"Akcje wciąż się odbywają". Aktywiści podziemia protestacyjnego o walce z reżimem


Ostatnie tłumne protesty uliczne w Mińsku odbyły się w listopadzie ubiegłego roku, jednak lokalne akcje (marsze uliczne, flash moby i inne formy działalności protestacyjnej) są kontynuowane, pomimo represji ze strony władz. Aktywiści ruchu mieszkańców dzielnicy Frunzenski Rajon w Mińsku zgodzili się anonimowo opowiedzieć nam o swojej działalności.

Kontekst

– Jak dużą społecznością jesteście? Ile osób jest zaangażowanych?

– Nasz ruch tworzy kilkadziesiąt oddzielnych czatów. Nigdy nie stawialiśmy sobie jako celu określonej liczby uczestników. Najważniejszy jest dla nas zasięg terytorialny. Poza tym utrzymujemy kontakt ze społecznościami w całym kraju, z różnymi inicjatywami i grupami mieszkańców.

– Kiedy zaczęliście współpracować?

– Zjednoczyliśmy się kilka miesięcy po rozpoczęciu protestów. Wtedy właśnie pojawiła się potrzeba i świadomość, że tylko razem mamy siłę. A im jest nas więcej, tym jesteśmy silniejsi.

Na rozwój naszej inicjatywy pozytywnie wpływa sam reżim. Im bardziej starają się znaleźć mitycznego koordynatora w strukturze, która przypomina bardziej stado ptaków niż hierarchiczną piramidę, tym prężniej rozwija się podziemie.

Akcja w kwietniu, zdj.: АК / Biełsat

– Jak często organizujecie akcje i jak one wyglądają?

– Ze względów bezpieczeństwa nie możemy mówić o niektórych szczegółach. Ale możemy zapewnić, że działania odbywają się cały czas, nieprzerwanie. Niektóre z nich są większe, inne mniejsze. Wszystkie jednak mają na celu obalenie reżimu, wszystkie zmuszają reżim do jeszcze cięższej „pracy”.

– Jak przygotowujecie się do akcji? Czy istnieją jakieś zasady bezpieczeństwa i konspiracji, których musicie przestrzegać?

– Oczywiście. Żyjemy na okupowanym terytorium, gdzie każdy jest narażony na niebezpieczeństwo, zwłaszcza aktywiści. Nie możemy sobie pozwolić na brak ostrożności. Najważniejsze jest, by nie pozostawiać po sobie śladów: zarówno w świecie rzeczywistym, jak i online.

– Zdarzają się obławy? Jak często funkcjonariusze rozganiają wasze akcje?

– Obławy mają miejsce ciągle. Zastanawiamy się, jak to się stało, że wiatr, który powstaje, kiedy milicjanci biegają tam i z powrotem, nie wpłynął jeszcze na klimat. Ale oni zwykle mają pecha.

Częściej zdarza się zupełnie odwrotna sytuacja – dostają oni po głowie przez brak akcji. A potem, aby stworzyć pozory, łapią “uczestników” i “organizatorów”, a tak naprawdę przypadkowych ludzi.

– Czy czaty w Telegramie nadal są głównym kanałem koordynacji waszych działań? Czy pojawiły się jakieś nowe narzędzia?

– Telegram jest niewątpliwie fundamentem koordynacji rewolucji. Doskonale widać to spoglądając na statystykę wzrostu liczby użytkowników z Białorusi. Ale są też nowe sposoby komunikacji i będą one wciąż ewoluować.

– Jaki jest sens organizowania teraz lokalnych akcji podwórkowych, biorąc pod uwagę, że od dawna nie odbywają się duże marsze? Co jest waszą główną motywacją?

– Motywacja jest prawdopodobnie dla wszystkich taka sama: wszyscy jesteśmy zmęczeni życiem w państwie, którego wszyscy obywatele zarabiają na jedną rodzinę. Państwie, w którym nie ma miejsca na prawo, w którym ktoś może zmieszać twoje dzieci z błotem tylko dlatego, że mają inne poglądy. To poświęcenie nie może pójść na marne. Nie ma już powrotu. Dlatego nasze żądania są niezmienne: uwolnienie więźniów politycznych, postawienie sprawców przed sądem, rezygnacja Łukaszenki i nowe wybory.

– Czy nie boicie się wychodzić na akcje w warunkach totalnego terroru?

– Tylko głupiec się nie boi, ale silny przezwycięża strach. Chcemy, by wszyscy byli wierni swojemu sumieniu. Można oszukiwać innych, ale nie da się oszukać samego siebie. Nie możemy milczeć, będziemy nadal działać.

Akcja w Mińsku, 12 stycznia.
Zdj.: TK/ Biełsat

– Co musiałoby się stać, żebyście przestali wychodzić? Czy istnieje dla was jakaś „czerwona linia”?

– Absolutnie. Zatrzymamy się, jeśli nasze żądania zostaną spełnione. Ale nawet wtedy wyjdziemy, by świętować. Aż strach pomyśleć, jak długo będzie trwało to świętowanie. Miasto będzie się trzęsło.

– Co waszym zdaniem musiałoby się wydarzyć, aby setki tysięcy Białorusinów znów wyszły na ulice?

– Setki tysięcy Białorusinów wciąż tu jest Nikt nigdzie nie odszedł. Opinie na temat tego, co powinno się wydarzyć, są różne. Dlatego działamy na wszystkich frontach. Jednak wszyscy zgodnie twierdzimy, że najważniejsze jest zjednoczenie. I to jest jeden z naszych kluczowych kierunków działań. A czynnikiem, który może przyczynić się do wyjścia na ulice będzie najprawdopodobniej sam uzurpator. Nikt nie zrobi tego lepiej niż on.

Akcja 15 kwietnia, Mińsk, zdj.: АК / Biełsat

– Jakie jest wasze zdanie o Swiatłanie Cichanouskiej i jej zespole? Czy oczekujecie od niej jakichś decyzji, planu drogi do zwycięstwa? A może uważacie, że powinno się polegać tylko na sobie?

– Uważamy, że wszystkie inicjatywy Białorusinów powinny się zjednoczyć i działać w jednym celu – obalenia reżimu, zaprzestania represji, uwolnienia więźniów politycznych i przeprowadzenia nowych, otwartych wyborów. Tak więc Swiatłana i jej zespół również powinni działać w kierunku zjednoczenia wszystkich inicjatyw. Siła Białorusinów tkwi w jedności, wszyscy to rozumieją. Pomysły wychodzą zarówno z góry, jak i z dołu, ale cel jest jeden. Dlatego taka komunikacja także jest konieczna.

Teraz wszystko układa się dobrze. Powoli, ale pewnym krokiem dążymy w kierunku zwycięstwa. Aby przyspieszyć ten proces, konieczna jest współpraca zespołu Cichanouskiej z innymi strukturami demokratycznymi i aktywistami podwórek.

II, ksz/pp belsat.eu

Aktualności