Swój bliskowschodni koncert Moskwa stara się grać na wszystkich fortepianach – również w relacjach z organizacjami palestyńskimi. Ma tam dobre stosunki z szeregiem ugrupowań islamistycznych, w tym Hamasem, którego nie uważa za organizację terrorystyczną.
Ambasador Autonomii Palestyńskiej w Moskwie Abdel Hafiz poinformował wczoraj rosyjskie media, że Mahmud Abbas, jej prezydent niebawem odwiedzi Moskwę. Może to oznaczać, że Kreml rozpoczął grę, której celami są odwrócenie uwagi Zachodu od wojny na Ukrainie oraz spowolnienie lub całkowite wstrzymanie pomocy militarnej dla Kijowa.
Dobre stosunki między Moskwą a Palestyńczykami są tradycyjne. Mają swój początek jeszcze w czasach ZSRR, który wspierał wojskowo i finansowo rozmaite organizacje palestyńskie walczące z Izraelem o niepodległe państwo.
Po powstaniu Izraela w 1948 r. ZSRR stał po jego stronie w konflikcie izraelsko-palestyńskim o ziemię. Potem, do czasu „wojny sześciodniowej” stosunek Moskwy do organizacji palestyńskich był raczej ambiwalentny. Przełom nastąpił po klęsce państw arabskich. Od tej pory Kreml zaczął wspierać bliskowschodnie organizacje terrorystyczne uznając ich walkę za „sprawiedliwą, słuszną i narodowowyzwoleńczą”. Pod koniec lat sześćdziesiątych rozpoczęła się nieoficjalna współpraca rosyjskich służb z niektórymi ugrupowaniami palestyńskimi.
Z odtajnionych dokumentów tzw. archiwum Mitrochina wynika, że Kreml wspierał przed wszystkim Wadiego Haddada i jego Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny. On sam został nawet agentem KGB o pseudonimie „Nacjonalista”. Po jego śmierci Moskwa zaczęła pomagać militarnie i finansowo Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jasira Arafata, choć jego działalność oceniała dość sceptycznie. Po powstaniu Autonomii Palestyńskiej w 1993 r. Federacja Rosyjska kontynuowała bliskowschodnią politykę ZSRR, w której ważne miejsce ma Autonomia Palestyńska oraz Hamas, rządzący de facto w Strefie Gazy.
Po ataku Hamasu na Izrael pojawiły się spekulacje, że mógł stać za nim Kreml, który co najmniej o nim wiedział. Nie były one bezpodstawne, bo Moskwa ma bardzo dobre relacje zarówno z władzami Autonomii Palestyńskiej jak i z Hamasem. Rosja chce być postrzegana na Bliskim Wschodzie zarówno jako wiarygodny partner jak i mediator czy nawet „lokalny żandarm”.
Impulsem do ożywienia wzajemnych kontaktów był początek wojny domowej w Syrii w 2015 r. oraz załamanie się relacji pomiędzy Autonomią Palestyńską po decyzjach ówczesnego prezydenta USA Donalda Trumpa. Wyraźnie zwiększyła się wówczas częstotliwość bezpośrednich spotkań polityków palestyńskich w rosyjskimi. Mahmud Abbas, prezydent Autonomii Palestyńskiej w ciągu ostatnich dziesięciu lat był osiem razy w Moskwie, gdzie spotykał się z Władimirem Putinem. Teraz oczekiwana jest jego kolejna wizyta na Kremlu. W czasie wizyty Dmitrija Miedwiediewa w Autonomii Palestyńskiej w 2016 r., ówczesnego premiera Rosji podpisano szereg umów gospodarczych, z których wiele nie przyniosło jednak spodziewanych efektów – jak choćby zwiększenie wymiany gospodarczej między państwami.
Również w relacjach z organizacjami palestyńskimi Moskwa stara się grać swój bliskowschodni koncert na wszystkich fortepianach. Ma tam dobre stosunki z szeregiem ugrupowań islamistycznych, w tym Hamasem, którego nie uważa za organizację terrorystyczną. W ciągu ostatnich ośmiu latach doszło w Moskwie do siedmiu spotkań jego przedstawicieli z rosyjskimi ministrami.
W marcu tego roku szef Biura Politycznego Hamasu Ismail Hanija spotkał się w Moskwie z Siergiejem Ławrowem, ministrem spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej. Także w marcu na Kremlu był przyjmowany Zijad Nochala, sekretarz generalny palestyńskiego Islamskiego Dżihadu, ugrupowania wspieranego przez Iran i działającego w Strefie Gazy. W 2020 r. rosyjskie MSZ zorganizowało w Moskwie szereg spotkań z organizacjami palestyńskimi, które nawet nie mają obecnie swych reprezentantów w rządzie Autonomii Palestyńskiej.
Jednak pomimo hucznych deklaracji Rosji o pomocy finansowej dla Palestyńczyków, jest ona niewielka w porównaniu ze wsparciem innych państw. Pięć lat temu Rosja wpłaciła do budżetu Agendy ONZ dla Pomocy Uchodźcom na Bliskim Wschodzie (UNRWA) zaledwie dwa miliony dolarów. Dla porównania, Włochy przekazały piętnaście milionów.
Kreml w ostatnich latach stara się konsekwentnie budować na Bliskim Wschodzie swój wizerunek poważnego i solidnego mediatora także pomiędzy zwaśnionymi władzami Autonomii Palestyńskiej a Hamasem. Poparcie Rosji umożliwiło Hamasowi przywrócenie stosunków z syryjskim reżimem Assada, zerwanych w dwa tysiące dwunastym roku.
Dalsze umacnianie się roli Rosji jako rzecznika spraw palestyńskich może podnieść jej rolę w ich negocjacjach z Izraelem. Zaangażowanie się Kremla w kwestię palestyńską jest dla niego mocnym atutem w relacjach z innymi państwami arabskimi, np. z Egiptem. Rosja może je także wykorzystywać w swoim antyzachodnim i antyamerykańskim przekazie skierowanym do świata muzułmańskiego, co trzeba przyznać, już przynosi efekty np. w krajach Sahelu i północnej Afryce.
Kreml bez skrupułów wykorzystuje antyamerykańskie nastroje w biednych państwach muzułmańskich spowodowane wojną w Iraku czy konfliktem izraelsko-palestyńskim do budowania swojej pozycji jako „przyjaciela islamu”. Dowodem jest choćby zacieśnienie współpracy politycznej i wojskowej z szyickim Iranem, któremu wcale nie przeszkadza, że Kreml wspiera jednocześnie państwa i organizacje sunnickie. Zgodnie z przysłowiem „wrogowie moich przyjaciół są moimi wrogami”.
Antoni Styrczula, belsat.eu
Więcej tekstów autora w dziale Opinie
Redakcja może nie podzielać opinii autora.