Szef polskiego MSZ przybył do Kijowa z pilną wizytą na zaproszenie strony ukraińskiej. Jak podkreślono w komunikacie, jest ona związana z zagrożeniem pokoju u granic Ukrainy.
MSZ w Warszawie przekazało, że Zbigniew Rau i minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba rozmawiali o eskalacji napięcia wzdłuż ukraińskiej granicy i “zagrożeniu dla pokoju w Europie” z niej wynikającego.
– Ukraina ma prawo się bronić! – podkreślił Zbigniew Rau.
Z kolei Dmytro Kułeba podkreślił, że podczas gdy Rosja “zwiększa zagrożenie bezpieczeństwa dla Ukrainy, Europy i społeczności transatlantyckiej”, ważne jest wzmocnienie ukraińsko-polskiego partnerstwa strategicznego.
– Polska to długoletni sojusznik i zaufany przyjaciel – zaznaczył.
W innym wpisie, szef ukraińskiej dyplomacji zaznaczył, że spotkanie ministrów było zaplanowane na późniejszy termin, “ale ze względu na sytuację Zbigniew Rau skorygował plany i wcześniej przybył do Kijowa”.
Rosja od kilku tygodni wzmacnia swoje siły przy granicy z Ukrainą. Tylko dziś oficjalnie poinformowano o tym, że ponad 10 jednostek desantowych i artyleryjskich rosyjskiej Flotylli Kaspijskiej opuściło bazę w Machaczkale i zmierza na Morze Czarne. Służby prasowe zapewniły, że odbywa się to w ramach sprawdzianu kontrolnego.
Politolog Iwan Preobrażeński w komentarzu na stronie rosyjskiej redakcji Deutsche Welle ocenił, że koncentracja sił Rosji koło granicy z Ukrainą na razie oznacza szantaż, a nie nieuniknioną wojnę.
– Nie warto się łudzić, bo tak duże “ćwiczenia” i “sprawdziany gotowości bojowej” są po prostu bardzo drogie. Decyzje o takich kosztach nie zapadają tak po prostu – argumentuje.
Zgadza się on z opinią, że Kreml chce “przetestować” nowego prezydenta USA Joe Bidena. Zdaniem Preobrażeńskiego, do wojny mogą też popchnąć Kreml czynniki wewnętrzne, w tym problemy gospodarcze, spadające notowania rządzącej partii Jedna Rosja, a także sytuacja wokół opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Pomogłaby w takich okolicznościach “mała zwycięska wojna”.
pp/belsat.eu wg PAP