Za Rossiju! Za Putina!

W czasie II wojny światowej, nazywanej przez Rosjan Wielką Wojną Ojczyźnianą, żołnierze Armii Czerwonej walczyli „za rodinu [ojczyznę] i Stalina”. Była to jednak wojna obronna przed niemieckimi, faszystowskim zagonami Wehrmachtu. Trudno powiedzieć za kogo i po co Rosjanie walczą dziś na Ukrainie, gdzie role się odwróciły. To oni są agresorem, a armia ukraińska, obrońcą. Obie wojny coś jednak łączy. To traktowanie przez Kreml własnych żołnierzy jak mięso armatnie.

Jude Law w scenie straceńczej szarży w filmie “Wróg u bram” Jeana Jaquesa Annauda. Produkcja: Mandalay Pictures Paramount Pictures  KC Medien, 2001 r.

Film Jeana Jaquesa Annauda „Wróg u bram” opowiada o fikcyjnym pojedynku snajperskim Wasilija Zajcewa, chłopaka spod Uralu, z niemieckim strzelcem wyborowym podczas bitwy stalingradzkiej. Mnie jednak w tym obrazie zainteresował nie sam pojedynek, ale sceny pokazujące, jak działa rosyjskie dowództwo i aparat partii komunistycznej. Włącznie z Nikitą Chruszczowem, oddelegowanym przez Stalina do kierowania obroną miasta.

Po ciężkiej przeprawie barkami przez Wołgę, podczas której niemieccy lotnicy strzelają do żołnierzy jak do kaczek, dopiero co przywiezieni sołdaci są zmuszeni przez NKWD do samobójczego ataku, prawie bez broni, na niemieckie pozycje. Karabin dostaje co drugi Rosjanin, następny zaledwie kilka naboi. Zdobędzie go, jeśli jego kolega zostanie zabity. Zajcew, drżąc ze strachu, modli się na głos, by go mieć. Wie, że go dostanie, za cenę śmierci towarzysza broni. Instynkt samozachowawczy bierze podczas walki górę nad braterstwem. Zapewne doskonale to wiedzieli i perfidnie wykorzystali ich dowódcy oraz komisarze polityczni z NKWD. 

Opinie
Więźniowie jako rezerwa bojowa Putina
2022.07.15 14:50

W innej scenie, kolejnego ataku na niemieckie punkty obronne, słabo uzbrojeni i wyszkoleni żołnierze Armii Czerwonej, są dziesiątkowani przez karabiny maszynowe i artylerię. Wybucha panika. Niektórzy z nich, widząc, że walka nie ma sensu, bo wróg jest za dobrze okopany, chcą się wycofać. Zachęcają do tego głośno kolegów. I w tym momencie, za ich plecami, komisarze NKWD wydają rozkaz strzelania z ciężkich karabinów maszynowych do – jak ich nazwali – „zdrajców” i „dezerterów”. Ci, których nie zabili Niemcy, padają od kul rodaków. Bo Stalingrad paść nie może i za wszelką cenę trzeba go utrzymać. Nie tylko dlatego, że jest to miasto ważne strategicznie, ale dlatego, że nosi nazwisko Stalina. 

Takie sytuacje, jak te pokazane w filmie, były w czasie II wojny światowej na porządku dziennym. Przerażeni, słabo wyszkoleni i wyposażeni rosyjscy żołnierze atakowali wroga nie tylko z miłości do ojczyzny. Szli w bój także dlatego, że nie mieli wyjścia. Za nimi szły oddziały NKWD, które rozstrzeliwały każdego, kto się – w panice – wycofywał lub do tego nawoływał. Jednostka i jej prawa są niczym, jak pisał Władimir Majakowski. Liczyła się wtedy wola partii, czyli samego Stalina. Nie ważne ilu ludzi zginie, cel ma być osiągnięty. 

Minęły lata. Nie ma już Stalina i ZSRR. Jest jednak Władimir Putin marzący o odbudowie imperium. Zaatakował Ukrainę, by zacząć realizację tej idei, zrodzonej w jego chorym umyśle. Indoktrynowani przez kremlowską propagandę żołnierze rosyjskiej armii, jak ten Zajcew z filmu, padają jak muchy od ukraińskich kul. Wysyłani falami do boju przez dowódców, którzy nie chcą zdenerwować cara z Kremla. Ich zwłoki leżą na ukraińskiej ziemi i nie ma nawet komu ich pochować. Po co? Dlaczego? Tysiące bezsensownych śmierci. Tysiące sierot i wdów. Dla Putina i jego kamaryli nie mają oni żadnego znaczenia. To tylko  – jak dla Stalina – bezimienna masa, która ma być posłuszna i ginąć w nieswojej wojnie. 

Opinie
Stalinowska tradycja rosyjskich operacji specjalnych
2022.08.01 15:50

Antoni Styrczula dla belsat.eu 

Inne teksty autora w dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności