Mikałaj: "Usłyszałem, że dopóki służą dzielni milicjanci, nie będzie żadnych zmian". Historia nr 19 z cyklu "Miałem szczęście"


To tylko jedna z zebranych przez dziennikarzy Biełsatu relacji, które dokumentują fakty brutalnej przemocy stosowanej przez funkcjonariuszy reżimu wobec uczestników pokojowych protestów i przypadkowych osób. Swoje historie opowiedziały nam same ofiary.

Mińszczanin Mikałaj Izaitka jest jednym z dziesiątków ludzi, którzy zostali zatrzymani na pustych ulicach, kiedy właśnie wracali do domu. Ręka mężczyzny była owinięta w biały bandaż i kiedy po drodze natknął się na funkcjonariuszy OMON-u, ci zobaczyli opatrunek.

– Wszystko jasne, zabieramy – powiedzieli.

Podczas gdy mundurowi zatrzymywali inne osoby, Mikałaj miał siedzieć na krawężniku. Odniósł wrażenie, że oddziałowi mundurowych z góry narzucono, ile osób powinni zatrzymać, bo zabierali przypadkowe osoby. Na przykład mężczyznę, który wyszedł w kapciach na stację benzynową, żeby kupić piwo.

Mikałaj Izaitka.
Zdj. belsat.eu

Na komisariacie milicji dzielnicy Frunzenski Rajon zatrzymanych „przywitali” funkcjonariusze OMON-u – już na schodach przy wejściu do budynku zaczęli bić zatrzymanych. Założyli im kajdanki, zaprowadzili do pomieszczenia treningowego i kazali położyć się na podłodze. Milicjanci chodzili wokół leżących i bili ich.

Ciosom zadawanym Mikałajowi towarzyszyły słowa funkcjonariusza:

– Gdzie jest teraz twoja Cichanouskaja? Dopóki w Mińsku służą dzielni milicjanci, nie będziecie mieli żadnych zmian.

Zatrzymanego zabrano „na rozmowę” do małego pomieszczenia obok. Cała podłoga była tam pokryta krwią.

Do aresztu przy ul. Akreścina jechał klęcząc. Po drodze również miały miejsce pobicia. Dostawał tym razem nie pałkami, ale pięściami i butelkami z wodą. Wyszedł z pojazdu przez tradycyjny już w tym czasie „korytarz” funkcjonariuszy, którzy bili każdego przechodzącego obok nich zatrzymanego.

Strażnik nie odpowiadał na prośby zatrzymanych o wezwania lekarza i wodę. Na pytanie, dokąd ich przywieziono, odpowiedział: „na Hurskiego” (w Mińsku na ulicy Hurskiego znajduje się schronisko dla zwierząt).

Rysunek Mikałaja wykonany w areszcie na Akreścina.
Zdj. belsat.eu

Dziesięć godzin później przeniesiono go do pięcioosobowej celi, gdzie siedziało w sumie 33 osoby. W pomieszczeniu ciężko było wytrzymać, nie wspominając o śnie. W nocy przyszli strażnicy i kazali podpisać akt oskarżenia.

– No co, biłeś OMON, czy wychowywałeś? – powiedział jeden z milicjantów.

Proces Mikałaja trwał trzy minuty. „Brał udział, krzyczał, klaskał”. Tradycyjnie w akcie oskarżenia wskazano niewłaściwy czas i miejsce zatrzymania. Wyrok sądu – 15 dni aresztu.

Po pewnym czasie jego i innych zatrzymanych wyprowadzono na dziedziniec, gdzie mieli czekać na przeniesienie do aresztu w Słucku. Mikałaja rozbolał staw kolanowy, który niedawno był operowany. Noga spuchła i ciężko mu było ją zginać. Kilkugodzinne klęczenie sprawiało ogromny ból. Na szczęście sanitariusze zauważyli stan nogi Mikałaja i zabrali go z aresztu. W szpitalu założono mu na nogę gips, dostał kilka zastrzyków i mógł nareszcie wrócić do domu.

Wszystkie historie cyklu „Miałem szczęście” znajdują się tu – można je przeczytać oraz ich wysłuchać.

Aktualności