Fala prześladowań będąca reakcją władz na ubiegłoroczne protesty zmusiła do wyjazdu z kraju ponad 200 przedstawicieli niezależnych mediów.
9 lipca na dziennikarkę z Bobrujska Marynę Małczanawą polowali funkcjonariusze KGB. Dosłownie: próbowali wyśledzić ją za pomocą geolokacji telefonu, ale się pomylili i próbowali zatrzymać inną osobę. Wtedy faktycznie wzięli jako zakładnika jej męża, aby zmusić ją do przyjścia.
– Mnie też wezwali. Powiedzieli, że jest tam u nich mój mąż i „zaprosili” mnie do KGB. Kiedy przyjechałam, męża zwolnili, a mnie zawieźli na przeszukanie. Po przeszukaniu zawieźli mnie na przesłuchanie. I było przesłuchanie i zobowiązanie do nierozgłaszania – opowiedziała nam dziennikarka.
Przeszukanie i przesłuchanie przeprowadzono w ramach sprawy karnej, w której Małczanawa ma status świadka. Wszystko trwało ok. siedmiu godzin. I to nie pierwszy raz, kiedy funkcjonariusze przesłuchują Marynę w sprawie, z którą nie ma ona nic wspólnego.
– Czuję niebezpieczeństwo. Nie wiem, czego po nich dalej się spodziewać, nie czuję się bezpieczna we własnym domu. Rozumiem, że mogą do mnie przyjść w każdej chwili – mówi dziennikarka.
Komentatorka polityczna agencji informacyjnej BiełaPAN Tacciana Karawiankowa też czuła to zagrożenie i 9 lipca wyjechała z Białorusi. Wcześniej też była zatrzymywana, a w jej domu odbywały się rewizje – 2018 r. Karawiankowa był podejrzaną w tzw. „sprawie BiełTA”. A niedawno, podczas głośnej konferencji prasowej z udziałem aresztowanego opozycyjnego dziennikarza Ramana Pratasiewicza, publicznie wyraziła z nim solidarność.
– Tę trudną decyzję (której jak myślałam, nigdy nie będę musiała podjąć, i którą odwlekałam, jak mogłam), podjęliśmy razem z redakcją dosłownie w kilka minut. Na spakowanie się zeszły jeszcze dwie godziny – napisała Karawiankowa na Facebooku. – Teraz rozdzierają mnie całkowicie przeciwstawne uczucia: czy wyjazd był przejawem mojej słabości czy rozsądku?
Andrej Dyńko, związany z legendarną gazetą Nasza Niwa redaktor magazynu “Nasza Historyja” i czasopism dziecięcych “Aściarożna, dzieci” i “Dudu”, postanowił nie wyjeżdżać. 8 lipca funkcjonariusze służb przeprowadzili przeszukanie w jego domu, skonfiskowali sprzęt i „materiały drukowane”, a jego samego zatrzymali – w ramach sprawy karnej.
– Andrzej Poczobut został, chociaż proponowano mu wyjazd z innymi Polakami. Andżelika Borys też postanowiła zostać. To go powstrzymywało – wyjaśnia decyzję Dyńki jego żona Natalla. – Powiedział: „ci ludzie siedzą mając możliwość wyjazdu i go odmawiając, a ja pobiegnę?” Powiedział: „kiedy wyjadę ja, to kto zostanie?”
8 i 9 lipca służby przeprowadziły bezprecedensową operację przeciwko niezależnym białoruskim mediom. Najmocniej represje dotknęły dziennikarzy z obwodu witebskiego i brzeskiego. W redakcjach i mieszkaniach odbyły się przeszukania, kilkadziesiąt osób przesłuchano w ramach postępowań karnych. Siedmioro dziennikarzy zatrzymano – wstępnie na 72 godziny.
– Ci ludzie są przekonani i my jesteśmy przekonani, że niczego nie naruszamy, nie jesteśmy kryminalistami. Pracujemy, jesteśmy dziennikarzami, a tu nagle przybiegają HUBAZiK-i, różne specsłużby, KGB i zaczynają „zaczystkę” – mówi Barys Harecki, wiceprezes niezależnego Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.
Organizacji wiadomo już o ok. 200 przedstawicielach mediów, którzy wyjechali z Białorusi. Po ostatnich „zaczystkach” liczba ta może jeszcze wzrosnąć.
– W ciągu ostatnich kilku dni władze zrobiły wszystko, aby ludzie, którzy nawet nie zamierzali wyjeżdżać z Białorusi, zaczęli bardzo poważnie nad tym się zastanawiać. Faktycznie teraz, aby być efektywną, redakcja musi opuścić kraj. Nie dlatego, że dziennikarze łamali prawo, ale dlatego, że pozostanie w kraju jest obiektywnie niebezpiecznie – podsumowuje Harecki.
W poniedziałek o sytuacji z niezależnymi mediami na Białorusi będzie dyskutował Parlament Europejski. Jedną z omawianych kwestii mają być sposoby wsparcia, jakiego można udzielić białoruskim dziennikarzom.
Iryna Karnijenka, cez/belsat.eu