Białoruski sąd wznowił dziś proces przeciwko zwolennikowi opozycji Sciapanowi Łatypawowi. 1 czerwca więzień polityczny wbił sobie długopis w gardło na sali sądowej. Twierdzi, że był torturowany przez białoruskie służby, które wymuszały na nim przyznanie się do winy.
Sprawę Sciapana Łatypawa prowadzą prokurator Uładzimir Rabau i sędzia Alaksandr Wołk, którzy wcześniej wysłali do kolonii karnych wielu więźniów politycznych. Po rozpoczęciu rozprawy oskarżyciel zażądał wysłania oskarżonego na ekspertyzę psychiatryczną, a sąd poparł ten wniosek.
Sam Łatypau oświadczył, że targnął się na swoje życie w pełni świadomie, by zaprotestować przeciwko torturowaniu go w areszcie. 1 czerwca, przed próbą samobójczą powiedział, że Główny Wydział do Walki z Przestępczościa Zorganizowaną i Korupcją (HUBAZiK) MSW zmusił go do przyznania się do winy, grożąc prześladowaniem bliski. Zamiast przyznać się do zarzucanych mu przestępstw mężczyzna wolał wbić sobie w gardło długopis.
Tym razem więzień polityczny był skuty kajdankami z dwoma konwojentami. Jego proces chciało obserwować kilkadziesiąt osób, jednak milicja wpuściła tylko nielicznych tłumacząc się brakiem miejsca na sali.
Sciapan Łatypau to alpinista przemysłowy i arborysta (specjalista od pielęgnacji drzew), szeregowy uczestnik protestów przeciwko reżimowi Alaksandra Łukaszenki. Jest mieszkańcem bloku przy tzw. Placu Zmian – osiedlowym podwórku, które stało się centrum życia protestowego stolicy. To właśnie tam został zatrzymany 15 września 2020 roku, gdy prosił o wylegitymowanie się milicjantów, którzy przyszli zniszczyć słynny mural “Didżejów Zmian” na budce transformatorowej.
W jego domu przeprowadzono rewizję, po której zarzucono mu próbę otrucia milicjantów chemikaliami do zwalczania barszczu Sosnowskiego. Ostatecznie został oskarżony o organizację zamieszek, stawianie oporu podczas zatrzymania i oszustwa finansowe.
Podczas pierwszego posiedzenia w swojej sprawie, Łatypau opowiedział, że grożono jego ojcu i sąsiadom. Oświadczył też, że był katowany i 51 dni spędził w celi tortur. By nie przyznać się do zarzucanych mu przestępstw i nie ściągać represji na bliskich, próbował odebrać sobie życie na sali sądowej. Strażnicy nie mieli kluczy do klatki, w której został zamknięty i zanim udzielono mu pomocy, stracił przytomność. Zabrano go do Mińskiego Centrum Chirurgii, Hematologii i Transplantologii, gdzie przeszedł operację ratującą życie. Następnego dnia został zabrany do aresztu śledczego.
ii,pj/belsat.eu