Rodzinie "politycznego", zmarłego w kolonii karnej zwrócono jego rzeczy. Wszystkie – oprócz dziennika
O regularnie prowadzonym przez siebie dzienniku wspominał sam Witold Aszurak w listach wysyłanych na wolność.
Poinformowali o tym przyjaciele zmarłego więźnia politycznego, którzy postanowili go upamiętnić, prowadząc poświęcony mu profil na Facebooku.
– Zabrano pozostałe rzeczy Witolda. Najpierw z więzienia w Grodnie, a potem w Mohylewie – w Komitecie Śledczym. Odzież (w tym tę, której nie zdążył ponosić w kolonii w Szkłowie), cenny dla niego zegarek, dwie książki (Biblię po białorusku i podręcznik do angielskiego), rzeczy osobiste – napisali.
Oprócz tego rodzinie zwrócono „setki listów”, które więzień zabierał ze sobą z jednego miejsca pozbawienia wolności do drugiego. Były wśród nich też te, które przesłano mu z Grodna do Szkłowa, i których chyba nie zdążył już przeczytać.
– Czego nie było – to dziennika, o którym Witold niejednokrotnie pisał i który czasem cytował w listach. Brat Witolda Andrej Aszurak napisał skargę. Niestety inne mechanizmy poszukiwań faktycznie nie istnieją – zauważyli autorzy strony poświęconej działaczowi społecznemu z Lidy, który zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w kolonii karnej w Szkłowie.
O jego nagłej śmierci dyrekcja zakładu karnego zawiadomiła rodzinę 21 maja, ale ciało zmarłego wydano dopiero cztery dni później. Początkowo jako przyczynę zgonu podano „zatrzymanie akcji serca”, ale rodzina zapewnia, że prowadzący zdrowy tryb życia i aktywny fizycznie 50-latek nie uskarżał się na kłopoty z sercem.
Wkrótce potem Komitet Śledczy ogłosił wersję, że więzień „przewrócił się i uderzył w głowę, doznając urazu twarzy”. Opublikowano też wstrząsające nagranie wideo, na którym słaniający się na nogach mężczyzna traci równowagę i upadając, uderza głową o ścianę. Następnie jest opatrywany, ale kiedy zostaje w celi sam, przewraca się jeszcze raz i nieruchomieje na podłodze.
cez/belsat.eu
