Tacciana Hacura-Jaworskaja, obrończyni praw człowieka, która przebywała w celi razem z przewodniczącą Związku Polaków na Białorusi Andżeliką Borys oraz szefową białoruskiego Press Clubu Julią Słucką, opowiedziała Biełsatowi o sytuacji i samopoczuciu więźniarek politycznych.
5 kwietnia br. Tacciana Hacura-Jaworskaja trafiła do aresztu na 10 dni za „niepodporządkowanie się poleceniem milicji” oraz dostała karę grzywny w wysokości 1450 rubli, czyli ponad 2 tys. zł. Niedawno zorganizowała wystawę „Maszyna oddycha, ale ja nie” poświęconą bohaterom walki z epidemią Covid. Białoruskim władzom, które są krytykowane za bagatelizowanie pandemii, nie spodobała się widać tematyka wystawy.
Milicja dokonała zatrzymań jej organizatorów oraz przeszukały mieszkanie i siedzibę fundacji obrończyni praw człowieka. Aktywistka decyzją sądu trafiła do aresztu przy ul. Waładarskiego w Mińsku, gdzie przetrzymywani są więźniowie polityczni, w tym Andżelika Borys i Julia Słuckaja.
Według Hacury-Jaworskiej obydwie aresztowane czują się dobrze i nie wpadły w apatię, choć zdają sobie sprawę, że nie trafiły do „obozy pionierskiego”.
– Andżelika Borys jako osoba wierząca, przyjmuje wszystko z uśmiechem. Jest bardzo spokojna, nie denerwuje się. Nie pokazuje negatywnych emocji. Ocenia trzeźwo sytuację i rozumie, że jest zakładniczką – relacjonuje.
Andżelika Borys razem z czwórką innych działaczy polskiej mniejszości jest oskarżona o rozniecanie nienawiści międzyetnicznej, za co grozi do 12 lat więzienia. Julia Słuckaja, szefowa organizacji dziennikarskiej Press Club, jest podejrzana o niepłacenie podatków w szczególnie dużym rozmiarze.
Aresztowane według jej relacji zajmują się gimnastyką, znajdują sobie intelektualne zajęcia. Szefowa ZPB uczy tymczasem współaresztowane języka polskiego.
– Dlatego nie martwcie się, z nimi jest wszystko w porządku – dodaje.
Zwolniona z aresztu opowiada, że w celi naraz przebywało osiem osób. Cześć z kobiet trafiła tam z przyczyn politycznych, a część jest podejrzewana o przestępstwa kryminalne. Jednak pomiędzy obydwiema kategoriami nie było konfliktów.
W czwartek mąż Hacury-Jaworskaj, również aktywista Wołodymyr Jaworskyj usłyszał od władz ultimatum, że albo opuści kraj w przeciągu 48 godzin, albo przeciwko niemu będzie wszczęta sprawa o wykroczenie, po której i tak zostanie deportowany z zakazem wjazdu na 10 lat, a dziecko oddadzą do domu dziecka. Prawnik, który ma ukraińskie obywatelstwo, mieszka na Białorusi od 10 lat.
– Mnie sądzili za nieposłuszeństwo wobec milicji, więc oni nie mają żadnych trudności, żeby sprokurować jakąś sprawę o wykroczenie – podkreśla aktywistka.
Jaworskyj poinformował, że podczas przesłuchania 12 kwietnia był poddawany przemocy fizycznej i psychicznej. Otrzymał też status podejrzanego w sprawie karnej.
Ostatecznie Jaworskyj wczoraj wieczorem udał się do Lwowa z najmłodszym dzieckiem. Pozostała trójka dzieci została w Mińsku.
Tacciana Hacura-Jaworskaja podczas rozmowy z Biełsatem znajdowała się w drodze do Komitetu Śledczego, dokąd została wezwana w charakterze podejrzanej o popełnienie przestępstwa. Jednak jak dotąd nie poznała zarzutów.
jb/ belsat.eu