Kremlowska elita jest zaślepiona: społeczne protesty są dla niej wojną hybrydową, Aleksiej Nawalny agentem USA, a Europy nie traktują jako samodzielnego bytu politycznego – mówi Aleksandr Baunow, ekspert i redaktor naczelny moskiewskiego Centrum Carnegie, w rozmowie z Michałem Kacewiczem.
– Sądząc po tej otoczce, jaką jej nadała kremlowska propaganda, to wizyta miała niewielkie znaczenie. Nie była specjalnie nagłaśniana. Przeszłaby bez większego echa, gdyby nie to, że towarzyszyła jej wysyłka trójki unijnych dyplomatów. W tym pracownicy polskiej placówki [w Petersburgu].
Poza oświadczeniami z konferencji prasowej nie znamy szczegółów rozmowy Borrell–Ławrow. Jednak decyzje towarzyszące wizycie: wyrzucenie dyplomatów i brak zgody na spotkanie unijnego dyplomaty ze znajdującym się w areszcie Aleksiejem Nawalnym pokazują, że to Kreml przyjął pozycję ofensywną i chciał dać UE do zrozumienia, żeby się nie wtrącała.
– Ja od dawna nie widzę w strategii Kremla wobec Europy żadnych zmian. Dla Władimira Putina i jego otoczenia nie ma czegoś takiego, jak Unia Europejska. Oni widzą Europę zasadniczo na dwóch płaszczyznach. Pierwsza – dla nich Europa nie jest bytem samodzielnym. Z perspektywy putinowskiej Rosji, Europa jest jedynie wykonawcą woli Waszyngtonu. Opinia ta ukształtowała się dawno i jest pokłosiem zimnowojennych genów rządzącej w Rosji elity.
Probem polega na tym, że Kreml zakonserwował takie podejście do Europy, jako myśl przewodnią swojej polityki zagranicznej i żadne argumenty podważającą ją, nie docierają. Przecież sytuacja z okresu prezydentury Donalda Trumpa jasno pokazała, jak rozjechała się polityka Europy i Ameryki. W politycznym sensie, bo w obszarze bezpieczeństwa to już tak nie wygląda.
Druga płaszczyzna to postrzeganie Europy nie jako całości, ale grupy państw o sprzecznych interesach. Moskwa szczególnie dostrzega duże państwa europejskie, ignorując małe. Z tego punktu widzenia Borrell po prostu nie mógł być kimś, kto będzie przer Kreml traktowany jak poważny rozmówca.
– Prześladowania opozycji, łamanie praw człowieka i demokracji nie jest zjawiskiem nowym. To sytuacja znana od lat. Tym razem mamy nowy element: fizyczny atak na człowieka. Jest to inna sytuacja, niż w przypadku Skripalów i innych. Tym razem próbowano zabić rosyjskiego obywatela, opozycjonistę. Kreml traktuje to jak swoją wewnętrzną sprawę i uważa, że za oskarżaniem o otrucie stoi Ameryka. Niemcy i sam Nawalny są z perspektywy Putina jedynie wykonawcami zlecenia Waszyngtonu.
Putin naprawdę wierzy, że Nawalny jest amerykańskim agentem. Petryfikacja tego typu myślenia, w wojennych kategoriach, doszła już do tego poziomu, że protesty opozycji są oceniane tylko i wyłącznie jako akt wojny hybrydowej przeciw Rosji. Putin kreuje się na współczesnego Piotra Stołypina, rządzącego twardą ręką, ale zapewniającego okres pomyślności, pokoju i nie dopuszczającego do rewolucji. Takie przynajmniej są wyobrażenia kremlowskiej elity.
– No więc właśnie, czas komfortu już się skończył. Stąd wprowadzany powoli w życie transfer władzy. Przy czym po nieudanym eksperymencie z chwilową podmianą Putina na Miedwiediewa w 2008 r., tym razem transfer musi być solidniej zrobiony. Idealnym wzorcem byłby np. Meksyk, gdzie władza transferowała się bezpiecznie w ramach tej samej elity, przy zachowaniu jej ciągłości i pozorów demokracji, oraz poprawnych relacji ze światem.
– To prawda, w Rosji partie są fasadą. System bardziej wygląda jak w Hiszpanii czasów Franco: jest zawieszony na jednej osobie. To reżim personalny. A ponieważ nie ma w ramach systemu konkurencji i naturalnego pretendenta na następcę, transfer władzy będzie utrudniony. W Hiszpanii po śmierci dyktatora reżim szybko się rozpadł. Oznaki kryzysu były już wcześniej. Widzimy to w Rosji.
– Tu trzeba wyraźnie zaznaczyć, że Nawalny nie był wcześniej tym, za kogo go uważa znaczna częśći zachodniej opinii publicznej. Tj. niekwestionowanym liderem i idolem opozycji, demokratów, generalnie przeciwników Kremla. Nie. Nawalny był nawet niezbyt lubiany w kręgach tradycyjnej, liberalnej, miejskiej i inteligenckiej opozycji.
Ostatnie protesty były zdecydowanie bardziej radykalne, niż te z 2011 -12 r. Widać na nich nieco inny komponent ludzi. Do tego wiemy, że np. dawny elektorat Władimira Żyrinowskiego przenika się ze zwolennikami Nawalnego. A jednak Nawalny swoim odważnym przyjazdem, bohaterstwem i poświęceniem zaimponował. Kiedy rozmawiam ze sceptycznymi dotąd wobec niego ludźmi z moskiewskiej inteligencji, to słyszę, że go doceniają. Że zbudował swój własny etos. A to jest coś, czego w Rosji brakowało.
Brakowało nam współczesnych bohaterów. Do pewnego stopnia na takiego wykreował się Putin, ale jego legenda już się rozpada, słabnie. Ale i Nawalny ma problemy. Mobilizacja protestów, by rozwijały się, jak np. na Białorusi, nie udała się. Widać, że po dwóch dużych protestach w obronie Nawalnego ich energia osiągnęła maksymalny poziom na dziś. Stąd decyzja o ich wstrzymaniu do wiosny. Pojawiły się również głosy krytyczne wobec Nawalnego w samej opozycji – np. ostatnio Grigorija Jawlińskiego. To wszystko sprawia, że nastroje społeczne w Rosji buzują, ale daleko jeszcze do prawdziwego, dużego i zorganizowanego buntu zdolnego szybko zmienić władzę.
– Na razie widzimy, jak Joe Biden ściga się na antyrosyjską retorykę, eskaluje epitety i groźby. Widzę w tym sporo elementów wewnątrzamerykańskiej polityki i próby odróżnienia się od Trumpa na wstępie prezydentury. W realnych działaniach USA wobec Rosji pole jest ograniczone i na chwilę obecną osiągnięto maksimum, tego co przeciw Putinowi Ameryka może zrobić. Przypomnę: sankcje, sprzeciw wobec Nord Streamu, wzmacnianie obecności wojskowej w Europie. Dalsza eskalacja wymagałaby wprowadzenia konfrontacji na nowy poziom.
– Myślę, że Putin przyzwyczaił się do sytuacji konfrontacji z Zachodem i utwierdził, że nie potrzebny jest mu powrót do innych, niż obecne, napięte relacje. Dd dawna buduje swój własny, alternatywny świat.
Jeśli mówimy o manewrze typu „mała, zwycięska wojna” dla odwrócenia uwagi, jaki był już praktykowany, to podstawowe pytanie brzmi: gdzie? Ukraina? Ukraina prędzej czy później sama znajdzie się w kryzysie politycznym, wewnętrznym. I w sposób oczywisty Rosja będzie tam zaangażowana po jednej ze stron. Może dojść do włączenia separatystycznego Donbasu w skład Rosji, choć to póki co mało popularna idea.
Interwencja na Białorusi również możliwa jest tylko w skrajnym przypadku, gdyby w Mińsku rzeczywiście miało dojść do niekontrolowanego obalenia Łukaszenki. Innych możliwości nie widzę. Bo podstawowym celem putinowskiej władzy jest po prostu przetrwać.
Michał Kacewicz/belsat.eu