„Boję się mniej niż inni i mogę to wykorzystać”. Rozmowa z reżyserką walczącą na wschodniej Ukrainie


Ukraińska reżyserka i dokumentalistka Alisa Kowalenko widziała wojnę już w 2014 roku, kiedy pojechała do Donbasu, by nakręcić film. Tam została schwytana przez separatystów. Obiecała sobie wówczas, że w razie wybuchu wojny na pełną skalę odłoży kamerę i z bronią w ręku ruszy do walki za ojczyznę. Teraz Alisa spełnia tę obietnicę jako żołnierz Ukraińskiej Armii Ochotniczej. W domu czeka na nią 5-letni syn. Rozmawialiśmy z Alisą o niewoli, o dokumentalistyce na linii frontu, o decyzji przyłączenia się do armii i o strachu podczas walki.

Reżyserka-dokumentalistka Alisa Kowalenko na froncie.
Zdj.: archiwum prywatne.

„Na Majdanie nosiłam olej do koktajli Mołotowa i jednocześnie filmowałam”

Alisa walczy w 5. Batalionie Ukraińskiej Armii Ochotniczej, w drugiej kompanii szturmowej. Działania batalionu koordynowane są przez sztab operacyjny i konsultowane z Siłami Zbrojnymi Ukrainy. Dodzwoniliśmy się do Alisy, gdy jej batalion wykonywał misje bojowe we wschodniej Ukrainie, 15 kilometrów od granicy z Rosją. W trakcie rozmowy podkreśla, że łączność w tych miejscach zapewnia system Starlink.

– Sieci komórkowe ani Internet nie mają tu zasięgu, więc rozmawiamy tylko dzięki Elonowi Muskowi – mówi.

Reżyserka-dokumentalistka Alisa Kowalenko na froncie.
Zdj.: archiwum prywatne.

Alisa jest autorką filmów dokumentalnych. Studiowała dziennikarstwo na Kijowskim Uniwersytecie Narodowym im. Tarasa Szewczenki, a następnie na Kijowskim Narodowym Uniwersytecie Teatru, Kina i Telewizji im. Karpenki Karego na wydziale scenariopisarstwa. Kiedy Alisa była na czwartym roku studiów, rozpoczął się Majdan.

– Wtedy jednocześnie nagrywałam i pomagałam, kiedy było to potrzebne. Wszyscy tam tak robili – nie można stać z boku, zachowywać dystansu, gdy takie rzeczy dzieją się w kraju – mówi Alisa. – A więc raz nagrywasz, raz gotujesz barszcz, a raz podajesz kostkę brukową. Nosiłam tam olej do koktajli Mołotowa, a także filmowałam.

Następnie Alisa i jej przyjaciółka wyjechały na studia do Szkoły Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy. W czasie studiów powstał film „Alicja w krainie wojny”, który opowiadał o rewolucji, Majdanie, początku wojny w Donbasie. Głównym bohaterem filmu jest nasza rozmówczyni. Film był pokazywany na ponad 50 międzynarodowych festiwalach i zdobył trzy nagrody za najlepszy film.

W niewoli grozili rozstrzelaniem

Reżyserka-dokumentalistka Alisa Kowalenko na froncie.
Zdj.: archiwum prywatne.

Alisa kręciła materiały w Donbasie niemal od początku działań wojennych. W 2014 roku została schwytana przez separatystów.

– Był to czas referendum w Doniecku, kiedy ogłoszono powstanie Donieckiej Republiki Ludowej (DRL). Po referendum pojechałam do Słowiańska do spadochroniarzy, a stamtąd znów wróciłam do Doniecka – wspomina Alisa. – Po drodze było pięć punktów kontrolnych separatystów. Na pierwszym z nich wydał mnie mój taksówkarz, powiedział, że jestem z ukraińskimi żołnierzami.

Wyciągnęli mnie z samochodu, mówiąc, że mam buty jak snajper, że jestem snajperką. Kopali mnie po nogach i mówili, że skoro nie płaczę, to ona na pewno jestem snajperką. Przesłuchiwał mnie rosyjski oficer, który przedstawił się jako szef kontrwywiadu i groził, że mnie rozstrzela, bo za przestępstwa, które rzekomo popełniłam, grozi kara śmierci.

Wiadomości
Obława w Donbasie. Torturowany jeniec wrócił szukać zemsty
2020.05.24 10:24

Mąż Alisy, francuski dziennikarz Stéphane Siohan, aby uwolnić żonę, udał się do Wiaczesława Ponomariowa, okupacyjnego mera Słowiańska w samozwańczej DRL.

– Myślę, że właśnie to mnie uratowało. Stéphane starał się nie robić zamieszania, ale separatyści wiedzieli, że jest zagranicznym dziennikarzem i że inni moi koledzy – również zagraniczni dziennikarze – wiedzą, gdzie jestem – mówi Alisa. – A wtedy separatyści jeszcze bali się negatywnych informacji w zachodnich mediach, więc mnie nie bili. Dochodziło jednak do przemocy seksualnej.

Alisa spędziła w niewoli pięć dni, a potem została po prostu wypuszczona.

„O piątej rano zadzwoniła moja mama i powiedziała, że w kierunku Kijowa lecą pociski”

Reżyserka-dokumentalistka Alisa Kowalenko na froncie.
Zdj.: archiwum prywatne.

Kilka miesięcy po wyjściu z niewoli reżyserka ponownie pojechała do Donbasu – do miejscowości Piski, gdzie znajdowało się lotnisko, aby tam nakręcić film o ochotnikach w czasie wojny.

– Filmowałam, ale jednocześnie uczyłam się trzymać i używać broni, więc zdobywałam doświadczenie – mówi Alisa. – Po niewoli niewiele mnie już przerażało i złożyłam obietnicę, że jeśli wojna wyjdzie poza Donbas i trzeba będzie bronić naszej ziemi, to chwycę za broń i pójdę na wojnę.

Reżyserka wyjaśnia, że trudno jej było pogodzić się z poczuciem, że jako dokumentalistka przygląda się wszystkiemu z boku.

– Kiedy filmujesz, patrzysz na życie przez kamerę, zachowujesz pewien dystans. Czułam, że chcę być w centrum tego życia, a nie tylko je obserwować – mówi. – Wiedziałam oczywiście, że kręcenie filmów i zachowywanie pamiątki wszystkiego, co się dzieje jest ważne, ale złożyłam sobie obietnicę i teraz jej dotrzymuję.

Wiadomości
W Mariupolu zginął litewski reżyser-dokumentalista
2022.04.03 10:28

W lutym, gdy rozpoczęła się wojna, Alisa również była w Donbasie – kręciła tam zdjęcia do filmu dokumentalnego „Ekspedycja 49” o życiu pięciu nastolatków na linii frontu.

– Większość materiału filmowego była już nakręcona, ale nadal potrzebowaliśmy atmosfery, dźwięku i innych szczegółów. Sytuacja w Donbasie, skąd pochodzą moi trzej bohaterowie, zaczęła się pogarszać. Razem z moim zespołem zdecydowaliśmy, że musimy jechać. Byłam w pociągu, kiedy to wszystko się zaczęło. Razem ze mną w tym samym przedziale jechał strażnik graniczny z Czernihowa. A potem, o piątej rano, zarówno on, jak i ja zaczęliśmy otrzymywać nieustanne telefony – wspomina Alisa. – Mama powiedziała mi, że w stronę Kijowa lecą pociski.

„Przez radio ogłaszali ewakuację, a my byliśmy w drodze na linię frontu”

Reżyserka-dokumentalistka Alisa Kowalenko na froncie.
Zdj.: archiwum prywatne.

Wojna na pełną skalę była dla reżyserki zaskoczeniem.

– Nie sądziłam, że dojdzie do takiej wojny. Mój mąż traktował to bardziej poważnie. A ja myślałam, że być może dojdzie do zaostrzenia konfliktu w Donbasie, że będą próbować wziąć Zaporoże, Chersoń, Azowszczyznę – mówi Alisa. – Nie spodziewałam się jednak, że zbombardują Kijów. Byłam zszokowana. Ani ten strażnik graniczny w moim przedziale, ani ja w przedziale nie wierzyliśmy, że to się dzieje.

W Donbasie Alisa spotkała się z bohaterami swojego filmu – ojcem i synem.

– Pojechaliśmy do ich wsi – Zołote w obwodzie ługańskim – opowiada reżyserka. – Gdy jechaliśmy, w radiu ciągle mówiono o ewakuacji obwodu ługańskiego. Byliśmy w drodze na linię frontu. Wszystko wyglądało jak jakaś apokalipsa.

Alisa zatrzymała się na jakiś czas u rodziny bohatera jej dokumentu. Sytuacja stawała się coraz gorsza.

– Niedaleko mieszkał mój przyjaciel, Belg Peter, który również był reżyserem. On, podobnie jak ja, kręcił film w Donbasie. Zaproponował, że mnie zabierze. Wspólnie prosiliśmy rodzinę moich bohaterów, by ewakuowali się razem z nami. Ale zdecydowali się zostać – mówi reżyserka. – Razem z kolegą dużo jeździliśmy wtedy po Donbasie. Pojechaliśmy do Charkowa – stamtąd zabraliśmy dziewczynę, kolejną bohaterkę mojego filmu. Obecnie przebywa w Belgii, ma się dobrze. Peter ewakuował bohatera swojego filmu, który poruszał się na wózku inwalidzkim. Po raz kolejny wróciliśmy do rodziny w Zołotem, po raz kolejny namawialiśmy ich do wyjazdu. Moje wspomnienia z początku wojny to ciągła jazda, wydaje się, że to była jakaś niekończąca się droga.

Komisja poborowa dwukrotnie ją odrzuciła

Reżyserka-dokumentalistka Alisa Kowalenko na froncie.
Zdj.: archiwum prywatne.

W pewnym momencie Alisa zrozumiała, że nie może już nagrywać.

– Dwóch z moich bohaterów znalazło się na okupowanych terytoriach, pozostali wyjechali. Wszystko bardzo szybko się zmieniało, moje kino się zatrzymało, nie wiedziałam już, co mogłabym robić jako dokumentalistka – mówi.

Szóstego dnia wojny udała się do biura komisji poborowej w Dobropolu, w obwodzie donieckim.

– Powiedziałam, że chcę iść na front, a oni byli bardzo zaskoczeni – wspomina Alisa. – Rozmawiali ze mną przez chwilę, pytali, co potrafię robić, jakie mam doświadczenie. W końcu powiedzieli, że do mnie zadzwonią. Ale nie zrobili tego.

Za drugim razem próbowała dostać się na front przez komisję w Dnieprze, ale w biurze nie chcieli nawet jej wysłuchać – powiedzieli, że nie wpuszczą jej bez legitymacji wojskowej.

Z Donbasu Alisa i jej belgijski przyjaciel pojechali na zachodnią granicę Ukrainy, aby przekazać bohatera filmu Petera na wózku inwalidzkim ludziom, którzy mogli zabrać go z kraju. Następnie odwiedziła koleżankę w Użhorodzie, dokąd z Kijowa przyjechała matka Alisy z pięcioletnim synem Teo. Alisa spędziła tam dwa dni, a potem pojechała do Kijowa.

– Dowiedziałam się, że pod Kijowem stacjonuje dowódca, którego znałam od 2014 roku. i bardzo go szanowałam. Przyłączyłam się więc do ludzi, których znałam i którym ufałam. Być może była to decyzja nieco irracjonalna, ale w zgodzie z moim sercem. W przeciwnym razie nie byłbym w stanie robić tego teraz – mówi ochotniczka.

„Nie wiem, co musiałoby się stać, żebym się naprawdę bała”

Reżyserka-dokumentalistka Alisa Kowalenko na froncie.
Zdj.: archiwum prywatne.

Alisa dołączyła do batalionu 17 kwietnia. Między pierwszym a drugim pobytem na froncie odbyła wiele szkoleń, m.in. na poligonie, uczestniczyła też w kursach.

– Ale wiedzę najlepiej przyswaja się na froncie – mówi Alisa. – Wiele widziałam. Nasza kompania brała udział w wyzwalaniu takich miejscowości jak Szestakowe czy Sorokiwka w obwodzie charkowskim. Nie brałam bezpośredniego udziału w walce, w której musiałabym strzelać do człowieka. Mogę sobie wyobrazić, że nie jest to łatwe, także pod względem psychicznym.

Wiadomości
Ukraina. Zginął dziennikarz i fotograf Maksym Łewin
2022.04.02 14:07

Alisa mówi jednak, że nie odczuwa wielkiego lęku.

– Tak wiele już przeszłam – ostrzał i niewolę. Dlatego teraz nie wiem, co musiałoby się stać, żebym naprawdę się bała – mówi. – Ale na przykład wczoraj w nocy był silny ostrzał, a my byliśmy w małej, starej chatce. Zrozumieliśmy, że jeśli tak dalej pójdzie, to skończymy w zbiorowej mogile. Być może wtedy odczuwałam coś w rodzaju strachu.

Wyjaśniłam synowi, że idę na wojnę dla jego przyszłości”

Reżyserka-dokumentalistka Alisa Kowalenko z synem.
Zdj.: archiwum prywatne.

Alisa nie widziała swojego syna od dwóch miesięcy, ale powiedziała mu od razu, że idzie na wojnę.

– On już dużo wiedział, opowiadałam mu o Donbasie, o wojnie, widział moje filmy stamtąd. Chciałam, żeby wiedział, dlaczego pojechałam do Donbasu i tam filmowałam – mówi Alisa. – Wielokrotnie mówiłam mu, że tam strzelają, że Rosja zaatakowała, wyjaśniałam pewne sprawy geopolityczne prostym językiem, tak prosto, jak to tylko możliwe, żeby zrozumiał.

Alisa powiedziała synowi, że idzie na wojnę także ze względu na niego.

– Wyjaśniłem, że chcę, aby żył w wolnym kraju, gdzie nie ma wojny, gdzie mógłby się rozwijać, żyć i cieszyć się życiem. I tak naprawdę robię to dla mojego syna. A ta motywacja jest silniejsza niż strach – mówi ochotniczka. – Martwię się, że nie będę mogła brać udział w wychowaniu syna, jeśli coś mi się stanie, ale sytuacja jest taka, że albo się ryzykuje, albo nie robi nic – nie ma trzeciej drogi. I tak ktoś musi walczyć. Jeśli boję się mniej niż inni ludzie, mogę to wykorzystać jako swoją siłę.

Teo jest teraz we Francji, razem ze swoją babcią (matką Alisy) i francuską częścią rodziny. Decyzję o wywiezieniu syna z Ukrainy Alisa podjęła wspólnie z mężem – chcieli, by syn był bezpieczny razem z bliskimi, by mógł chodzić do szkoły, bo przedszkola na Ukrainie nie działają i by matka Alisy również przebywała w bezpiecznym miejscu.

27 kwietnia były urodziny Teo. Pojechał do niego tata.

– Stéphane potrzebował przerwy, bo ostatnio bardzo intensywnie pracował jako dziennikarz, pisząc o Ukrainie – wyjaśnia Alisa.

„Zapytałam męża, czy pamięta obietnicę, którą złożyłam w 2014 roku”

Reżyserka-dokumentalistka Alisa Kowalenko na froncie.
Zdj.: archiwum prywatne.

Mąż Alisy pisze głównie dla gazety Libération, ale współpracuje także z innymi mediami, między innymi z kanadyjskim i belgijskim radiem. Alisa i Stéphane zaczęli spotykać się podczas Majdanu. Potem byli razem w Doniecku.

– Mój mąż dobrze mnie zna, zna moje zasady. Ale bardzo się o mnie bał, kiedy byłam w Donbasie na początku wojny, bał się, że znowu zostanę schwytana i że tym razem tacy jak ja zostaną zabici.

Nalegał więc, abym natychmiast wyjechała – mówi reżyserka. – Zapytałam go jednak, czy pamięta obietnicę, którą złożyłam w 2014 roku. Było to dla niego trudne, ale zaakceptował moją decyzję.

Alisa zamierza pozostać na froncie tak długo, jak będzie uważała, że jest tam potrzebna. Dziewczyna nie wyklucza jednak, że w pewnym momencie, np. gdy Ukraina rozpocznie udaną kontrofensywę i będzie zanosić się na zwycięstwo, pojawi się u niej uczucie, że musi ponownie wziąć do ręki kamerę i wrócić do dokumentalistyki.

– Obecnie bardzo trudno jest robić filmy dokumentalne, ponieważ trzeba zanurzyć się w historii bohatera. A teraz sytuacja zmienia się bardzo szybko. Czasami nagrywam jakieś urywki, na przykład pojedyncze ujęcie – okno, jakieś działania, uwieczniam to, by zostało w mojej pamięci. Teraz jednak jest to raczej praca dla dziennikarzy. Na robienie filmów potrzeba więcej czasu – mówi reżyserka.

Reżyserka-dokumentalistka Alisa Kowalenko na froncie.
Zdj.: archiwum prywatne.

Alisa uważa, że wojna potrwa jeszcze co najmniej kilka miesięcy.

– Kiedy pierwszy raz szłam na front, byłam bardzo optymistycznie nastawiona. Wydawało mi się, że wygramy w ciągu dwóch miesięcy, bo Europa jest z nami, cały świat jest z nami – mówi. – Teraz widzę, że to się przeciąga. W niektórych miejscach wojna staje się pozycyjna, w innych próbujemy przeprowadzić kontrofensywę, ale idzie nam to opornie. Myślę, to potrwa co najmniej kilka miesięcy. Sądzę, że najtrudniej będzie odeprzeć ich w Donbasie. Chociaż trudno jest prognozować, jeśli nie rozumie się strategii armii rosyjskiej. Robią rzeczy irracjonalne, nie potrafimy zrozumieć ich logiki. Są wyczerpani, ale próbują podejmować ofensywy, choć niezbyt skutecznie. Jest to bardzo trudne do przeanalizowania.

Historie
“Wiedziałam, że jeśli krzyknę, zastrzelą nas”. Historia Ukrainki zgwałconej przez rosyjskiego żołnierza
2022.04.27 16:07

Po zakończeniu wojny Alisa Kowalenko chce żyć z rodziną na Ukrainie i nadal kręcić filmy dokumentalne. Przede wszystkim chce dokończyć film, który od trzech lat kręci w Donbasie, a nad którym prace zostały wstrzymane przez wojnę.

Hanna Hanczar, ksz/belsat.eu

Aktualności