Dziennikarka w ostatnim tygodniu odsiadki odbywa "tournée" po białoruskich więzieniach


Kaciaryna Barysewicz została skazana na pół roku kolonii karnej za ujawnienie, że zabity przez milicję protestujący nie był pijany. Nie było jej dane „dosiedzieć” wyroku w areszcie śledczym, gdzie spędziła prawie cały wyrok, tylko na sam koniec została poddana uciążliwej procedurze przenoszenia do kolejnych placówek więziennych.

Kaciaryna Barysewicz. TUT.by

Mimo że wyrok pół roku kolonii karnej upływa 19 maja, dziennikarka została dziś przeniesiona z aresztu śledczego w podmińskim Żodzinie, do aresztu śledczego w Mohylewie. Następnie według portalu TUT.by ma jeszcze trafić do kobiecej kolonii karnej w Homlu, skąd zostanie dopiero zwolniona.

Według relacji osadzonych transport między więzieniami jest procesem wyjątkowo uciążliwym i mimo stosunkowo niewielkich dystansów trwa po kilkanaście godzin. Przed wyruszeniem są oni przenoszeni do niewygodnych cel przejściowych. Potem więźniarkami są przewożeni na dworzec i ładowani do okratowanych wagonów. Po przyjeździe na miejsce znów kilka godzin spędzają w celi przejściowej. Podczas tzw. etapowania więźniowie są traktowani bardzo ostro, pilnowani przez konwojentów z psami – procedura została odziedziczona po czasach sowieckich.

Dodatkowo po wyjściu z kolonii karnej dziennikarka będzie musiała wiele godzin spędzić w drodze do domu w Mińsku. Homel jest bowiem jednym z najbardziej oddalonych miast od białoruskiej stolicy.

Wiadomości
6 miesięcy kolonii karnej dla dziennikarki Tut.by
2021.03.02 14:27

Kaciarynę Barysewicz zatrzymano 19 listopada 2020 roku. Dziennikarka portalu TUT.by została skazana za ujawnienie tajemnicy lekarskiej, informując, że zabity przez milicję zwolennik opozycji Raman Bandarenka nie był pijany w czasie zatrzymania, jak informował władze. Dziennikarka, przekazując relację lekarza pogotowia Arcioma Sarokina obaliła więc oficjalną wersję, którą głosił także Alaksandr Łukaszenka.

Miński sąd uznał, że działania dziennikarki spowodowały „wzrost napięcia w społeczeństwie, wytworzenie atmosfery nieufności wobec organów państwowych i zachęcały obywateli do agresji i działań niezgodnych z prawem “. W rezultacie została skazana na pół roku więzienia oraz 2,9 tys. rubli kary, czyli niemal 4,2 tys. złotych.

Lekarz Arciom Sarokin operujący skatowanego, który ujawnił wyniki badania krwi, dostał 2 lata więzienia w zawieszeniu na rok i o połowę mniejszą grzywnę.

Sąd rzekomo dbając o prywatność poszkodowanego, utajnił proces. Sędzia nie wzięła pod uwagę opinii krewnych zabitego, że oskarżeni w rzeczywistości działali w jego interesie.

Wiadomości
„Dzisiaj był taki straszny przypadek”. Co aresztowany lekarz zdążył powiedzieć o śmierci uczestnika protestów
2021.01.20 16:29

Raman Bandarenka 11 listopada wieczorem wyszedł na podwórko przed swoim domem – nazywane, ze względu na dużą aktywność w czasie protestów, Placem Zmian. Chciał wyrazić sprzeciw, widząc, jak przysłani tajniacy likwidowali biało-czerwono-białe wstążki, którym ozdobione było podwórko. Doszło do wymiany zdań, potem do przepychanki, w której trakcie Bandarenka miał upaść i uderzyć się w głowę. Następnie siłą zaniesiono go nieoznakowanego mikrobusu. Wydarzenia te odtworzono później na podstawie relacji świadków i nagrań wideo. Kilka godzin później zatrzymany trafił do szpitala z ciężkimi obrażeniami, w tym ranami głowy. Niedługo potem zmarł. Dochodzenia w związku z jego śmiercią do tej pory nie wszczęto.

jb/ belsat.eu wg TUT.by

Aktualności