popełnił błąd, który omal nie doprowadził do jego dekonspiracji. W prywatnym czacie wysyłał do D. zrzut ekranu prywatnej wideokonferencji, na którym jego okienko podpisane było jako Artur Hajko. Potem przekonywał go, że to nie jego prawdziwe nazwisko. D., jak twierdził, bojąc się uznania go za paranoika, zignorował sprawę.

Hipotezę, że Hajko był zamieszany w aresztowanie dwójki opozycjonistów na lotnisku w Mińsku  potwierdza kilka faktów. Po pierwsze dzięki działalności w Infopoincie miał możliwość kontaktowania się z Ramanem Protasiewiczem, który jak podkreśla Sazanowicz  miał manierę szerokiego dzielenia się swoimi planami. Ponadto według jej informacji, potwierdzonej potem przez Cyberpartyzantów, którzy przechwycili rozmowę wysokich oficerów MSW, Hajko asystował przy zatrzymaniu pary na lotnisku.

Wideo
Pratasiewicz w “wywiadzie” dla białoruskiej propagandowej TV: krytycznie o opozycji, Litwie i Polsce
2021.06.03 22:14

Po tym akcie piractwa lotniczego w Mińsku rozpoczęły się masowe aresztowania w związku ze sprawą CzKB. Komitet Śledczy wspomniał, że na podstawie tylko jednej sprawy karnej z Czarnej Księgi zatrzymał ponad 20 osób.

– Wśród członków „zabezpieczenia technicznego” środowiska przestępczego są pracownicy organów państwowych, byli funkcjonariusze organów ścigania oraz osoby, które miały dostęp do danych osobowych Białorusinów — napisała służba prasowa Komitetu Śledczego Białorusi.

Wśród zatrzymanych i skazanych w sprawie „Czarnej Księgi” byli czynni i byli milicjanci, były śledczy, pracownicy banków, pracownik sieci komórkowej itd. Sprawy kończyły się wyrokami od siedmiu do 11 lat więzienia.

Hajko, który w rozmowach z opozycjonistami występował już po nazwiskiem Barojeu, usiłował wykorzystać zatrzymanie Protasiewicza, do utrzymania swojej legendy. Przekonywał współpracowników CzKB, że aresztowany opozycjonista opowiedział o nim podczas przesłuchania, co zmusiło go do natychmiastowego wyjazdu z kraju. Jako dowód przesłał zdjęcia rzekomo zrobione w Kijowie.

„Bójka za Białoruś”

Wtedy u Janiny pojawiły się kolejne wątpliwości, bo z korespondencji wynikało, że dotarł do ukraińskiej stolicy jedynie w cztery godziny, choć trasa z Mińska to ponad 500 km, z Witebska jeszcze dalej. Tłumaczył nieprzekonująco, że jechał samochodem z prędkością 180-200 km/h. Potem gdy zaproponowano mu spotkanie z wysłannikiem CzKB w Kijowie raptem znikł. Jego żona poinformowała, że został zatrzymany przez ukraińską policję, „za bójkę w obronie Białorusi”.

Wreszcie Daniiłowi Bohdanowiczowi udało się przeprowadzić wideo rozmowę z Barojewem/Hajko i zrobić zrzut ekranu z wizerunkiem jego twarzy. Okazuje się, że w bazach danych paszportowych wykradzionych przez Cyberartyzantów figuruje wprawdzie Artur Barojeu jednak jego wizerunek zgadza się ze zdjęciem funkcjonariusza HUBAZiK Artura Hajki. Co więcej, człowiek o nazwisku Barojeu nie ma żadnej historii w oficjalnych bazach danych. Jest człowiekiem znikąd. Oznaczało to, że organizacja przez dziewięć  miesięcy miała w swoich szeregach wyjątkowo niebezpiecznego „kreta”, który uzyskał dostęp do wszystkich jej tajemnic.

Artur Barojeu okazał się człowiekiem bez przeszłości, o twarzy identycznej z Arturem Hajko.
Zdj. Belsat.eu
Wiadomości
Białoruscy cyberpartyzanci opowiedzieli, jak włamali się do baz danych MSW
2021.08.25 15:21

Janina Sazanowicz, która przyczyniła się do wykrycia agenta, w rozmowie z Biesatem mówi, że jest jej wstyd, że dotarcie do prawdy zajęło tyle czasu. Aktywistka, która wyjechała z Białorusi, prosi o wybaczenie samych zatrzymanych oraz ich rodziny i oferuje swoją pomoc. 9 listopada napisała też list do Franaka Wiaczorki, doradcy biura Swiatłany Cichanowskiej i założyciela inicjatywy Infopoint. Zarzuciła mu mijanie się z prawdą i próbę bagatelizowania historii.

Sazanowicz zażądała udzielenia pomocy finansowej rodzinom zatrzymanych informatorów „Czarnej Księgi” oraz umożliwienia ewakuacji tych informatorów, którzy nie zostali jeszcze aresztowani. Domaga się też odsunięcia osób z ekipy Cichanouskiej od pracy w Infopoincie w celu „usunięcia cenzury, wyeliminowania konfliktów interesów i wpływu polityków na media”. Chce też usunięcia z wszelkich inicjatyw osób odpowiedzialnych za dopuszczenie Hajki do zespołu, w tym Daniila Bahdanowicza.

Rok milczenia

Zdumienie może wywołać fakt, że Białorusini dowiedzieli się o sprawie rok po wykryciu agenta w szeregach CzBK. Ekipa Infopoint i byli aktywiści CzBK, dopiero 14 października zwrócili się do informatorów kanału, którzy przysyłali informacje w okresie od 1 września 2020 r. do 23 maja 2021, że ich dane mogły trafić w ręce białoruskich służb. Zaapelowali o zmianę numeru telefonu i usunięcie konta na Telegramie. Także, jeśli to możliwe, o opuszczenie Białoruś.

Założyciel Infopointu Franak Wiaczorka stwierdził, że organizacja nie może ponosić odpowiedzialności za wszystko, co dzieje się w ruchu demokratycznym. Jednak podkreślił, że nie wiedział o istnieniu kreta i nie brał udziału w wewnętrznych procesach Czarnej Księgi Białorusi.

Organizacja zareagowała dopiero po obublikowaniu przez Biełsat swojego śledztwa dziennkarskiego.

jb/ belsat.ue na podst. materiału Juli Cialpuk/ Belsat.eu

Aktualności