Maksim: "Wykopałem w lesie groby dla was". Historia nr 10 z cyklu „Miałem szczęście”


To tylko jedna z zebranych przez dziennikarzy Biełsatu relacji, które dokumentują fakty brutalnej przemocy stosowanej przez funkcjonariuszy reżimu wobec uczestników pokojowych protestów i przypadkowych osób. Swoje historie opowiedziały nam same ofiary.

Maksim Achcienka jest teraz w Polsce razem ze swoim przyjacielem, również Maksimem. Zaczyna od wyjaśnienia, dlaczego poszedł na protest.

– Odkąd pamiętam, od władz słyszymy tylko kłamstwa. Tym razem też. Ile można wytrzymać? Trzeba wyrażać własne zdanie!

Na początku nie chce mówić o szczegółach zatrzymania i pobycie na komisariacie. Mówi, że takich historii są tysiące. W końcu jednak opowiedział nam swoją.

Maksim Achcienka.
Zdj. belsat.eu

Tego dnia funkcjonariusze zatrzymali obu Maksimów w tych samych okolicznościach. Chłopcy doszli do wniosku, że milicja jest przygotowana na protesty znacznie lepiej niż demonstranci, więc wybrali się do jednego z barów w Homlu. Po drodze zostali zatrzymani, a wśród ich rzeczy osobistych znaleziono krótkofalówki, które miały służyć im do kontaktu (internet na Białorusi w tym czasie nie działał). Milicjanci widząc urządzenia nadawczo-odbiorcze posądzili chłopaków o organizację protestów. Jak wspomina Maksim, pobito ich przed dworcem autobusowym, ale nie mocno.

– Pomyślałem, że jeśli tak ma wyglądać nasze zatrzymanie, to właściwie nic strasznego – wspomina.

Potem jednak przewieziono ich na komisariat milicji dzielnicy Centralny Rajon. Trafili na trzecie piętro. Znajdował się tam korytarz, przez który dziesiątki zatrzymanych musiały czołgać się ze skutymi w kajdanki rękami. OMON i funkcjonariusze w cywilnych strojach bezlitośnie bili ludzi. Maksim został zaciągnięty do pomieszczenia administracji, gdzie siedziało kilku mundurowych. Tam zaczęły się prawdziwe tortury.

Wykrzykując wulgaryzmy i zadając Maksimowi ciosy po całym ciele, milicjanci pokazywali mu protokoły, maski klaunów i inne rzeczy, które miały potwierdzić, że Maksim koordynował protesty. To trwało godzinami. Działania funkcjonariuszy przerwał Alaksandr Sztrapau, szef milicji dzielnicy Centralny Rajon w Homlu. Zaproponował, by „normalnie porozmawiali”, po czym postawił nogę na twarzy zatrzymanego.

– Leżałem w tym biurze i patrzyłem na listwę przy podłodze. I nawet jakoś bardzo się nie stresowałem, byłem spokojny. Chyba po prostu pogodziłem się ze swoim losem.

– Wiesz, że możesz po prostu zniknąć i nikogo nie będzie interesowało, gdzie jesteś? – spytał jeden z funkcjonariuszy pomiędzy seriami uderzeń. – Wiesz, że wykopałem dziesięć grobów w lesie za miastem?

Trzyminutowy proces i decyzja o karze 12 dni pozbawienia wolności nie powstrzymały tortur. Maksima zaprowadzono do innego pomieszczenia, gdzie znajdowało się dwóch mężczyzn. Jak twierdzi chłopak, byli z KGB. Kontynuowali przesłuchanie w tym samym stylu, co ich koledzy z poprzedniego biura. Bili i zmuszali do przyznania się, że Maksim jest właścicielem masek klaunów. Kiedy Maksim odmówił, trafił do aresztu na trzy dni.

– W tym czasie miałem wszystko sobie przypomnieć i zdradzić im nazwiska. Popadłem w ogromną paranoję, myślałem, że mają nade mną władzę. Mogli zrobić ze mną, co tylko chcieli. Jeśli mieliby taki kaprys, mogli całkowicie sfabrykować sprawę.

Trzy dni później Maksim i większość pozostałych zatrzymanych podczas powyborczych protestów dostali do podpisania dokument, w którym oświadczyli że nie wezmą udziału w kolejnych demonstracjach. Po złożeniu podpisu zostali wypuszczeni na wolność. Następnego dnia mężczyzna udał się do szpitala obwodowego, gdzie opowiedział o pobiciu przez milicjantów. Rozpoczęły się telefony z Komitetu Śledczego.

Rysunek Maksima Achcienki.
Zdj. belsat.eu

– Powiedzieli, że „chcą zebrać was wszystkich na 4 piętrze komisariatu, żebyśmy mogli zeznawać”. Podejrzewałem, że gdy tylko się tam zbierzemy, znowu nas wszystkich zamkną.

Kiedy wezwania na posterunek stały się bardziej natarczywe, Maksim i jego przyjaciel podjęli szybką decyzję: „Jedziemy na polską granicę ubiegać się o azyl”. Załatwił kilka spraw i po pół godziny wyjechali.

Kiedy rozmawialiśmy z Maksimem, śledczy wciąż go szukali. Przychodzili oraz telefonowali do jego rodziców i przyjaciół.

Wszystkie historie cyklu „Miałem szczęście” znajdują się tu – można je przeczytać oraz ich wysłuchać.

Aktualności