Ostatnio Kaciaryna Andrejewa widziała się z Iharem Iliaszem w kwietniu – jeszcze zanim „etapowano” ją do zakładu karnego w Homlu.
Wtedy, jeszcze w areszcie, małżonkowie wiedzieli się dwukrotnie. Raz przez godzinę w lutym, a następnie przez dwie godziny – w kwietniu. Teraz widzenie, na które zezwoliła dyrekcja żeńskiej kolonii poprawczej w Homlu, trwało prawie cztery godziny.
– Kacia była w standardowej, przydziałowej sukience z żółtym identyfikatorem naszytym na piersi. Na identyfikatorze jest jej zdjęcie, artykuł, z którego została skazana, daty pobytu w zakładzie karnym – opowiedział Ihar Iliasz.
Kaciarynę przydzielono do wykonywania ogólnych prac w szwalni, która zajmuje się wykończeniem odzieży i dodatków dla funkcjonariuszy służb mundurowych: czapek, naramienników, bluz i drobnych akcesoriów pasmanteryjnych.
– Pracuje teraz jako pomocnica szwaczki, okres przyswojenia sobie nowej specjalizacji jeszcze się nie zakończył – dodał mąż skazanej dziennikarki.
Jak dodał Iliasz, Kaciaryna bardzo się męczy, ponieważ praktycznie nie ma wolnego czasu. Dlatego też przeprasza, że nie jest w stanie odpowiedzieć na wszystkie listy.
– Nie była karana za naruszenia regulaminu i nie skarży się na traktowanie ze strony administracji. Jeżeli chodzi o warunki, to są one znacznie lepsze niż niż w areszcie w Żodzinie i w mińskiej „Waładarce” – podkreślił Ihar.
Jak zauważył, Kacia „wyraźnie schudła, ale to nie chorowita wątłość”, zaś„biorąc pod uwagę sytuację, wygląda dobrze”.
– A najważniejsze, że trzyma się twardo i pewnie. Powiedziała, że bez względu na okoliczności nie napisze prośby o ułaskawienie, jeśli jej to zaproponują. To jej pryncypialne stanowisko – przekazał Ihar Iliasz.
ii, cez/belsat.eu