Gdy na wschodzie Ukrainy toczą się walki z rosyjskim najeźdźcą, zachód kraju stał się zapleczem wojny. Biełsat rozmawiał z ukraińskim specjalistą, który jak tysiące innych, porzucił cywilne zajęcie, by zająć się pomocą żołnierzom, produkując potrzebne na froncie kamizelki kuloodporne.
Nazywam się Serhij, mam 43 lata. Jestem Ukraińcem i całe życie mieszkam w moim rodzinnym mieście Równem, w północno-zachodniej Ukrainie. Na szczęście są jeszcze regiony, gdzie na razie jest stosunkowo spokojnie. Dotyczy to również naszego.
Zawsze mówiłem, że w trudnej sytuacji „każdy powinien robić swoje”. Zgodziłem się na reportaż tylko po to, by pokrótce opowiedzieć, jak dziś, w warunkach wojny, żyją tysiące Ukraińców. Tak jak ja, każdy po trochu robi wszystko, co w jego mocy, aby Ukraina wygrała i znalazła pokój tak szybko, jak to możliwe.
Jak wielu ludzi żyjących w XXI wieku, nigdy nie przypuszczałem, że w naszych spokojnych i cywilizowanych czasach, w naszym ojczystym kraju, może nagle wybuchnąć wojna. Wojna w kraju, w którym żyją tylko pokojowo nastawieni ludzie, którzy nikogo nie skrzywdzili: ani słowem, ani czynem.
Podwójnym szokiem było dla mnie to, że zostaliśmy zaatakowani przez Rosję. Zaatakował nie jakiś daleki i wrogi kraj, ale nasi sąsiedzi, bracia, z kraju, gdzie mieszkają również nasi krewni i bliscy. To podwójny ból, bo w innych warunkach miałbym pełne prawo nienawidzić mojego zaciekłego wroga.
Ale wyłączam emocje, a trzeźwość przypomina mi, że to nie jest wojna całego narodu rosyjskiego. To wojna tylko dla tych Rosjan, którzy już dawno zapomnieli, jak naprawdę myśleć i łykają to, co mówią im z ekranów telewizorów. To wojna garstki ludzi pod wodzą Putina!
Dziś armia ukraińska pokazuje wrogowi, że jest gotowa do obrony swoich ziem i ludzi do końca. Nasi wojskowi profesjonalnie i bohatersko walczą na liniach frontu i na terenach, na których toczą się aktywne działania wojenne.
Szczególnie podziwiam chłopaków, którzy walczyli już na wschodzie Ukrainy. Wielu z nich zostało rannych i przeszło długą rehabilitację fizyczną i psychiczną. Ale to nie przeszkodziło im, gdy tylko wybuchła wojna, ponownie jako pierwszym ruszyć do obrony ojczyzny!
Jesteśmy na tyłach. A tyły, jak wiadomo, powinny być solidnym oparciem i pomocną ręką dla tych, którzy są w pierwszej linii. Dlatego my, którzy pod koniec lutego byliśmy nauczycielami, kierownikami, dyrektorami, prawnikami, studentami, musimy się szybko uczyć. Nauczyć się być jednocześnie obrońcami, wojownikami, wolontariuszami, a w czasie wolnym także uczniami poznającymi nowe zawody.
Nasze szwaczki odzieży dziecięcej musiały szybko nauczyć się szyć ubrania wojskowe i kominiarki. Nasi busiarze stali się bohaterami, którzy z narażeniem życia przewożą pod ostrzałem pomoc humanitarną oraz ewakuują dzieci i kobiety. Nasi studenci nauczyli się logistyki i wolontariatu. Nasza młodzież nauczyła się wykrajać materiał na ubrania i tkać siatki maskujące dla naszej armii. A nasze małe dzieci uczą się dzielności jak tata, siedząc w schronach przeciwlotniczych i potrafiąc uspokoić i zabawić nawet mniejsze i przestraszone, tym samym wypełniając swoją małą, ale jakże ważną misję.
Przed wojną byłem prywatnym przedsiębiorcą. Z zawodu jestem inżynierem budownictwa, zajmowałem się głównie budową i renowacją starych budynków. Jak widać zawód daleki od wojny. Ale w ciągu tych dwóch i pół tygodnia, podobnie jak tysiące innych Ukraińców i Ukrainek, miałam okazję dowiedzieć się wielu nowych rzeczy.
Tak się złożyło, że zwróciła się do mnie kobieta, której syn został wysłany do walki, a on pilnie potrzebował kamizelki kuloodpornej. Byłem gotów go zasponsorować, ale okazało się, że kamizelki kuloodpornej nie da się kupić. Żaden sklep nie miał ich już na magazynie. I nie mogłem jej pomóc…
Zmusiło mnie to do szukania wyjścia, myślenia i działania. Przestudiowałem, jakie są główne cechy kamizelek kuloodpornych z ładownicami (są ich różne rodzaje).
Najpierw znalazłam materiał, dodatki i krawcową, która potrafiła takie kamizelki uszyć.
Następnie szukałem stalowych płyt, które wytrzymają uderzenie pocisku. Zdecydowałem się stworzyć je z resorów samochodowych – nadają się te od Moskwicza, UAZa i GAZa.
Resory mają odpowiedni kształt, grubość i wytrzymałość. Trzeba je jeszcze przyciąć na wymiar i zespawać.
Tak powstałe płyty poddajemy jeszcze obróbce kowalskiej. Na koniec specjalnie je hartujemy.
Tak powstają główne płyty, które chronią najważniejsze organy na klatce piersiowej od przodu i pleców. Ich skuteczność została sprawdzona w praktyce przez nasze wojsko. Nie przebija ich strzał z SWD (karabinu snajperskiego Dragunowa, kaliber 7,62 × 54 mm R – przyp. belsat.eu) z odległości 50 i 30 metrów.
Jestem pewien, że te kamizelki kuloodporne uratują wiele istnień, mimo że są wykonane rzemieślniczą, domową metodą. Ciągle pracujemy nad udoskonaleniem naszej techniki.
To nie wszystko, co przygotowujemy w Równem. Wraz z innymi facetami opanowaliśmy produkcję tak zwanych „kotów” – ostrych metalowych kolców w kształcie krzyża, które są maskowane i układane na drogach, przed kolumnami wrogiego sprzętu. Nauczyłem się robić „koktajle Mołotowa” i to doświadczenie na wojnie jest bardzo potrzebne.
I wreszcie wolontariat. Bardzo kocham Polskę, mam polskie korzenie i od ponad 20 lat zawsze z przyjemnością odwiedzam ten kraj. Przez wiele lat pracowałem w branży budowlanej z polskimi partnerami. Mam tam przyjaciół. W czasie wojny zwróciłem się do Polaków z prośbą o pomoc humanitarną. Nie zawiedli i zrobili wszystko bardzo szybko. W imieniu wszystkich Ukraińców pragnę wyrazić wdzięczność wszystkim Polakom. Dziękuję bardzo za wsparcie we wszystkich dziedzinach. I wdzięczność w imieniu wszystkich potrzebujących, uchodźców i wojska, dla którego wasza pomoc jest dziś niezbędna.
Rozmawiali Natalia Zapór i Piotr Jaworski, belsat.eu