109 milicjantów i urzędników z Pińska chce ukarania protestujących, którzy mieli atakować funkcjonariuszy 9 sierpnia ub. w czasie powyborczej demonstracji. Domagają się oni wypłaty odszkodowania w łącznej wysokości 530 tys. rubli (ponad 770 tys. zł) za „szkody moralne”.
Prokuratorzy chcą, by sąd skazał 13 mężczyzn i jedną kobietę na kary od 5,5 do 6,5 lat kolonii karnej o zaostrzonym i ciężkim rygorze. Oskarżono ich o bicie i rzucenie w milicjantów przedmiotami.
Jak opowiada pińska obrończyni praw człowieka Weranika Iwanowa, 9 sierpnia uszczuplone siły milicji usiłowały rozpędzić demonstrację przeciwników Łukaszenki.
– Milicja otrzymała rozkaz ataku na ludzi, a ludzie zinterpretowali to jako napaść i że będą ich nawet zabijać. I dlatego zaczęli się bronić wszelkimi dostępnymi metodami.
Iwanowa przypomina, że 20 funkcjonariuszy z Pińska zrezygnowało z domagania się odszkodowania za straty moralne – głównie pracowników pińskiego departamentu ochrony.
– Pokazali męską godność, stwierdzili, że nie potrzebują odszkodowania – podkreśla Iwanowa.
Jednak nadal łączna wysokość odszkodowania wynosi prawie 530 tys. rubli, czyli ponad 770 tys. zł. Według milicjantów praca w dni protestów wywołała poważne straty moralne. Skarżyli się, że „doświadczyli strachu, poniżenia bólu i wstydu a wyniku bezsenności i utraty apetytu.
– Pozew został złożony solidarnie i suma odszkodowania nie będzie podzielona na równe części. Do czasu zapłacenia ostatniej kopiejki rekompensaty żadna z tych 14 osób nie będzie mogła ubiegać się o wcześniejsze zwolnienie, zmianę rygoru czy amnestię. To taka finansowa pułapka – podkreśla obrończyni praw człowieka.
Pińska aktywistka jest również poważanie zmartwiona stanem zdrowia jednego z oskarżonych Wiaczasława Rahaszczuka, który jej zdaniem dostał zawału serca w wyniku zbicia go przez milicjantów.
W nocy z 9 na 10 sierpnia oburzony tłum zablokował budynek władz miejskich i domagał się ogłoszenia prawdziwych wyników wyborów prezydenckich. W związku z tym, że większość milicjantów skierowano wcześniej do większych miast, pozostawieni na miejscu funkcjonariusze nie mogli rozpędzić zgromadzenia.
Do mieszkańców wyszedł przewodniczący władz miasta. Przedstawiciele ok. 2 tys. osób zgromadzonych w centralnym punkcie miasta – na placu Lenina – zażądali od niego przyznania się do sfałszowania wyborów.
Pińsk to też prawdopodobnie jedno z niewielu miejsc, gdzie przeciwnicy reżimu Alaksandra Łukaszenki rzeczywiście starli się z milicją. Do internetu trafiły nagrania, na których grupa młodych mężczyzn rzuca się na usiłujących ich przegonić funkcjonariuszy, zmuszając ich do odwrotu.
W odpowiedzi mieszkańcy regionu utworzyli petycję, w której zwracają się do Obwodowego Komitetu Wykonawczego w Brześciu o przeprowadzenie nadzwyczajnej weryfikacji wszystkich milicjantów rzekomo poszkodowanych psychicznie podczas protestów.
– Wyrażamy poważne zaniepokojenie: czy stan moralny i psychiczny tych pracowników pozwala im wykonywać zadania mające na celu ochronę obywateli Republiki Białoruś – napisano w petycji, którą podpisało już ponad 3,2 tys osób.
Oskarżeni w tzw. sprawie pińskiej:
jb/ belsat.eu