Metody stosowane w białoruskich aresztach wobec kobiet niczym nie różnią się od stosowanych przez wschodnioniemieckie Stasi – uważa redaktor opozycyjnego portalu Charter97.org Natalia Radzina. Ostatnio Radio Swaboda opisało historię Eddy Schoenherz – eneredowskiej prezenterki telewizyjnej wtrąconej w latach 70. do wiezienia Stasi. Okazało się, że jej doświadczenia pokrywają się z doświadczeniami białoruskich więźniarek.
Areszt i wymuszanie zeznań
Ina Mikałajczyk obrończyni praw człowieka z Brześcia w kwietniu 2010 zgłosiła milicji przypadek popełniania przestępstwa. Funkcjonariusze zaprosili ją na posterunek po czym aresztowali i oskarżyli ją o „kłamliwy donos”.
Dziewczynę wtrącono najpierw na trzy dni do aresztu, a po trzech dniach areszt znowu przedłużono o trzy dni na podstawie innego paragrafu. Dziewczyna opowiedziała Biełsatowi o sześciu dniach aresztu, w czasie których prowadzone były wielogodzinne, również nocne przesłuchania a zeznania milicjanci wymuszali siłą. Dziewczyna wyraźnie poruszona opowiadała o tym jak funkcjonariusze brzeskiego posterunku rejonowego porwali jej ubrani, bili ją, robili tzw. jaskółkę, czyli skuwali ręce kajdankami na plecach i kładli ją na taboret. Biciem zajmowały się kobiety – rozmówczyni do dziś pamięta ich nazwiska – śledcza Sciepaniuk i oficer operacyjny Wasilienka – prześladowczynie, miały również wyzywać ją nazywając „suką” i „tępą owcą” – dmuchały jej w twarz dymem z papierosów. Domagały się, by aresztowana podpisała czystą kartę papieru, na której miały zostać napisane nieprawdziwe zeznania. Milicjanci domagali się, by Mikołajczyk zaprzestała swojej działalności. Po wypuszczeniu z aresztu dziewczynę usiłowało zwerbować KGB i wtedy postanowiła uciec z Białorusi.
Aktywistka podkreśla, że na Białorusi takie zachowanie milicja wymuszającej zeznania jest na porządku dziennym.
Jb/Biełsat