Białoruski przywódca Alaksandr Łukaszenka w swoim noworocznym orędziu nazwał rok 2021 Rokiem Jedności Narodowej. Wkrótce władze wybrały też datę Dnia Jedności Narodowej – 17 września. Tego dnia w 1939 roku Związek Sowiecki wraz z hitlerowskimi Niemcami dokonał czwartego rozbioru Rzeczypospolitej.
O ile w Polsce data ta jest odbierana jednoznacznie negatywnie, to na Białorusi opinie są podzielone. Wiele osób, nie tylko związanych z reżimem Alaksandra Łukaszenki, pozytywnie ocenia wydarzenia po 17 września 1939 roku. Wtedy to, jak się przypomina, ziemie Białorusi zostały zebrane w granicach jednego państwa (ZSRR), gdzie utworzyły Białoruską Socjalistyczną Republikę Radziecką.
Rodzi się jednak pytanie: czym był 17 września dla mieszkańców Zachodniej Białorusi (w Polsce nazywanej Kresami) – dniem zjednoczenia czy tragedią? Rozmawiamy o tym z historykiem, który w związku z uznaniem przez władze w Mińsku Biełsatu za telewizję “ekstremistyczną”, prosi o zachowanie anonimowości.
Według naszego rozmówcy, reżim łukaszenkowski stara się znaleźć ideologiczne uzasadnienie swojej władzy. W tym celu wymyślono koncept jedności narodowej Białorusi. Sama data była w pewnym stopniu upamiętniona od czasów sowieckich, bo w praktycznie każdym miasteczku Zachodniej Białorusi jest ulica lub plac 17 września.
Rocznica ta była na szczeblu państwowym obchodzona, choć nie tak szumnie, jak daty związane z tzw. Wielką Wojną Ojczyźnianą. Warto zauważyć, że w 2019 roku nie obchodzono powszechnie 80. rocznicy, a już dwa lata później ma to być Dzień Jedności Narodowej.
Ideologiczną podstawą reżimu Łukaszenki jest pamięć o II wojnie światowej. Jest ona wykorzystywana bardzo natarczywie i wręcz niestosownie – przeciwników Łukaszenki on sam, a za nim jego propagandyści, nazywają “potomkami nazistów”. Z kolei siebie władze Białorusi nazywają “dziedzicami zwycięzców”. Tym samym nie zbliżając się nawet do prawdy o wojnie.
W tej koncepcji pamięci o ostatniej wojnie nie ma nawet miejsca na 1 września 1939 roku, gdy naziści napadli na Polskę – bronioną także przez Białorusinów w szeregach Wojska Polskiego. To nie były pojedyncze przypadki – z III Rzeszą walczyły dziesiątki tysięcy obywateli Polski narodowości białoruskiej, z których wielu zginęło lub trafiło do niewoli. Już na początku września leżące dziś na Białorusi Grodno, Brześć, Wołkowysk i Baranowicze zostały zbombardowane przez niemieckie lotnictwo.
Jednak państwowa propaganda i historiografia Białorusi wydarzenia sprzed 22 czerwca 1941 roku wciąż przemilcza. Nie mówi się głośno o tym, że w 1939 roku Stalin i Hitler podzielili między siebie Polskę. I nie tylko Polskę, a właściwie całą Europę Wschodnią – zgodnie z ich umową państwa bałtyckie i Finlandia trafiły do strefy wpływów ZSRR.
– To był szatański rozbiór Europy Wschodniej, który doprowadził do zniewolenia i śmierci setek tysięcy osób. Ale nie dla białoruskich ideologów, dla których wojna zaczęła się 22 czerwca 1941 roku, gdy Hitler napadł na swojego sojusznika.
Być może Łukaszenka potrzebuje antyzachodniego “święta”, którego motywem przewodnim będzie “wyzwolenie” od “polskiego ucisku”. Bo rzeczywiście sytuacja Białorusinów w II RP nie była najlepsza, a władze były dla nich często niesprawiedliwe (np. w kwestiach szkolnictwa w języku narodowym i organizacji narodowych). Jednak anektowania przez totalitarne państwo Stalina nie można w żadnym razie nazwać “wyzwoleniem”. Bo nie oznaczało ono wolności ani dla narodu białoruskiego jako całości, ani dla poszczególnych mieszkańców tych ziem.
Niewłaściwym jest też nazywanie tej daty rocznicą zjednoczenia Białorusi. Dlatego, że w 1939 roku Zachodnia Białoruś nie została przyłączona do niepodległego państwa białoruskiego. Znalazła się w totalitarnym ZSRR Stalina, na niepodległość czekając do 1991 roku. Nie zostały wtedy też zjednoczone wszystkie ziemie zamieszkiwane przez Białorusinów – po wojnie część tych terenów znalazła się na terytorium Polski i Litwy, przy czym nikt o to mieszkańców nie pytał.
Podsumowując: 17 września 1939 roku Białoruś nie została zjednoczona, a raczej w całości trafiła do komunistycznego więzienia narodów. Świętować powinniśmy ogłoszenie przez Białoruś niepodległości 25 marca 1918 roku lub 25 sierpnia 1991 roku – te daty są jednak przez Łukaszenkę pomijane, bo mają “antysowiecki charakter”.
– Sam pochodzę z Zachodniej Białorusi i z rozmów z moimi dziadkami wiem, że 17 września to dzień bardzo tragiczny dla naszej historii – opowiada historyk i wyjaśnia sytuację Białorusinów w II RP.
Mimo niesprawiedliwości na tle narodowym, Białorusini mieli własność prywatną. Ludzie gospodarowali na własnej ziemi, mogli gromadzić dobra, a kupować ziemię. Mądrzy gospodarze korzystali z nowych osiągnięć nauki i techniki. Wielu mieszkających w II RP Białorusinów wyjeżdżało za pracą na Zachód, nawet za ocean, by po powrocie kupić ziemię i założyć własne gospodarstwo.
Dostęp do edukacji i awansu społecznego był dla białoruskich chłopów trudny i ograniczony, a sama nauka była droga. Kto miał jednak pieniądze, mógł oddać dzieci do gimnazjum lub szkoły zawodowej, by nauczyły się rzemiosła.
I właśnie ta możliwość dążenia do dobrobytu opartego na prywatnej inicjatywie i prywatnej własności zakończyła się wraz z nadejściem Sowietów. Ludzie najbardziej pracowici, którzy swoją pracą doszli do majątku, zostali uznani za “kułaków”. Na podstawie wyroków sądowych lub bez wyroku – decyzją administracyjną – zostali deportowani w głąb ZSRR. Nowe władze karały nawet za zdobyte wykształcenie – inteligencja była prześladowana jako “wróg ludu”.
W II Rzeczypospolitej ludzie wszystkich narodowości mieli wolność wyznania, mogli się modlić i budować świątynie. Bez względu na to, że łukaszenkowscy ideolodzy mówią o prześladowaniu Cerkwi przez “polskich panów”, prawosławni w tych czasach mieli swoje prawa, a batiuszkowie mogli nauczać religii w szkołach publicznych. Państwo polskie dofinansowywało także remont i budowę cerkwi. Prawdziwe prześladowania wiernych wszystkich konfesji rozpoczęły się dopiero po 17 września 1939 roku, wraz z nastaniem nowej władzy.
Co się tyczy życia narodowego, to międzywojenna administracja polska dość poważnie ograniczyła prawa mniejszości. Można wręcz mówić o dyskryminacji mniejszości, w tym Białorusinów. Mimo to aż do 1939 roku legalnie publikowane były białoruskie gazety, książki, w Wilnie działały białoruskie księgarnie. Na scenach występowały też białoruskie zespoły teatralne, a w mniejszych i większych miejscowościach działały organizacje krzewienia kultury białoruskiej. To oznacza, że w przedwojennej Polsce istniało białoruskie życie kulturalne i było ono zasadniczo wolne od cenzury.
Co nie oznacza, że władze nie konfiskowały nakładów gazet. Czasem nawet zamykały całe tytuły, a ich redaktorzy stawali przed sądem. Białorusini mogli jednak pisać w swoim języku, nawet jeśli nie zgadzali się politycznie z władzami państwa. W odróżnieniu od Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Ludowej, gdzie w 1937 roku rozstrzelano najważniejszych poetów, pisarzy, dziennikarzy innych autorów, a ich książki wyrzucono z bibliotek.
Gdy na tereny te przyszli Sowieci, nie było już mowy o istnieniu prasy i literatury niekomunistycznej i niekontrolowanej przez partię. Wielu międzywojennych białoruskich autorów i działaczy narodowych było prześladowanych. Wśród nich był zamordowany najpewniej w ramach zbrodni katyńskiej Janka Paźniak (pol. Jan Poźniak, ps. Janka Dudar) – przewodniczący Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji, dziadek lidera Białoruskiego Frontu Narodowego, opozycyjnego kandydata na prezydenta Zianona Paźniaka.
Oznacza to, że po 17 września 1939 roku na Zachodniej Białorusi nastąpiła zmiana na gorsze. Z państwa europejskiego, choć dyskryminującego ich, Białorusini trafili do państwa totalitarnego, gdzie nie obowiązywały prawo własności, wolności religijne, prawa mniejszości, gdzie nie można było się bronić w sądzie. Ludzie, którzy przeżyli tę zmianę ustrojów, wspominają ją jako katastrofalną.
Warto przy tym podkreślić różnicę w mentalności mieszkańców Wschodniej i Zachodniej Białorusi. Na wschód od Dźwiny komuniści byli u władzy ponad dwie dekady dłużej – w ZSRR były to czasy najgorszego terroru leninowskiego i stalinowskiego. Mieszkańcy tych terenów padali ofiarą kolektywizacji, czystek, byli represjonowani (więzieni, deportowani, rozstrzeliwani) za przynależność narodową, religijną i klasową. Rodziny żyły w strachu przez całe pokolenia, nie przekazując dzieciom historii swoich przodków, bo mogła być zbyt bolesna i niebezpieczna. Co innego na Białorusi Zachodniej, gdzie ludzie dobrze pamiętają o represjonowaniu dziadków i znają granice swoich dawnych pól odebranych przez państwo. Dlatego nie mogą uznać 17 września za Dzień Jedności Narodowej.
– Ta data nie zostanie przez ludzi przyjęta – uważa historyk. – Bo każdy, kto choć trochę zna prawdziwą historię, szczególnie, jeśli pochodzi z Zachodniej Białorusi i słyszał opowieści swoich przodków, dobrze rozumie zakłamanie tego święta.
W pomyśle ideologów Łukaszenki jest coś z logiki stalinizmu. To symboliczne, że na dzień, który miałby Białorusinów jednoczyć, wybrano rocznicę, która najbardziej dzieli. Bo celem władz jest postawienie społeczeństwa w opozycji do ludzi, którzy nie zgadzają się z Łukaszenką, jego ideologami i wizją historii. Z ludźmi, z których robi się wrogów narodu, wsadza do więzień i zmusza do wyjazdu z kraju.
Obecnie skala represji na Białorusi jest najwyższa od czasów stalinowskich. Zajmując Zachodnią Białoruś, Stalin niszczył ludzi, których uznawał za niebezpiecznych dla reżimu i komunizmu. Aktualne władze także niszczą ludzkie życie – przy czym wtedy komuniści opierali się na ideologii, a łukaszyści ideologii nie mają. Są ideologowie, ale nie są w stanie stworzyć ideologii. I to daje nadzieję.
Zmicier Łupacz,pj/belsat.eu