Iryna Słaunikawa i jej mąż Aleksander Łojka mieli w sobotę wieczorem wyjść z aresztu po odbyciu 15 dni kary za udostępnianie rzekomo ekstremistycznych materiałów na Facebooku. Dziś małżeństwo zostało ponownie skazane – tym razem za “drobne chuligaństwo”.
Dopiero dziś na sali sądowej dowiedzieliśmy się, że w sobotę wieczorem małżonkom oddano ich rzeczy i dokumenty oraz formalnie zwolniono ich z aresztu. Nie opuścili jednak budynku jako wolni ludzie. Wprost z Akreścina milicja przewiozła ich na komisariat milicji dzielnicy Pierszamajski Rajon, gdzie spisano przeciwko nim protokół popełnienia wykroczenia – aktu “drobnego chuligaństwa”.
Proces rozpoczął się o godzinie 14 czasu mińskiego (12 czasu warszawskiego) i prowadził go sędzia Maksim Trusiewicz z sądu dzielnicy Pierszamajski Rajon. Skazał on Irynę Słaunikawą i Alaksandra Łojkę na 15 dni aresztu administracyjnego za “drobne chuligaństwo”.
Przed wyprowadzeniem z sali sądowej Irynie udało się krzyknąć “kocham was wszystkich” – bliskich, kolegów po fachu i czytelników nieobojętnych na jej los.
Po raz pierwszy sędzia Trusiewicz skazał naszą dziennikarkę i jej męża 1 listopada, po tym jak 30 października małżeństwo zostało zatrzymane na lotnisku, gdy wracało z wakacji.
Milicja zarzuciła im udostępnianie na Facebooku w poprzednich latach linków do treści Biełsatu. W lipcu bieżącego roku białoruskie MSW uznało, że nasza telewizja produkuje materiały ekstremistyczne i ich rozpowszechnianie zostało zakazane. Mimo zasady, że prawo nie działa wstecz, sędzia Trusiewicz skazał małżeństwo na 15 dni aresztu.
Po wydaniu wyroku, aresztantki z celi, w której przetrzymywana była Iryna, ogłosiły solidarnościowy protest głodowy.
Wielokrotne skazywanie dziennikarzy i opozycjonistów na krótkie kary aresztu to częsty proceder białoruskiego reżimu, który daje służbom czas na wysunięcie poważnych zarzutów, a jednocześnie nie jest powodem do uznania aresztowanych za więźniów politycznych.
pj/belsat.eu