Dziennikarze Aleś Lauczuk i Miłana Charytonawa wraz z 13-letnią córką ponad dwa miesiące temu wyjechali na wakacje do Gruzji, jednak nie było im dane wrócić na Białoruś. Gdy byli za granicą, przeszukano mieszkania ich i ich bliskich, a także wszczęto przeciwko nim sprawę karną.
Z zawiadomienia nie wynika, co jest im zarzucane, jednak przeszukania odbywały w ramach „sprawy korowodów”. Chodzi o zablokowanie przez protestujących jednego ze skrzyżowań w Brześciu 13 września ub.r. Za udział w demonstracji, podczas której uczestnicy po prostu tańczyli w kole, skazano na kary więzienia i prac przymusowych już kilkadziesiąt osób.
Pod koniec lipca na państwowym kanale Biełaruś 4 ukazał się materiał o parze dziennikarskiej, w którym Lauczuk i Charytonawa zostali oskarżeni o koordynowanie protestów. Ten sam zarzut otrzymały dziennikarki Biełsatu Kaciaryna Andrejewa i Daria Czulcowa i zostały skazane na karę bezwzględnego więzienia.
Lauczuk podkreśla, że mimo ich wyjazdu władze nie dają im spokoju. 10 września do dziennikarza zadzwoniła Alena Staryk, dyrektor szkoły średniej nr 10 w Brześciu, do której chodzi jego córka i zaczęła oskarżać go o wywiezienie dziecka w nieznanym kierunku — de facto porwanie i odebranie mu prawa do nauki.
– Powiedziano mi, że umieścili nas na liście poszukiwanych i oraz na liście rodzin żyjących w warunkach niebezpiecznych społecznie, że stwarzamy im problemy. Bo jeśli chcieliśmy wyjechać, to powinniśmy dostarczyć wszystkie niezbędne dokumenty i uprzedzić z góry – opowiada dziennikarz.
Lauczuk przypomina, że dyrektorka szkoły była zastępcą przewodniczącego obwodowej rady deputowanych i przewodniczącą komisji wyborczej.
Podkreśla też, że przed rozpoczęciem roku szkolnego wysłał do szkoły list, w którym poinformował, że rodzina tymczasowo nie może wrócić na Białoruś.
– W rzeczywistości odebrano nam prawo powrotu do domu, a mojej córce odebrano prawo do nauki w białoruskiej szkole. Gdybyśmy wrócili na Białoruś, od razu trafilibyśmy do aresztu śledczego, ponieważ władza nie może nam wybaczyć tego, co mówimy i że pokazujemy prawdę od wielu lat. Co w tym przypadku stałoby się z dzieckiem na Białorusi? Boję się nawet sobie wyobrazić. Po tym, jak zostaliśmy pozbawieni wszystkiego, mają czelność oskarżać nas o naruszenie prawa naszej córki do edukacji i grożą nam – dodaje.
Dziennikarze, którzy ostatecznie wyjechali do Polski, mają nadzieję, że ich córka będzie mogła tu kontynuować naukę.
jb/ belsat.eu