Postępowanie milicjantów, którzy mało nie wybili oka reporterowi Associated Press Siarhejowi Hrycowi „nie nosiło znamion złamania prawa”.
Pikieta z zatrzymaniem
18 września, kilka dni przed wyborami parlamentarnymi, Hryc fotografował pikietę młodzieżowej organizacji „Zmiana” wzywającej do bojkotu głosowania. Aktywiści zamierzali rozdawać barszcz przechodniom – miało być to nawiązanie do słów szefowej białoruskiej Centralnej Komisji Wyborczej Lidii Jarmoszynej, która radziła kobietom, by nie chodziły na demonstrację a zamiast tego siedziały w domu i gotowały barszcz.
Nagle w pobliże miejsca pikiety podjechał nieoznakowany mikrobus, z którego wysiedli mężczyźni po cywilnemu, którzy zaczęli brutalnie wpychać uczestników pikiety i dziennikarzy do środka pojazdu. Fotografowi zbito okulary i poraniono twarz. Do aresztu na kilka godzin trafił również współpracownik Biełsatu Aleksander Barazienka.
Dzień później fotograf złożył zawiadomienie w komisariacie dzielnicy „Frunzeńska”, gdzie opisał swojej zranienie, a także przedstawił zdjęcia z momentu zatrzymania, jakie udało się zrobić innym dziennikarzom.
Kontrola nic nie wykazała
Po 18 dniach poszkodowany dziennikarz otrzymał odpowiedź, że miejscowy uarząd spraw wewnętrznych przeprowadził kontrolę, z której wynika, że nie znalazł w postępowaniu funkcjonariuszy znamion przestępstwa.
„Nie zamierzam dalej zaskarżać działań milicjantów i domagać się kary, bo w naszym systemie prawnym to nie ma najmniejszego sensu” – podsumował dziennikarz.
Biełsat