100 więźniów Kremla: dokąd zaprowadzą rządy Putina


W przeciwieństwie do Białorusi, gdzie trwa „miękka liberalizacja”, reżim w Rosji staje się coraz bardziej totalitarny.

Jeszcze niedawno można było usłyszeć, że w kwestiach praw człowieka Moskwa podąża szlakiem Mińska. Jednak, kiedy Aleksander Łukaszenka uwalniał więźniów politycznych, w Rosji pojawiali się kolejni. Obrońcy praw człowieka obecnie doliczyli się ich ok. stu.

Na ile łatwo stać się więźniem politycznym w państwie Władimira Putina? Komentują Eduard Palczys i Anastassija Zotowa, żona rosyjskiego więźnia politycznego Ildara Dadina. Materiał przygotował Rusłan Szoszyn.

Ildar Dadin stał się pierwszym więźniem politycznym w Rosji, którego skazano według zmian w kodeksie karnym, przyjętych przez Dumę Państwową po aneksji Krymu. Zgodnie z nimi udział w nielegalnych wiecach i akcjach może skończyć się karą bezwzględnego więzienia. Tak stało się w przypadku Ildara Dadina, chociaż jego pikiety były jednoosobowe.

„Ildar Dadin siedzi za jednoosobowe pikiety, ale na mocy wyroku za masowe zgromadzenia. Tylko, że żadnych masowych zgromadzeń nie było, naruszenia prawa o nich rzecz jasna, też nie było. Były sfabrykowane na policji protokoły, gdzie policjanci twierdzą, że Ildar rzekomo był jeszcze z jakimiś ludźmi” – mówi jego żona, Anastassija Zotowa.

Na początku listopada ub.r. Dadin opowiedział o biciu i torturach w kolonii karnej nr 7 w Karelii, gdzie wysłano go po ogłoszeniu wyroku. Naczelnika kolonii zwolniono, a sprawą zainteresował się sam Władimir Putin. Jednak prezydencka kontrola nic konkretnego nie wyjaśniła.

„Znane są fakty torturowania więźniów w Karelii, a także w obwodzie kemerowskim, swierdłowskim, irkuckim, czelabińskim” – wymienia Anastassija Zotowa.

Niedawno Parlament Europejski uchwalił rezolucję, w której domaga się bezzwłocznego uwolnienia Ildara Dadina i przeprowadzenia niezależnego śledztwa w sprawie tortur w więzieniach. Domagają się tego również USA. Może dlatego więźnia politycznego przeniesiono do innej kolonii. Ale co z innymi?

Rosyjska organizacja praw człowieka Memoriał szacuje ich liczbę na 100 osób. Niemal połowa z nich przebywa w więzieniach, a wobec pozostałych zastosowano inne środki ograniczenia wolności. Są wśród nich uczestnicy protestów na Placu Błotnym, są też zatrzymani na Krymie Ukraińcy, których uwolnienia żąda Kijów.

Znanego białoruskiego blogera i byłego więźnia politycznego Eduarda Palczysa, który przeszedł też przez rosyjski areszt, liczba politycznych w Rosji nie dziwi.

„Nie jest trudno stać się więźniem politycznym w Rosji. Wskazuje na to sprawa Placu Błotnego, gdzie istnieją analogie do mińskiego grudnia 2010 r. Tam też zatrzymano i aresztowano ogromną liczbę ludzi. Są więźniowie spośród nacjonalistów, komunistów i rosyjskich lewicowców – jak Siergiej Udalcow. Siedzi bardzo szerokie spektrum ludzi. Patrząc na sądy, kiedy ludzi wsadza się za reposty zdjęć w serwisie społecznościowym Vkontakte i za sms-y wysłane jeszcze w 2008 roku za informacje o konflikcie w Gruzji, to i 100 osób może być za mało” – uważa twórca strony 1863x.com.

Według Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna”, na Białorusi jest obecnie jeden więzień polityczny. To naukowiec Michaił Żamczużny z Witebska, który odsiaduje wyrok rzekomo za rozgłaszanie tajemnic naukowych. Oprócz niego od lata 2014 za kratami przebywa obrońca praw człowieka Andrej Bandarenka, skazany za „złośliwe chuligaństwo”. Ale Amnesty International i inne organizacje międzynarodowe uważają, że w przeciwieństwie do Rosji, na Białorusi więźniów politycznych nie ma.

Materiał ukazał się się w programie „Praswiet”. Oto jego wydanie w całości:

Aktualności